To wygląda jak układ
Treść
Kancelaria adwokacka, która pobrała gigantyczne wynagrodzenie od Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. Madurowicza w Łodzi za ściągnięcie z Narodowego Funduszu Zdrowia pieniędzy za nadwykonania usług medycznych, obsługuje też inne szpitale. Tak twierdzą pracownicy co najmniej dwóch placówek w województwie łódzkim - w Sieradzu i Bełchatowie. Zdaniem prawicowych radnych, może to być początek dużej afery. Radca prawny Michał Araszkiewicz ma ze szpitalami umowę na procent od uzyskanej kwoty. Urząd Marszałkowski w Łodzi nadzorujący szpitale wojewódzkie jeszcze wczoraj przed południem przekonywał nas, że nic o tym nie wie, ale sprawdzi pod tym kątem placówki medyczne. Po południu nasze informacje potwierdził wicemarszałek Stanisław Olas (PSL), odpowiedzialny w urzędzie za służbę zdrowia.
Może się okazać, że to gigantyczna afera, która przypadkiem wymknęła się z zaciszy urzędowych gabinetów - uważają radni prawicowej opozycji zajmujący się w tej i ubiegłej kadencji służbą zdrowia. Ich zdaniem, nie da się wykluczyć, że za kancelarią stoją urzędnicy, z których rekomendacji w szpitalach wojewódzkich działa akurat ta kancelaria prawna. Podejrzewają, że ma ona związek z samym wicemarszałkiem Stanisławem Olasem (PSL) albo z kimś z SLD.
- Wiemy, że umowę z tą kancelarią zawarł też szpital w Sieradzu i Bełchatowie - powiedział nam pracownik jednej z tych placówek. - Umowa jest na procent od uzyskanej z NFZ kwoty - dodał.
W 2004 i 2005 roku NFZ nie płacił szpitalom za nadwykonania usług medycznych. Do sądów zostały skierowane pozwy o wypłatę zaległych kwot. O jakie pieniądze chodzi, tego nie udało się nam precyzyjnie ustalić. Dla szpitali w Sieradzu i Bełchatowie mogą to być środki rzędu miliona złotych. Ta sama kancelaria prawna, która obsługuje obie placówki, pracowała także na zlecenie szpitala im. Madurowicza w Łodzi. Za odzyskanie dla lecznicy z NFZ ponad 2 mln zł pobrała niewyobrażalnie wysoką kwotę - 760 tys. złotych. - Nie mieliśmy wcześniej takich informacji - powiedział nam rzecznik marszałka województwa łódzkiego Marcin Nowicki. - Kontrola wykazała, że ta kancelaria obsługiwała szpital im. Madurowicza, o innych nie wiemy. Niewykluczone, że będziemy sprawdzać pod tym kątem inne szpitale - dodał. Taką odpowiedź uzyskaliśmy po uprzedniej konsultacji rzecznika z przełożonymi. Godzinę później na sesji sejmiku radna Krystyna Grabicka, wiceprzewodnicząca klubu PiS, spytała o to samo wicemarszałka Stanisława Olasa. Usłyszała, że kancelaria ta obsługuje szpitale w Sieradzu, Bełchatowie i inne. Jakie? Tego już wicemarszałek nie powiedział.
- To skandal - stwierdziła Krystyna Grabicka. Zaznaczyła zarazem, że będzie tę sprawę dalej wyjaśniać.
Kto zawinił? W piśmie, które od marszałka dostała Krystyna Grabicka, nie ma mowy o odpowiedzialności konkretnych osób w tej sprawie, choć w jej interpelacji pytanie to padło. - Będę musiała po raz kolejny o to zapytać - mówi Grabicka.
Napisano jedynie, że "umowa z Michałem Araszkiewiczem oprócz wynagrodzenia - 15 tys. zł, zawiera klauzulę o wynagrodzeniu motywacyjnym".
Jak poinformował urząd, "w celu zmaksymalizowania działań i zwiększenia aktywności radcy Araszkiewicza strony ustaliły, iż będzie mu przysługiwać motywacyjna premia do wynagrodzenia zależna wyłącznie od osiągniętego i zakładanego rezultatu w postaci uzyskania od NFZ kwot spornych należności. W przypadku uzyskania co najmniej 20 proc. należności głównej objętej zleceniem przysługuje także premia w wysokości 7 proc. od kwoty wygranej, co najmniej 40 proc. - premia 13 proc., co najmniej 60 proc. - 19 proc., a w przypadku co najmniej 80 proc. - 25 proc. premii. Pan Araszkiewicz odzyskał 2.150.000 i z tej kwoty otrzymał premię motywacyjną 655.750 zł".
Z informacji urzędu marszałkowskiego wynika też, że szpital zatrudnia na pół etatu dwóch radców prawnych. Jednak zdaniem urzędników, mogli oni nie podołać tej sprawie.
W majestacie prawa
Radni opozycji obawiają się, że sprawa usług kancelarii Michała Araszkiewicza dla szpitali związanych z urzędem marszałkowskim to nie przypadek. - To mógł być proceder, który trwał od dawna i żadna kontrola nie ujawniała go, bo był zgodny z prawem - tłumaczą. Czy zatem departament zdrowia urzędu marszałkowskiego mógł nie wiedzieć o tym, ile szpitale płacą kancelarii i że może to być tylko jedna kancelaria, która z "tego typu usług żyje"? - Nie ma takiej możliwości, by urząd o tym nie wiedział - powiedziała nam Jadwiga Beda, była wicemarszałek, która także zajmowała się służbą zdrowia w województwie. Teraz jako członek rady społecznej szpitala im. Madurowicza chce za wszelką cenę wszystko wyjaśnić. - Ciekawi mnie, kto za tym stał - podkreśla.
Według wielu osób, z którymi wczoraj rozmawialiśmy, może to być układ PSL - SLD. Dyrektorzy szpitali nie chcą o tym mówić z powodu obaw o zwolnienie, jednak usługi łódzkiej kancelarii w odległych miastach mogły być narzucone przez sprawujących władzę. I pewnie o sprawie byłoby cicho, gdyż koledzy z poprzedniego zarządu rządzą wspólnie z PO także teraz, gdyby nie dociekliwość Krystyny Grabickiej z PiS, a później mediów, w tym "Naszego Dziennika". Teraz - tak uważają byli radni sejmiku - sprawa powoli zaczyna się wymykać spod kontroli urzędników.
Tymczasem prokuratura nadal bada sprawę szpitala. A Okręgowa Izba Radców Prawnych w Łodzi wszczęła postępowanie dyscyplinarne w sprawie pobrania horrendalnie wysokiego honorarium za typową sprawę.
Anna Skopinska
"Nasz Dziennik" 2006-12-29
Autor: wa