To nie jest dobry dokument
Treść
Z Kathy Sinnott, niezrzeszoną irlandzką europarlamentarzystką, rozmawia Łukasz Sianożęcki
Jakie są Pani prognozy przed jutrzejszym referendum w sprawie przyjęcia traktatu lizbońskiego?
- Myślę, że w związku z przytłaczającą kampanią, z jaką mamy obecnie do czynienia, patrząc choćby w gazety, większość głosów będzie na "tak". Choć wydaje mi się, iż różnica powinna być naprawdę niewielka.
Czy dostrzega Pani jakieś zagrożenia związane z ratyfikacją tego dokumentu?
- Jeśli ratyfikujemy traktat, to powstanie Unia Europejska, czyli całkiem nowy twór. Obecnie tworzymy Wspólnotę Europejską, do której dołączyła m.in. Polska, i nowy traktat zastępuje we wszystkich swoich punktach słowo - wspólnota, słowem - unia. To znaczy, tworzy się kraj z osobowością prawną, mogący podejmować decyzje na własną rękę. Będzie miał rząd, który nie będzie reprezentował swoich obywateli, gdyż nie będzie pochodził z normalnych wyborów. Ponadto mojemu krajowi znacznie zredukowana zostanie liczba głosów, no i przede wszystkim tracimy przedstawiciela w Komisji Europejskiej na kilka lat. Więc nie jest to dobra umowa, zwłaszcza dla tak małych krajów, jak Irlandia. Nawet wielu spośród proeuropejskich posłów ocenia traktat jako zły dokument.
A co z tymi wszystkimi korzyściami, o których słyszymy w ramach tej zmasowanej kampanii?
- Mówi się tylko o korzyściach dla Europy, nie dla Irlandii. Ja również nie dostrzegam ich w tym dokumencie. Dziś pewne korzyści z bycia we Wspólnocie Europejskiej są zauważalne, lecz płyną one z traktatu z Maastricht. Niestety, ten traktat, nad którym będziemy głosować, wszelkie korzyści zaciera. Obecnie przypada nam jeden głos na każde cztery głosy Niemiec, po ratyfikacji nowego mielibyśmy jeden do dwudziestu dwóch głosów niemieckich. Z takiej sytuacji z pewnością nie będą płynęły dla nas jakieś wyjątkowe zyski.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-06-11
Autor: wa