Tragedia w Biesłanie - Zamordowana niewinność
Treść
Najprawdopodobniej ponad pół tysiąca ludzi straciło życie w wyniku piątkowego szturmu rosyjskich sił specjalnych na szkołę w osetyjskim mieście Biesłan na południu Rosji, gdzie od środy terroryści przetrzymywali od 1000 do 1200 zakładników. Agencja France Presse poinformowała wczoraj rano, że tylko w głównej kostnicy w stolicy Osetii Północnej - Władykaukazie - znajdowały się 394 ciała ofiar tragedii w Biesłanie. Tymczasem według oficjalnych danych, podanych wczoraj w południe przez rzecznika prasowego prezydenta Osetii Północnej Lwa Dzugajewa, liczba ofiar piątkowego szturmu wyniosła 338.
Rzecznik prasowy władz Osetii Północnej Lew Dzugajew, informując o ofiarach śmiertelnych, dodał, że w szpitalach w Osetii Północnej wczoraj w południe nadal pozostawało 435 osób, w tym 190 dzieci. Dzugajew poinformował, że "w ciągu ostatniej doby" ze szpitali wypisano 90 osób, zaś zmarło w nich 12 rannych. - Tym samym liczba ofiar ataku terrorystycznego komanda na szkołę w Biesłanie wzrosła do 338 ludzi - powiedział Dzugajew.
Jednak niezależni dziennikarze, powołując się na źródła medyczne, kwestionują oficjalne dane, zarzucając władzom zaniżanie liczby zabitych. Rosyjski portal internetowy "Gazeta.ru" oszacował liczbę śmiertelnych ofiar szturmu na co najmniej 550, zastrzegając jednocześnie, że może ona przekroczyć 600 osób. Także wielu polityków i wojskowych przyznaje nieoficjalnie, że liczba zabitych może przekroczyć pół tysiąca. Wśród zabitych są dzieci, ich rodzice, nauczyciele i żołnierze służb specjalnych uczestniczący w akcji uwalniania zakładników. Lekarze twierdzą, że większość hospitalizowanych ma rany postrzałowe na plecach.
W Biesłanie panuje żałoba. Prezydent Rosji Władimir Putin ogłosił poniedziałek i wtorek dniami żałoby narodowej. Na terytorium całej Federacji Rosyjskiej flagi zostaną opuszczone do połowy masztów, zaś w telewizjach i stacjach radiowych nie będą emitowane programy rozrywkowe.
Na terenie szkoły i w jej okolicach nadal pracują służby porządkowe oraz ekipy ministerstwa do spraw sytuacji nadzwyczajnych, a także funkcjonariusze OMON-u (oddziały szturmowe) i milicji. W sobotę do akcji wkroczył ciężki sprzęt budowlany. Rozpoczęto wyburzanie poszczególnych sektorów zdewastowanej szkoły. Minister oświaty i nauki Rosji Andriej Fursienko oświadczył w sobotę, że budynek szkoły w Biesłanie zostanie zburzony. Jest to decyzja zgodna z odczuciami powszechnie panującymi wśród mieszkańców Biesłanu.
Większość dzieci, które były zakładnikami, ma pojechać wraz z rodzicami do ośrodka rehabilitacji nad Morzem Czarnym. Minister powiedział, że rozważana jest także możliwość wysyłania uczniów do miejsc wypoczynkowych klasami wraz z nauczycielami, by można było połączyć proces rehabilitacji z nauczaniem. Władze centralne mają pomóc w budowie nowej szkoły.
Mieszkańcy Biesłanu całą sobotę i niedzielę poszukiwali swoich najbliższych, którzy podczas szturmu rosyjskich wojsk znajdowali się w budynku szkoły opanowanej przez terrorystów. Mieszkańcy miasta, chociaż uważają, że szturm sił specjalnych na szkołę nie został zaplanowany, są przekonani, że władze ukrywają prawdziwą liczbę ofiar tragedii. Rodziny ofiar skarżą się także, że utrudnia się im poszukiwanie ciał bliskich i dostęp do tych, którzy zostali hospitalizowani.
Nastrojów mieszkańców miasta w niczym nie poprawiło przybycie prezydenta Rosji Władimira Putina. W sobotę rano prezydent przez trzy godziny przebywał na miejscu tragedii, odwiedził szpital i rozmawiał z rannymi. Putin wyraził współczucie rodzinom ofiar biesłańskiej tragedii i zaapelował do narodu o jedność i solidarność.
Nadal niejasne są okoliczności początku szturmu. Wiadomo jedynie, że zaczął się on w momencie, kiedy samochód MSW podjechał pod budynek szkoły, by odebrać ciała zakładników zabitych na początku akcji terrorystów. Wówczas nagle pojawiła się wyrwa w ścianie szkoły, przez którą zaczęły uciekać dzieci, do których zaczęli strzelać terroryści. Czy została specjalnie zrobiona przez rosyjskich żołnierzy, nadal nie wiadomo.
Mieszkający w Wielkiej Brytanii Oleg Gordiejewski, najwyższy rangą oficer KGB, który zbiegł na Zachód pod koniec lat 80., uważa, że co najmniej częściową odpowiedzialność za to, że w Biesłanie doszło do tak wielkiego rozlewu krwi, ponosi prezydent Putin. "Rosyjscy negocjatorzy i kilka tysięcy funkcjonariuszy sił specjalnych, które otoczyły budynek szkoły, byli zupełnie nieprzygotowani na to, co się stało. Wiedzieli o tym, że terroryści zaminowali szkołę, mają na sobie ładunki wybuchowe i umieścili bomby na dachu. Nie mieli jednak żadnego planu działania na wypadek, gdyby bomby zaczęły wybuchać, jak się faktycznie stało" - napisał Gordiejewski w tygodniku "The Sunday Telegraph".
Według Gordiejewskiego, Putin od początku nosił się z zamiarem odbicia budynku siłą, bez względu na liczbę ofiar, ale plan ten udaremniły nieoczekiwane wybuchy na terenie szkoły, które skłoniły specnaz do szturmu. Planując operację odbicia zakładników, prezydent Rosji "zabezpieczył się" na forum międzynarodowym, przekonując Radę Bezpieczeństwa ONZ do potępienia porywaczy, co dało mu "carte blanche" do rozwiązania kryzysu tak, jak uzna za stosowne. "Pomimo sygnałów wysyłanych przez otoczenie Putina, sugerujących, że prezydent jest przywódcą budzącym sympatię, Putin jest szokująco nieczuły na śmierć ludzi" - zauważa Gordiejewski.
Z Biesłania wciąż napływają porażające nas informacje, dobitnie świadczące o tym, że skala tragedii przerosła nasze najczarniejsze wyobrażenia. Z pewności będzie tak jeszcze przez wiele dni, ponieważ nic nie wskazuje na to, aby rosyjskie władze ujawniły w najbliższym czasie pełną liczbę ofiar piątkowego szturmu oraz okoliczności, które do niego doprowadziły. Nadal nie znamy więc całej prawdy o piątkowej tragedii i niestety prawdopodobne jest, że pełnej prawdy o tych wydarzeniach nie poznamy nigdy.
Do Osetii Północnej z całego świata napływają nie tylko wyrazy współczucia, lecz także deklaracje konkretnej pomocy. Jako jedne z pierwszych z pomocą ofiarom piątkowej tragedii i ich rodzinom pospieszyły instytucje katolickie. Koordynacją pomocy ze strony Kościoła katolickiego zajmuje się proboszcz obejmującej Biesłan katolickiej parafii Wniebowstąpienia Pana Jezusa we Władykaukazie ks. Janusz Blaut. Polacy pragnący pomóc ofiarom piątkowej tragedii mogą wpłacać pieniądze na konto w Banku Spółdzielczym w Pszczynie: 72 8448 0004 0025 5181 2045 0002 z dopiskiem: DZIECI.
Krzysztof Warecki
"Nasz Dziennik"
Autor: Ku8a