Tonąca Europa
Treść
Kiedy w poniedziałkowy wieczór w spektaklu "Arka Noego. Nowy koniec Europy" rozsunęła się kurtyna sceny Teatru Wielkiego, poczułam coś w rodzaju déj vu. Po chwili miałam już pewność, że tego typu wrażenie na pewno już kiedyś przeżywałam. Ba, nie tylko przeżywałam, ale i dość krytycznie rzecz wówczas oceniłam. Chodzi o przedstawienie sprzed ponad dwudziestu lat "Koniec Europy" Janusza Wiśniewskiego. Jego spektakle "Panopticum a'la Madame Tussaud", "Koniec Europy", "Walka karnawału z postem" budziły wówczas emocje. Jedni byli za, drudzy przeciw.
Mam przed oczami taki oto wspomnieniowy obrazek: studio radiowe Pierwszego Programu Polskiego Radia, przy mikrofonie: Janusz Wiśniewski, Jerzy Satanowski (autor muzyki przedstawień Wiśniewskiego) i ja. Jest też Andrzej Matul prowadzący program. Temperatura dyskusji w studiu osiągała raz po raz zenit. Kłóciliśmy się na antenie. I to jak! Trzech panów próbowało przekonać mnie o wielkości spektakli Wiśniewskiego, zwłaszcza ostatniej wówczas jego premiery, czyli "Walki karnawału z postem", a ja uparcie powtarzałam, że to jest marność nad marnościami, wtórna, w swej poetyce nieudolnie naśladująca Kantora itd., itd. Walka była zawzięta z obu stron. I choć siły były nierówne (trzech na jedną), to nie traciłam ducha walki. Skończyło się gniewem. Janusz Wiśniewski życzył mi pewnie wówczas "wszystkiego najgorszego", ja nie pozostawałam mu dłużna, choć jako katoliczce to nie uchodzi. Dziś, kiedy wspominam tamto zdarzenie, okropnie chce mi się śmiać, ale doświadczam też wzruszenia. Ten zaciekły bój w studiu był bojem szczerym aż do bólu, bo wynikał z naszej autentycznej miłości do teatru.
Życie niesie niespodzianki. Minęły lata, pewnego czerwcowego dnia lecę samolotem do Amsterdamu na Holland Festival i nagle z fotela za moimi plecami słyszę: "Dzień dobry". Odwracam się i omal nie padam trupem, za mną siedzi mój teatralny "wróg" Janusz Wiśniewski. Wraz z zespołem udaje się tam, gdzie ja. Pan Janusz zaprosił mnie do obejrzenia w Amsterdamie jego przedstawienia "Koniec Europy". Mimo iż widziałam je w Polsce chyba ze dwa razy, przyszłam. Byłam zdumiona. Nie tym, że sala pękała w szwach i nawet nie tym, że zachwycona publiczność biła brawo na stojąco. Aplauz na stojąco u Holendrów jest na porządku dziennym. Moje zdumienie natomiast wynikało stąd, iż to samo przedstawienie pokazywane w tamtejszych realiach nabrało zupełnie nowego znaczenia. Silnie wpisywało się w konteksty unijne. Przesłanie mówiące o upadającej Europie oraz wypowiadane kilkakrotnie słowa: "Ameryka! Ameryka!", inaczej były odbierane w Polsce, a inaczej tam, w Europie Zachodniej, gdzie nie tak trudno było wsiąść z paszportem do samolotu i przelecieć za ocean. U nas najpierw trzeba było otrzymać paszport! Dlatego ta "Ameryka" u nas była ucieczką w marzenia, ucieczką do metaforycznej ziemi obiecanej. Ta konfrontacja znaczeń spektaklu pozwoliła mi wówczas ujrzeć jak gdyby dwie strony tego samego przedstawienia: awers i rewers. No i poznać siłę kontekstu poza stricte teatralnego. Tam właśnie, w Amsterdamie, spektakl Janusza Wiśniewskiego wybrzmiał głębiej.
Teraz, po latach, już w zupełnie innej sytuacji historycznej Janusz Wiśniewski powrócił do tego samego tematu. Znowu ogłasza koniec Europy. Nazywa go nowym końcem, bo tym razem agonia Europy dokonuje się wskutek odrzucenia Dekalogu, czyli wartości podstawowych, tych, na jakich została zbudowana, na jakich wzrastaliśmy i jakie nosimy w sobie, o czym niektórzy nawet nie wiedzą. Takie słowa jak: "honor", "godność", "wierność", "nie zabijaj", straciły swoje znaczenie. Wymienienie dziś imienia Boga w miejscu publicznym - jak czytamy w programie do spektaklu - może być odczytywane jako próba ideologizacji. "Już niedługo na wsi za 'Zdrowaśkę' pod kapliczką dzieciaki walną nam kamieniem w plecy krzycząc 'faszysta'" - w konwencji nieco żartobliwego tonu pisze reżyser w załączonym do programu liście do konsula Danii.
Bardzo mi się podoba to piękne i odważne credo reżysera. Jestem za. Tyle tylko, że nie za bardzo można je odczytać ze spektaklu. Wyznam szczerze, iż mam dość mieszane uczucia co do przedstawienia. Cała strona plastyczna jest tu wierna poetyce Wiśniewskiego, którą dobrze pamiętamy. W zasadzie te same kolory, te same klimaty. Także gest, ruch zgodny z rytmem wyznaczanym przez muzykę - też pamiętamy. Zresztą muzyka swoim rytmem pełni tu niejako rolę specyficznego narratora prowadzącego zarówno indywidualne postaci, jak i całą zbiorowość przez wszystkie etapy tej - poszarpanej na strzępy - opowieści. Owo "poszarpanie" jest metaforą współczesnej cywilizacji, która już zupełnie odchodzi od jakiejkolwiek harmonii. Harmonię budują wartości, których Europa już się pozbyła. Szalenie pesymistyczny obraz współczesności zmierzającej ku końcowi Europy, a zatem i świata (wszak mamy dziś globalizację) maluje Janusz Wiśniewski. Brak mi tu światełka nadziei, tak nieodłącznej przecież w cywilizacji chrześcijańskiej. Wprawdzie to spektakl kilkujęzyczny (występują aktorzy z różnych krajów) z założeniem wielokulturowości (z wyeksponowaniem zwłaszcza kultury judaistycznej), niemniej chrześcijaństwo stanowi przecież pień cywilizacji europejskiej.
Myślę, że "Arka Noego" w tytule spektaklu stała się w pewnej mierze pułapką. Owszem, opowieść zaczerpniętą ze starotestamentowej Księgi Rodzaju o Arce, którą na polecenie Boga zbudował Noe, by uchronić siebie, swoją rodzinę i zwierzęta przed potopem - zna każdy. A przynajmniej większość. Wydawałoby się więc, że można użyć środków metaforyzujących, rozmaitej symboliki, co bez trudu zostanie odczytane z drugiej strony rampy. A tak nie jest. Mamy tu zupełną dowolność odczytywania scen. Jak kto chce. Jeśli komuś odpowiada konwencja horroru, to też ją znajdzie przynajmniej w kilku scenach. Wreszcie sprawa scenariusza. To najsłabszy punkt trochę jednak przydługiego przedstawienia, które - jak myślę - mogłoby z powodzeniem funkcjonować bez tego tekstu. To obraz, ruch i muzyka tworzą tu rzeczywistość przedstawioną oraz specyficzny klimat, tak charakterystyczny dla teatru Janusza Wiśniewskiego, który widz na pewno zapamięta. Natomiast tekst (chwilami bardzo grafomański) jest tu jedynie przeszkodą.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Arka Noego. Nowy koniec Europy", scenar. Janusz Wiśniewski i Michał Handelzalts, insc. Janusz Wiśniewski, muz. Jerzy Satanowski, chor. Emil Wesołowski, Teatr Nowy w Poznaniu (gościnnie w Teatrze Wielkim, Warszawa).
"Nasz Dziennik" 2009-03-04
Autor: wa