Trudna droga do pokoju
Treść
Ostatnie napięcia w stosunkach chińsko-japońskich skomplikowały sytuację w Azji Wschodniej. Sprawa dotyczy nie tylko relatywizowania przez japońskich historyków popełnionego w czasie II wojny światowej ludobójstwa na chińskim narodzie, lecz w ogóle szerokiego kontekstu polityczno-gospodarczego rzutującego na sytuację bieżącą w regionie.
Tajwan i Półwysep Koreański oraz kontrola zachodnich wód Pacyfiku były od stuleci przysłowiową kością niezgody miedzy Chinami i Japonią. Niektórzy dostrzegają tutaj historyczną analogię ze wzajemnymi stosunkami Francji i Anglii. Chiny są potęgą kontynentalną, która do drugiej połowy XIX w. miała przewagę nad wyspiarską Japonią. Jednak kiedy w drugiej połowie XIX w. Japonia zmodernizowała się, bez trudu pokonała Chiny, zawładnęła Tajwanem i Koreą, a z czasem poddała okupacji olbrzymie połacie terytorium chińskiego.
W 1936 r. Japonia podpisała z Niemcami tzw. Pakt Antykominternowski, co w praktyce oznaczało wejście w konflikt z ZSRS. W krwawej bitwie pod Chałchym Goł w sierpniu 1939 r. Japończycy stracili około 20 tys. ludzi. W międzyczasie dowiedzieli się o podpisaniu paktu Ribbentrop - Mołotow, co władze w Tokio odebrały jako sprzeniewierzenie się paktowi z 1936 r. W wyniku "zdrady" Hitlera Japończycy przystąpili do rokowań ze Stalinem, czego efektem było podpisanie zawieszenia broni na froncie japońsko-sowieckim. Weszło ono w życie 16 września 1939 r. - dzień przed agresją Sowietów na Polskę.
Japończycy, uznając Hitlera za zdrajcę, już do końca wojny zaniechali walki przeciwko Sowietom. Umożliwiło to Stalinowi użycie armii syberyjskiej do odsieczy Moskwy i do dalszych walk na froncie niemieckim do końca wojny. Jednak Stalin nie docenił gestu Japonii i w sierpniu 1945 r., kiedy Amerykanie praktycznie złamali potęgę armii japońskiej, zaatakował japońskie wojska okupujące Chiny. Efektem tego była aneksja przez ZSRS południowego Sachalinu i Wysp Kurylskich. Aneksja tych ostatnich jest przedmiotem trwającego do dziś japońsko-rosyjskiego sporu terytorialnego.
Nie tylko historia
Geneza obecnych napięć na linii Pekin - Tokio sięga lat 30. ubiegłego stulecia, kiedy to wojska japońskie zaatakowały ogarnięte chaosem Chiny. Kluczowym wydarzeniem była dokonana 13 grudnia 1937 r. przez Japończyków brutalna masakra blisko pół miliona mieszkańców Nankingu oraz jeńców wojennych. Ludobójstwo to zostało opisane przez Iris Chang w książce "The Rape of Nanking" ("Rzeź Nankingu"). Masowe mordy oraz okrucieństwa dokonane przez Japończyków w czasie okupacji Chin i Korei są ostatnio wybielane w podręcznikach w Japonii. Powoduje to dużą irytację w Chinach i Korei. Nakładają się na to zatargi terytorialne tych państw z Japonią o wyspy położone na Morzu Wschodniochińskim. Chiny zgłaszają pretensje do archipelagu Senkaku-Diaoyutai, a Korea Południowa do archipelagu Tokdo-Takeshima.
Zatargi te i rozgoryczenie z powodu zbrodni wojennych popełnionych pod okupacją japońską paraliżują starania Japonii o stałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Ostatnio na tym tle doszło w Chinach do dużych antyjapońskich demonstracji. Oczywiście nie doszło do nich całkiem spontanicznie, lecz zostały w dużym stopniu rozbudzone przez władze po podpisaniu przez Japonię i USA deklaracji popierającej status quo na Tajwanie. Nowa rola Japonii jako partnera USA w sprawie Tajwanu wpłynęła w istotny sposób na pogorszenie stosunków japońsko-chińskich.
Chiny chcą ograniczyć siłę polityczną Japonii i nie dopuścić jej do uzyskania stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Dlatego Pekin nagłaśnia popełnione przez Japończyków okrucieństwa, aby zantagonizować z Japonią także wszystkie kraje, które w czasie II wojny światowej były przez nią okupowane. Należy zauważyć, że czynią to w czasie, kiedy gospodarka Japonii jest nadal osłabiona, podczas gdy gospodarka Chin rozwija się szybko, a wraz ze wzrostem gospodarczym powiększa się także siła militarna Chin. To z kolei budzi obawy państw Południowo-Wschodniej Azji oraz Filipin. Na obawach tych korzystają Stany Zjednoczone, dzięki czemu ich obecność militarna w Korei Południowej, Singapurze, Tajlandii i na Filipinach wydaje się niezagrożona.
Najważniejszy jest Tajwan
Jednak wielu amerykańskich polityków nie zaprzecza faktowi, że Chiny są najważniejszym dla USA na świecie partnerem, tak gospodarczo, jak i w tzw. wojnie z terrorem. Dlatego Biały Dom nie ma ochoty mieszać się w spory co do przynależności wyżej wymienionych małych archipelagów. Tym bardziej że obecnie, co zauważył były ambasador USA w Chinach i w Korei Południowej James R. Lilley w opublikowanym w środę w "The Wall Street Journal" artykule o znamiennym tytule "Nie ma spokoju na wschodnim froncie" (All Not Quiet on the Eastern Front), Japonia traci na politycznym znaczeniu w porównaniu z Chinami. Lilley zauważa, że chociaż wymiana gospodarcza jest w stanie zbliżyć do siebie dawnych przeciwników, to jednak stale dochodzi do napięć. Mimo to zdaniem byłego ambasadora obecny rosnący dobrobyt i pokój we wschodniej Azji silniej działają na rzecz stabilizacji, niż mogłaby jej zaszkodzić pamięć okrucieństw z czasów wojny i spory o małe wysepki.
Autor nie bierze tutaj pod uwagę Tajwanu, który jest ekonomicznie i politycznie ważnym krajem, nad którym spór o kontrolę toczą Chiny i USA. I jest to w zasadzie jedyna istotna sprawa, która utrudnia dalszy postęp na drodze do dobrobytu i pokoju w Azji Wschodniej.
Na sytuację w basenie Morza Wschodniochińskiego mogą także rzutować wojny wywołane w zachodniej części kontynentu azjatyckiego przez rządzących w USA neokonserwatystów-syjonistów. Jak wiadomo, Chiny i Rosja oponowały przeciwko atakowi na Irak. Reakcją na obecną politykę amerykańską na Bliskim Wschodzie jest zacieśnianie przez Rosję i Chiny współpracy wojskowej. W tym kontekście warto odnotować, że Japonia i Korea Południowa stanęły po stronie USA.
Iwo Cyprian Pogonowski, Sarasota, USA
"Nasz Dziennik" 2005-04-15
Autor: ab