Tragedia w Bieszczadach
Treść
Trwa ustalanie okoliczności śmierci trzech dziewczynek narodowości czeczeńskiej, których ciała odnaleźli funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej w nocy z czwartku na piątek w wysokich partiach Bieszczad niedaleko granicy z Ukrainą. Wcześniej zatrzymali ich skrajnie wyczerpaną matkę z dwuletnim chłopczykiem. To ona powiedziała o śmierci pozostałych dzieci.
Jak się okazuje, 36-letnia kobieta wędrowała wraz z czwórką małych dzieci przez góry z Czeczenii na Zachód. Jak powiedziała nam kpt. Elżbieta Pikor, rzecznik prasowy Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, skrajnie wyczerpaną matkę z dwuletnim chłopczykiem na ręku zatrzymali bieszczadzcy pogranicznicy w okolicach Ustrzyk Górnych. - Kobieta powiedziała, że kilka kilometrów dalej znajduje się trójka jej pozostałych dzieci i że nie żyją. Po kilku godzinach intensywnych poszukiwań w odległości czterech kilometrów od miejsca zatrzymania kobiety, w masywie Wołczego Berda na wysokości 1160 m n.p.m., pogranicznicy odnaleźli ciała trzech martwych dziewczynek w wieku 13, 10 i 6 lat - wyjaśnia kpt. Elżbieta Pikor.
Prawdopodobną przyczyną śmierci dzieci było wycieńczenie i wyziębienie organizmu, szczegóły ma wyjaśnić zarządzona przez prokuraturę sekcja zwłok.
- Przez ostatnie dziesięć dni w Bieszczadach było bardzo zimno, do tego dochodzi wysokość, na której przebywali nielegalni imigranci. Trzeba też wziąć pod uwagę, że dzieci miały na sobie letnie i mokre ubrania, niedostosowane do panujących warunków - dodaje rzecznik BOSG.
Śledztwo w sprawie śmierci dziewczynek prowadzi Prokuratura Rejonowa w Lesku. Jak twierdzi prokurator rejonowy Zygmunt Słabik, niewykluczone, że w nielegalnej przeprawie przez granicę pomagał przewodnik. Kluczowe dla sprawy będą zeznania Czeczenki, która przebywa w szpitalu w Ustrzykach Dolnych, gdzie wraz z synkiem trafiła po zatrzymaniu. Jednak jej stan zdrowia na razie nie pozwala na składanie wyjaśnień.
Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2007-09-15
Autor: wa