Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Triumf Landisa

Treść

Przez siedem ostatnich lat wielkim bohaterem Tour de France był Amerykanin Lance Armstrong. W tym roku w jego ślady poszedł jego rodak Floyd Landis. Jadący w grupie Phonak zawodnik przez trzy ostatnie tygodnie dokonywał na trasie kolarskiego maratonu rzeczy niebywałych.

Kiedy w środę zlany potem i krańcowy wyczerpany Landis mijał metę 16. etapu wyścigu ponad 10 minut za zwycięzcą, nikt się nie spodziewał, że będzie w stanie odegrać w nim jakąkolwiek rolę. Spadł z pierwszego na jedenaste miejsce w klasyfikacji generalnej, ze stratą 8 minut do lidera. Tymczasem minęło kilkadziesiąt godzin, a Landis okazał się wielkim bohaterem kolejnego etapu. 130 kilometrów przed metą Amerykanin zaatakował, dojechał do niej samotnie i odrobił praktycznie całą stratę! Przed sobotnią, decydującą jazdą indywidualną na czas Hiszpan Oscar Pereiro (Caisse d'Epargne) wyprzedzał go zaledwie o 30 sekund. 57-kilometrową trasę do Montceau-Les-Mines Landis pokonał w świetnym stylu. Już w połowie dystansu odrobił stratę do Pereiro, a potem tylko zwiększał przewagę. Etapu nie wygrał (najlepszy był Ukrainiec Serhij Honczar z T-Mobile), zajął trzecie miejsce, ale najważniejsze było to, że uzyskał czas zdecydowanie lepszy niż dwaj wyprzedzający go dotąd kolarze. Awansował na pierwsze miejsce, z dokładnie 59-sekundową przewagą nad Pereiro. Wczorajszy "etap przyjaźni" do Paryża nic w klasyfikacji zmienić nie mógł. Wygrał go po finiszu z peletonu Norweg Thor Hushovd.
Pisk

"Nasz Dziennik" 2006-07-24

Autor: wa