Trędowaty, bo niekochany
Treść
Trąd przez całe tysiąclecia był chorobą nieuleczalną. Kolonie półumarłych istot przypominały o ludzkiej bezradności, budziły wstręt i strach. W języku niemieckim na określenie trądu używane jest słowo "Aussatz", które znaczy mniej więcej tyle, co "wyłączający". Trędowaci nie mieli prawa wstępu do miast i wiosek, do miejsc publicznych. Skazani byli na zagładę, pogardę. Traktowano ich jak nieżyjących, choć przecież śmierć kazała im nieraz długo na siebie czekać.
Stokroć gorsza była jednak izolacja, świadomość nieuchronności losu i zamknięcie istnienia w obrębie bólu i oczekiwania na koniec. Trudno powiedzieć, co było gorsze: cierpienie fizyczne czy samotność? Dzisiaj szczepionka przeciwko tej chorobie kosztuje kilka dolarów, ale pojawiają się nowe "trądy". Ciało potrafimy już w większości przypadków leczyć, coraz częściej choruje jednak dusza, a na to bardzo trudno znaleźć lekarstwo. Nie są w stanie pomóc nowoczesne kliniki, na półkach aptek nie ma specyfików, które mogłyby zaradzić cierpieniom wypełniającym wewnętrzną pustkę i stłumić ból istnienia. Niekochany, uwikłany w czas, pochłonięty zdobywaniem pieniędzy, stawiający siebie w centrum życia, gardzący słowem Boga - oto współczesne "trądy". Także zaraźliwe, wykluczające ze społeczności, po ludzku często nieuleczalne.
Jest jedna wspólna cecha, obecna we wszystkich opisach uzdrowień dokonywanych przez Chrystusa: chory przychodzi do Niego sam, zdobywa się na wysiłek, pokonuje wstyd wobec innych, wydobywa na światło dzienne swoje rany. Wychodzi poza siebie, swoje poczucie "samowystarczalności", aby szukać pomocy - wyrusza na pielgrzymkę wiary. Jezus może działać tylko wtedy, kiedy człowiek Mu na to pozwoli! Nie narusza ludzkiej woli. Nie może działać w nas bez nas. Aby dokonało się uzdrowienie, potrzebne jest jeszcze coś: porzucenie ludzkiej, egocentrycznej logiki i wejście w logikę Krzyża. Uzdrowienie wcale nie musi się manifestować odzyskaniem sił fizycznych - często większym cudem jest akceptacja choroby, zrozumienie sensu cierpienia. Może też nim być odkrycie, że Bóg przekracza ludzką samotność i na nowo włącza do wspólnoty, pokazuje nowe zasady budowania jedności.
W internecie pośród wielu prezentacji, które codziennie docierają do naszych skrzynek mailowych, odnaleźć można tekst wywiadu, jakiego udzieliła córka znanego protestanckiego kaznodziei Billy'ego Grahama. Na pytanie, dlaczego Bóg nie przeszkodził terrorystom, którzy uderzyli w 2001 r. w wieże WTC, zabijając ponad trzy tysiące ludzi, odpowiedziała m.in.: "Jestem przekonana, że Bóg jest do głębi zasmucony z tego powodu, ale od wielu już lat mówimy Mu, żeby wyniósł się z naszych szkół, z konstytucji, z naszych urzędów oraz z naszego życia, a ponieważ jest dżentelmenem, jestem przekonana, że w milczeniu wycofał się. Jak możemy się spodziewać, że Bóg udzieli nam swojego błogosławieństwa i ochroni nas, skoro my żądamy, aby On zostawił nas w spokoju?".
Pan Bóg szanuje ludzką wolność. Darował ją nam - bez naszej zgody nie chce przekroczyć granicy, którą kiedyś nakreślił. "Zaryzykował" wolność - jak pisał Jan Paweł II - wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami. On jest w stanie uleczyć z każdego trądu. Warunek jest jeden: człowiek musi chcieć. Nie może stawiać warunków, czegokolwiek nakazywać Bogu, wyznaczać kryteriów, ponieważ wtedy mamy do czynienia z mentalnością kupiecką. Bóg nie jest handlarzem. Jest Ojcem. Cud uzdrowienia dokonać się może tylko wtedy, gdy zechcemy stanąć przed Nim w postawie dziecka.
ks. Paweł Siedlanowski
"Nasz Dziennik" 2009-02-14
Autor: wa