Trzecia kadencja Clintonów
Treść
Z prof. Thomasem Michaud, wykładowcą Wheeling Jesuit University (USA), rozmawia Łukasz Sianożęcki
Jak Pan ocenia nominacje Baracka Obamy do jego przyszłej administracji?
- To jest wyjątkowo ironiczne, że Obama otacza się samymi "clintonistami", podczas gdy w czasie kampanii występował ze swoim hasłem "zmiany". Wygląda jednak na to, że zamiana nie jest czynnikiem, który bierze pod uwagę nowy prezydent, kompletując swój gabinet. Zwolennicy Obamy tłumaczą, że to, iż nominuje tak wielu ludzi z otoczenia Clintonów, świadczy o tym, że posiada on wyjątkową zdolność przebaczania. Dodają, że nie nosi on przy tym urazy, skoro zdecydował się pracować z ludźmi Clintona pomimo udziału Hillary Clinton w prawyborach. Myślę, że pokazuje to jednak dużo więcej: Obama jest dłużnikiem Partii Demokratycznej, w której ekipa Clintonów stanowi wciąż potężną formację. Elita Demokratów postawiła w pewnym momencie na ciemnoskórego kandydata, zdając sobie sprawę, że nominowanie kobiety byłoby zbyt dużym ryzykiem. Zresztą sondaże pokazywały, że w ogólnonarodowych wyborach lepiej poradzi sobie Obama. To, iż partia odrzuciła Clinton, było wyraźnie widać, kiedy zrezygnowano z powtórnego przeliczania przedwyborczych głosów w stanach Michigan i Floryda, które mogły odwrócić losy kampanii i wysforować Hillary na czoło tego wyścigu. Dlatego teraz, aby uciszyć rodzinę Clintonów, najwyżsi przedstawiciele Partii Demokratycznej "kierują" Obamą tak, aby obsadzał wysokie stanowiska właśnie ich ludźmi. Nie będzie więc żadnej zmiany, ludzie dali się zwieść, sądząc, że ciemnoskóry prezydent przyniesie nowe wytyczne. To będzie jednak trzecia kadencja Clintonów.
Czy uważa Pan, że Hillary Clinton jest w stanie podołać funkcji sekretarza stanu? Jakie jest jej doświadczenie w polityce zagranicznej?
- Hillary nie ma żadnego znaczącego doświadczenia w tej materii, jednak to nie jest główny problem. Nabierze tego doświadczenia z czasem, w ten sposób będzie jej to pomagało w starcie w wyborach prezydenckich w roku 2016, a może nawet w 2022. Demokraci będą starali się poprawiać jej wizerunek, a przy tym rozszerzać wpływy na przyszłość. Ponadto jako sekretarz stanu będzie mogła wygłaszać swoje publiczne wystąpienia chyba z najbardziej wygodnej, a przy tym najlepiej widocznej w rządzie pozycji.
W dobie kryzysu ważne będzie obsadzenie takich stanowisk jak sekretarz skarbu. Co Pan sądzi o nominowanym na to stanowisko Timothym Geithnerze?
- Obama w swojej kampanii zapewniał, że nie dopuści do tego, by ludzie z Wall Street, którzy wykorzystywali zwykłych ciężko pracujących obywateli, zasiadali w Waszyngtonie. Tymczasem Tim Geithner to jeden z tych ludzi, o których mówi się "bankster" (od gangster), od wielu lat zasiadający w Waszyngtonie, powiązany z Wall Street. Ma przy tym tyle wspólnego z ciężko pracującymi, zwykłymi obywatelami, ile Warszawa z Wasillą na Alasce.
Niedawno także poznaliśmy ludzi, którzy będą odpowiedzialni za kontakty Białego Domu z mediami. To Robert Gibbs i Ellen Moran. Jaka będzie ich rola?
- W zasadzie to te nominacje są zbędne. Zazwyczaj było tak, że pierwsze sto dni prezydentury to był tzw. miesiąc miodowy, podczas którego media traktowały nowego prezydenta bardzo łagodnie. Obama będzie miał cztery lata "miesiąca miodowego", tak więc praca Gibbsa będzie wyjątkowo łatwa i przyjemna. Nominacja Moran na stanowisko dyrektora komunikacji to kolejny pomysł Hillary. Jest ona bowiem szefową ekstremalnie proaborcyjnej organizacji Emily's List, która silnie wspierała Clinton w czasie kampanii. Ta nominacja pokazuje, że teraz wszystkie grupy pro-life będą miały bardzo trudne zadanie, aby coś załatwić w Białym Domu.
Prezydent elekt powołał też grupę specjalistów, którzy mają mu doradzać w sprawach ekonomicznych...
- Niestety, znaleźli się w niej głównie kolejni "banksterzy", jak choćby Lawrence Summers. Nie wiem, czy nadaje się on do podejmowania takich zadań, gdyż znany jest jedynie z wprowadzania ekonomicznych pomysłów, które nastawione są na krótkotrwałe pozyskanie głosów. Wątpię, by z takimi ludźmi stworzono jakąś nową strategię czy ideę.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-12-02
Autor: wa