Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tupolew rozbił się w Rosji

Treść

44 osoby zginęły w katastrofie rosyjskiego samolotu Tu-134, do której doszło w poniedziałek w nocy w Karelii w pobliżu granicy z Finlandią. Ośmiu pasażerów w stanie krytycznym przewieziono do szpitala. Maszyna rozbiła się w trakcie podejścia do lądowania na lotnisku w Pietrozawodsku. Wicepremier Federacji Rosyjskiej Siergiej Iwanow porównał to zdarzenie z katastrofą na Siewiernym, tłumacząc dziennikarzom, że w obu przypadkach zawinili piloci.
Lecąca z Moskwy do Pietrozawodska na północnym zachodzie kraju maszyna, należąca do prywatnego towarzystwa RusAir, rozbiła się w poniedziałek o godzinie 23.40 czasu lokalnego (21.40 czasu polskiego) podczas podchodzenia do lądowania. Zagraniczne media podkreślają, że zanim samolot stanął w płomieniach, rozpadł się na wiele części. Jak poinformowało rosyjskie Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, w katastrofie zginęły 44 osoby, a wśród nich siedmioro dzieci i liczna grupa rosyjskich specjalistów ds. energetyki jądrowej lecąca na konferencję do Pietrozawodska oraz sędzia FIFA Władymir Pettai. Pozostałych ośmioro pasażerów (w tym jedna stewardessa) przebywa w szpitalach. Lekarze podkreślają jednak, że ich stan jest krytyczny. Wszyscy mają rozległe poparzenia i masowe urazy wielonarządowe.
Na pokładzie Tu-134 znajdowało się 43 pasażerów i 9 osób z załogi. Jak podaje rosyjska agencja ITAR-TASS, wśród podróżujących było czterech cudzoziemców (Szwed, Holender i dwóch Ukraińców) oraz czteroosobowa rodzina z podwójnym obywatelstwem - rosyjskim i amerykańskim. Rosyjskie MSZ poinformowało, że na pokładzie był też mężczyzna z podwójnym obywatelstwem rosyjskim i niemieckim. Wszyscy zginęli na miejscu.
Jak wynika z informacji uzyskanych przez Agencję Reuters, maszyna nocą i we mgle nie trafiła podczas podejścia na pas i pilot otrzymał komendę odejścia na drugi krąg. Załodze nie udało się jednak wykonać tego manewru. Samolot miał zahaczyć o linię wysokiego napięcia, a przelatując nad znajdującym się nieopodal lotniska lasem, ściął kilka wierzchołków drzew i runął na drogę w pobliżu miejscowości Biesowiec, w odległości około 700 metrów od lotniska. Według Reutersa, na kilka minut przed planowym lądowaniem Tu-134 na lotnisku doszło do awarii zasilania, co mogło doprowadzić do zmylenia pilota, który pomylił oświetlenie pobliskiej trasy z instalacją pasa startowego. Te informacje dementuje Ministerstwo ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, podkreślając jedynie, że awaria nastąpiła dopiero po zerwaniu linii przez samolot, a w momencie lądowania na lotnisku panowały bardzo złe warunki meteorologiczne (widoczność nie przekraczała 300 metrów).
Pietrozawodsk jak Smoleńsk...
Odnaleziono już czarne skrzynki tupolewa. Jednak choć do momentu ich odczytania nie można kategorycznie stwierdzić, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy, to jednak rosyjskie władze już orzekły winę. Zdaniem wicepremiera Siergieja Iwanowa, winny katastrofy jest - podobnie jak w przypadku katastrofy smoleńskiej - pilot, który miał, jego zdaniem, dopuścić się kilku błędów. - Wstępne zewnętrzne dane sugerują, że błąd pilota był wyraźny: w złych warunkach pogodowych pilot gwałtownie skręcił w prawo i we mgle do ostatniej chwili wzrokowo poszukiwał pasa startowego, którego nie znalazł - oświadczył Iwanow, który towarzyszy Władimirowi Putinowi przebywającemu z wizytą we Francji. Obaj panowie zwiedzili m.in. pawilon targów lotniczych w Paryżu. Iwanow ocenił, że upadek rosyjskiej maszyny podczas próby lądowania przy małej widoczności przypomina ubiegłoroczną katastrofę pod Smoleńskiem, w której zginął m.in. polski prezydent Lech Kaczyński. Podkreślił także, że władze Karelii, gdzie doszło do katastrofy, zapewnią materialną pomoc rodzinom ofiar. Ma ona opiewać na sumę po 1 mln rubli (około 100 tys. złotych). Pozostałą pomoc, czyli po 2 mln rubli, mają zapewnić linie lotnicze.
Rosyjskie portale podają, że Tu-134 był w służbie od 1980 roku i wylatał już 40 tys. godzin. Dwa lata temu został też wycofany z lotów, ale w marcu uzyskał zgodę na przywrócenie do użytku. Badaniem przyczyn katastrofy zajmuje się prokuratura i Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), który certyfikował maszynę.
Marta Ziarnik
Nasz Dziennik 2011-06-22

Autor: jc