Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Twarze bezpieki

Treść

Z Konradem Rokickim z referatu naukowego Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie
rozmawia Jacek Dytkowski

Czym się wyróżniała warszawska bezpieka na tle innych regionów PRL?
- Przede wszystkim swoją organizacją. Ze względu na wielkość miasta służby bezpieczeństwa były podzielone na dwie niezależne struktury: w okresie stalinowskim Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego i Urząd Bezpieczeństwa Publicznego m.st. Warszawy, po przemianach organizacyjnych zaś od 1956 r. warszawska Służba Bezpieczeństwa ulokowana była w Wojewódzkiej Komendzie MO i w Komendzie Stołecznej MO. Ten podział obowiązywał aż do reformy administracyjnej w 1975 roku. Taka dwoistość miała miejsce także w Łodzi. Trzeba jednak pamiętać, że w Warszawie istniał jeszcze szczebel centralny, ministerialny.

Jakie było znaczenie stołecznej UB-SB w "utrwalaniu" władzy ludowej w Polsce?
- Różne są określenia odnoszące się do roli bezpieki w Polsce Ludowej. Mówi się, że była "zbrojnym ramieniem" partii albo ironicznie - jej "bijącym sercem", a o funkcjonariuszach bezpieczeństwa - "pretorianie komunizmu". Rzeczywiście: aparat bezpieczeństwa, a w istocie aparat represji, nie stał ponad partią - on wykonywał jej zalecenia. To partia wydawała dyrektywy, które realizowali funkcjonariusze UB, a następnie SB. W pierwszych latach Polski Ludowej bezpieka posłużyła do zniszczenia partyzantki niepodległościowej i wszelkiej opozycji politycznej. Później jej ostrze skierowano przeciw Kościołowi katolickiemu, który do połowy lat 70., dopóki nie pojawiły się KOR, ROPCiO i "Solidarność" - był jedyną zorganizowaną opozycją.

Kościół był szczególnie zwalczany...
- Stosunek warszawskiej bezpieki do Kościoła nie różnił się niczym od sytuacji w innych częściach Polski. Kościół był groźnym wrogiem dla partii w walce ideologicznej, był ostoją innego systemu wartości - ku rozpaczy komunistów - głęboko zakorzenionego w polskim społeczeństwie. W stosunkach państwo - Kościół zdarzały się okresy "zawieszenia broni", jak po 1956 roku. Jednak księża przez cały okres rządów partii komunistycznej byli na celowniku służb bezpieczeństwa.

Z jakich sfer społecznych wywodzili się warszawscy funkcjonariusze służb bezpieczeństwa?
- Najlepiej znamy kadry z czasów stalinowskich. Przeważały w nich osoby pochodzenia chłopskiego i robotniczego, narodowości polskiej. Byli to zazwyczaj młodzi chłopcy ze wsi lub małych miasteczek. Wielu funkcjonariuszy pochodziło z terenów Kresów Wschodnich, zajętych przez Związek Radziecki. Byli bardzo słabo wykształceni - mimo to służba w Urzędzie Bezpieczeństwa umożliwiała im karierę. Tak się działo przynajmniej do 1956 roku. Później, w latach 60., następuje weryfikacja kadr - usuwa się osoby nieposiadające matury.

Jakie wymagania stawiano kandydatom do pracy
w Urzędzie Bezpieczeństwa?
- Głównym kryterium była przynależność do partii. Najczęściej osoby zgłaszające chęć pracy w strukturach bezpieczeństwa nie miały żadnego doświadczenia politycznego - nie należały do przedwojennych lub okupacyjnych komunistycznych organizacji. Zaczynając swoją służbę, wstępowały one jednocześnie do partii. Bezpartyjni funkcjonariusze są niezwykłą rzadkością. Drugi warunek to stosunek do wiary. W swoich pierwszych ankietach kandydaci na bezpieczniaków wpisywali wyznanie rzymsko-katolickie, po 1951 roku - w ramach akcji nowej ankietyzacji, określali się jako bezwyznaniowcy lub niepraktykujący.

Czy mógłby Pan wymienić nazwiska warszawskich funkcjonariuszy, którzy szczególnie wsławili się swoją bezwzględnością w stosunku do żołnierzy podziemia?
- Warto zapamiętać takie nazwiska, jak Frey-Bielecki, który jako pierwszy zakładał w Warszawie Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Inny "słynny" funkcjonariusz to Bronisław Trochimowicz. W ankiecie personalnej wypełnionej po rosyjsku jako język rodzimy wpisał - rosyjski. W 1945 r. nominowany został na stanowisko zastępcy kierownika grupy operacyjnej UBP tworzącej UBP w okręgu dolnośląskim. Z okresu tego pochodzi doniesienie kierownika Wydziału Personalnego WUBP we Wrocławiu, który pisał: "Mjr Trochimowicz, jak również mjr Imiołek stali się panami życia i śmierci każdego pracownika WUBP. Zwalniają, przyjmują kogo chcą i za co chcą. (...) dają rozkazy, odwołują, zależnie od ich upodobania i humoru". Następny "wybitny" bezpieczniak to Tadeusz Paszta, szef WUBP w Warszawie. Odpowiedzialny za pacyfikację powiatów węgrowskiego i sokołowskiego w grudniu 1946 r. - styczniu 1947 roku. I wreszcie Ludwik Andrzej Szenborn. Był on funkcjonariuszem, którego przełożeni wysyłali w celu doprowadzenia do "porządku" inne wojewódzkie urzędy bezpieczeństwa.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-04-27

Autor: wa