Turcja: Czy konflikt z Kurdami zablokuje akcesję?
Treść
Zaledwie półtorej godziny trwały wczorajsze rozmowy turecko-irackie dotyczące separatystów kurdyjskich w Turcji i ewentualnej interwencji armii tureckiej na północy Iraku. Szczegóły spotkania nie są znane. Nie podano też informacji na temat terminu dalszych rozmów. Turcja w rejon granicy z Irakiem skierowała już 100 tys. żołnierzy, wspieranych przez myśliwce F-16 i śmigłowce bojowe. Czy ewentualne działania wojenne przeciwko Kurdom uniemożliwią Turkom przyłączenie się do państw Wspólnoty Europejskiej? Co okaże się ważniejsze: wejście do Unii czy obrona "dziedzictwa Atatürka"?
Turcja odrzuciła ofertę irackiego rządu w sprawie separatystów z Kurdyjskiej Partii Pracy (PKK). Minister spraw zagranicznych Turcji oświadczył, że w tej sprawie niezbędne jest podjęcie natychmiastowych kroków, a proponowane przez przebywającą w Ankarze iracką delegację są niewystarczające. Spotkanie było próbą zapobieżenia zapowiadanym przez Turków atakom przeciwko znajdującym się w Iraku bazom kurdyjskich separatystów. Turcja przekazała Irakowi listę rebeliantów z PKK wraz z żądaniem ich ekstradycji.
Wczorajsze iracko-tureckie negocjacje określane były przez obserwatorów mianem rozmowy ostatniej szansy, mającej w zamierzeniach Iraku i USA doprowadzić do wstrzymania planów armii tureckiej w sprawie interwencji na północy Iraku, gdzie mają znajdować się kryjówki separatystów. Niewykluczone, że rokowania zostały tylko przerwane w celu konsultacji ministrów z szefami rządów. Władze irackie obawiają się, że interwencja turecka w północnym Iraku, gdzie w trudno dostępnych rejonach górskich jest około 3,5 tys. kurdyjskich bojowników z separatystycznej Partii Pracujących Kurdystanu, może pogorszyć sytuację w kraju.
Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan stoi na stanowisku, że decyzja o ewentualnej tureckiej akcji zbrojnej na północy Iraku, gdzie kryją się kurdyjscy separatyści, należy wyłącznie do władz w Ankarze i zostanie podjęta bez względu na obiekcje Stanów Zjednoczonych. Jego zdaniem, USA powinny rozumieć i wspierać Turcję jako sojusznika.
Zawiniły USA
Komisja Europejska skrytykuje w listopadzie ubiegającą się o członkostwo w UE Turcję za nieprzestrzeganie praw człowieka, rolę wojska w państwie i decyzję, by nie otwierać swoich portów dla Cypru. Do tej palety problemów z Ankarą dochodzi jeszcze kwestia kurdyjskich separatystów, o której Unia jednak na razie nie wspomina. Powodem uaktywnienia Kurdów jest nieodpowiedzialna polityka Stanów Zjednoczonych, które dały im nadzieję na zyskanie autonomii w zamian za poparcie w sprawie stabilizacji Iraku, chociaż nigdy nie powiedziały tego na głos. Polityka USA wydaje się o tyle niezrozumiała, że Turcja jest jednym z najpoważniejszych amerykańskich sojuszników w tym regionie. Amerykańscy przywódcy nie przewidzieli jednak, że żądania kurdyjskie nie ograniczą się do niewielkiej autonomii. Zgodnie z przewidywaniami sąsiadów Turcji, Kurdowie zaczęli domagać się wydzielenia znaczącego obszaru pod własnym zarządem nie tylko na terytorium tureckim. Spełnienie tego żądania ugodziłoby zatem nie tylko w interesy Turcji. Ta ostatnia straciłaby fragment swojego terytorium, a także tożsamość kulturową. Plemienna społeczność kurdyjska nigdy bowiem nie posiadała własnej państwowości, Turcja zaś stoczyła potężną batalię o utrzymanie kadłubowego państwa (znacznie okrojonego na skutek pierwszej wojny światowej), nazwanego od nazwiska przywódcy wojsk, Kemala Atatürka "dziedzictwem Atatürka". - Jest to ich święta, sakralna ziemia, której będą bronili za wszelką cenę. Te ziemie bowiem ocalili oni ze swojego ogromnego imperium obejmującego do końca I wojny światowej cały Bliski Wschód i znaczne obszary Afryki Północnej - ocenia prof. Wiesław Olszewski z Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Dla Turcji i krajów ościennych (Iraku, Iranu) jakakolwiek autonomia Kurdów jest nie do zaakceptowania, dlatego że mogłoby to oznaczać secesję tego obszaru autonomicznego, gdyby któreś z tych państw dopuściło do czegoś takiego. Między tymi państwami istniało niepisane porozumienie, aby przeciwdziałać wszelkim aspiracjom kurdyjskim, bo pojawią się żądania w stosunku do państw sąsiednich. Ten modus vivendi by funkcjonował, gdyby nie upadek państwowości irackiej - ocenia prof. Olszewski. - Upadek państwowości irackiej i ustanowienie amerykańskiego protektoratu nad irackim Kurdystanem spowodowało, że odżyły nadzieje - podkreśla.
Klucz do bram Wspólnoty
Rodzi się pytanie, czy interwencja tureckich wojsk w Iraku nie zablokuje Turcji drogi do UE. Będzie to zależało od wielu czynników, w tym od stopnia zaangażowania militarnego. Faktem jest jednak, że sam pomysł akcesji Turcji do Wspólnoty budzi liczne kontrowersje.
- W Unii są poważne siły, które potrzebują wymówki, żeby Turków jednak do UE nie wpuścić - ocenia prof. Olszewski. - Turcja ma swoich sojuszników, ale chyba nie tak wielu - dodaje. - Wielu się obawia obecności Turcji w Unii. Pojawiają się spekulacje, że jeżeli Turcja nie wejdzie do Wspólnoty, to zwiąże się ze światem islamu. Niektórzy obawiają się, że poprzez Turcję zacznie się on wlewać do Europy - stwierdza prof. Olszewski. Jego zdaniem, Turcja odgrywa rolę korka w butelce przeciwko fundamentalizmowi islamskiemu. Turcy nie lubią się z Arabami i Persami, zatem są świetnym sojusznikiem do szachowania rozmaitych krajów w okolicy. Komisja Europejska prowadzi już negocjacje z Turcją. Według prof. Olszewskiego, "jeśli Turcy będą mieli wybierać między Unią Europejską a obroną 'dziedzictwa Atatürka', to prawdopodobnie wybiorą właśnie to drugie, nawet za cenę kłopotów z Unią".
Anna Wiejak
"Nasz Dziennik" 2007-10-27
Autor: wa