Turniej Czterech Skoczni piąty raz dla Fina
Treść
Jeśli forma dopisuje, wszystko jest możliwe - powiedział po ostatnim konkursie Turnieju Czterech Skoczni jego triumfator, Janne Ahonen. Fin wygrał tę imprezę po raz piąty, co nie udało się dotąd żadnemu skoczkowi i zapewne nie uda przez długie lata. Adam Małysz uplasował się tuż za podium, choć tym razem miejsce było trochę lepsze niż dyspozycja naszego mistrza. Po pierwszym konkursie w Oberstdorfie mało kto spodziewał się takiego rozstrzygnięcia. Zawody wygrał bowiem Thomas Morgenstern, i to z taką przewagą (ponad 15 pkt nad swym rodakiem Gregorem Schlierenzauerem i prawie 17 nad Ahonenem), że mógł spokojnie rozdawać karty. Skoki bywają jednak nieprzewidywalne, czasami wystarczy jeden podmuch wiatru, by wywrócić wszystko do góry nogami. Morgensternowi źle nie powiało, ale stracił gdzieś swój błysk i regularność. Wykorzystał to ten, który już przed sezonem postawił sprawę jasno, wygraną w TCS określając swym głównym celem. Ahonen w żadnym z czterech konkursów nie wypadł poza podium. W Bischofshofen był dwukrotnie najlepszy, do tego w wielkim stylu. - Janne potrafił skoncentrować się po mistrzowsku i to było kluczem do sukcesu - nie miał wątpliwości wielki przegrany zawodów. Bo choć Morgenstern uplasował się na drugiej pozycji, niby doskonałej, rozpoczynał zmagania z konkretnie nakreślonym planem, w którym grubą linią podkreślił - mam walczyć o zwycięstwo. Tylko i wyłącznie. Dominator pierwszej części sezonu i lider Pucharu Świata naturalną koleją rzeczy zdawał się głównym faworytem, ale górą okazała się klasa i doświadczenie utytułowanego Fina. Austriak przyjął porażkę z godnością, już zapowiedział, że równie ważna będzie walka o mistrzostwo świata w lotach i triumf w klasyfikacji generalnej PŚ - ale niepowodzenie go dotknęło. A Ahonen przeszedł w niedzielę do historii, bo jeszcze nikt nie wygrał TCS pięciokrotnie. Pierwszy raz był najlepszy w roku 1999, później w 2003, 2005, 2006 (ex aequo z Czechem Jakubem Jandą) i teraz. - W Oberstdorfie myślałem, że nie będę w stanie zwyciężyć, ale już w Garmisch-Partenkirchen stało się to realne. Gdy forma dopisuje, wszystko jest możliwe - przyznał. Tej formy na razie brakuje Małyszowi. Polak co prawda sporadycznie pokazuje się ze znakomitej strony, ale najczęściej na treningach. Podczas zawodów jest już gorzej. - Czegoś mi brakuje, za dużo myślę, co zrobić, by było lepiej - mówi nasz mistrz. Czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli szuka dziś tego automatyzmu, dzięki któremu będzie mógł wszystko robić naturalnie, odruchowo - a bez tego o sukcesy ciężko. Mimo to Małysz zajął w klasyfikacji TCS wysokie, czwarte miejsce. Chyba lepsze niż forma. Powtórzył tym samym osiągnięcie sprzed trzech i sześciu lat. Największy triumf święcił w 2001 r., gdy w fenomenalnym stylu zawody wygrał z rekordową przewagą nad drugim zawodnikiem. Dwa lata później był w nich trzeci. Kolejne konkursy PŚ odbędą się w najbliższy weekend we włoskim Predazzo. Małysz tamtejszą skocznię bardzo lubi... Pisk "Nasz Dziennik" 2008-01-08
Autor: wa