To nie był teatr
Treść
Z Tomaszem Korzeniowskim, dyrektorem zbiorów i głównym konserwatorem zabytków bazyliki Mariackiej w Gdańsku oraz prezesem gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Jak skomentuje Pan fakt wmurowania wczoraj w Gdańsku kamienia węgielnego pod budowę tzw. teatru szekspirowskiego pomimo licznych protestów dotyczących tej inwestycji, skierowanych przez gdańskie oddziały TOnZ oraz Stowarzyszenia Konserwatorów Zabytków i Stowarzyszenia Historyków Sztuki do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego?
- Część inwestycyjna przedsięwzięcia spotkała się z krytyką merytoryczną prezentowaną przez wielu ekspertów zarówno ze środowiska historyków sztuki, konserwatorów zabytków, jak i architektów, chociażby wywodzących się ze środowiska Politechniki Gdańskiej, również architektów krakowskich. To, co planuje się wybudować, nie ma nic wspólnego z małym budynkiem szkoły fechtunku, który postawiono w Gdańsku w 1635 roku. W ubiegły czwartek w siedzibie Stowarzyszenia Architektów Polskich w Gdańsku odbyła się konferencja, podczas której zostały wypowiedziane druzgocące dla projektu tego teatru opinie. Pani dr hab. Maria Jolanta Sołtysik z Politechniki Gdańskiej porównała charakter tej budowli do świątyni egipskiej wyposażonej w pylony. Profesor Andrzej Januszajtis ze Stowarzyszenia "Nasz Gdańsk" zarzucał tej budowli wręcz więzienny charakter, realizowany przez wybudowanie muru długości 130 metrów, który na wysokość 6 metrów odgrodzi od zewnętrznego świata budynek samego teatru. Jest to nie tylko zupełnie nieuzasadnione historycznie, ale jest to po prostu obcy element w tym miejscu, który definitywnie niweczy funkcję przedpola widokowego na historyczne centrum Gdańska, na sylwetę głównego miasta z wieżami kościoła Mariackiego i wieżą ratusza. Najdalej posunięte porównania i odniesienia porównawcze tej inwestycji padły z ust dyrektora Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków pana Tomasza Błyskosza, który wskazał na fakt, że pierwsza koncepcja wybudowania podobnych skalą prostych budowli w tym miejscu została przedłożona w 1941 roku przez hitlerowskie władze Gdańska, które w duchu narodowego socjalizmu próbowały przebudować najbliższe otoczenie średniowiecznego centrum. W tym samym tonie wypowiadał się prof. Szczepan Baum z Politechniki Gdańskiej, który wyraził podejrzenie, że totalny, a nawet totalitarny charakter projektu Renato Rizziego może mieć źródła i wynikać z zakorzenienia takich elementów w mentalności włoskiej jeszcze po Mussolinim. Szereg zarzutów padających z ust wielu architektów tworzy złowrogi obraz tej inwestycji.
Na co zwrócono jeszcze uwagę podczas konferencji?
- Na całkowity brak miejsc parkingowych dla publiczności. W budynku, który ma 131 m długości, zapewniono zaledwie 25 miejsc garażowych, przeznaczonych wyłącznie dla pracowników tej instytucji. Przedstawiciel gdańskiego Teatru Szekspirowskiego podkreślił na konferencji, że sprawa parkingu nie leży w kompetencjach inwestora i została przekazana do realizacji miastu. A wiadomo, że wokół tego teatru znajduje się niewiele miejsc parkingowych, zabudowa jest dosyć gęsta i nie ma możliwości stworzenia dużej ich liczby. Ale to już jest kolejna odsłona charakteru inwestycji służącej raczej inicjatorom i władzy instytucji, która wybuduje ten budynek, niż publiczności, która jest postawiona w drugim rzędzie i traktowana marginalnie. Największym tego dowodem jest organizacja głównej sali tego teatru z około 400-500 miejscami dla publiczności. Jest ona zaprojektowana w formie galerii trzykondygnacyjnych z balkonami, na których będą trzy rzędy siedzeń. To powoduje brak tradycyjnego, równego dostępu widza do aktorów. Profesor Józef Chmiel, który między innymi projektował Teatr Muzyczny w Gdyni, na konferencji w SARP podkreślił fatalny efekt przebudowy Teatru Wybrzeże w Gdańsku, w wyniku której powstał niezwykle niewygodny balkon i loże, które nie mają właściwie żadnego praktycznego zastosowania. W świetle takiej krytyki sala, która powstanie i de facto nie będzie miała głównej części stałej widowni, stanowi jednak potraktowanie publiczności w sposób dość arogancki. Zobaczymy, jak w rzeczywistości będzie to działać. Chciałbym się mylić, ale z rysunków architektonicznych wyraźnie wynika, że osoby siedzące w pierwszych rzędach tych galerii będą zasłaniały scenę i dalsi widzowie będą mieli problem z oglądaniem spektaklu. Jest to kuriozum, które wynika z takiej koncepcji zaadaptowania na siłę budynku szkoły fechtunku na potrzeby teatru.
Profesor Jerzy Limon do dzisiaj nie wycofuje się jednak ze swoich tez, że funkcjonował tu teatr i za życia Szekspira wystawiano w nim sztuki...
- Profesor Limon bardzo mocno podkreśla, że istniała tradycja przedstawień szekspirowskich. Co to oznacza dokładnie, nie precyzuje. Natomiast z jego książki wynika jasno, że nie ma na to dowodów, żadnych zachowanych w dokumentach przekazów. Również w publikacjach innych ekspertów, znawców tematu stan wiedzy jest taki sam. Nie zachowały się żadne przekazy historyczne podające nam konkretną sztukę Szekspira, którą rzeczywiście zagrano w XVII-wiecznym Gdańsku. Ten fakt jest po prostu sugerowany przez profesora Limona i niepoparty dokumentami. Od końca XVI wieku do połowy lat 50. XVII wieku pojawiło się w Gdańsku 25 trup aktorskich. Profesor za historykami niemieckimi powtarza treść suplik, czyli podań kierowanych przez te grupy do rady miasta z prośbą o zezwolenie na występy. To ma być właśnie dowód silnej tradycji przedstawień. Jest kilka opisów, m.in. zgody rady miasta na występy aktorów w przywołanej wyżej szkole fechtunku, ale jeszcze raz podkreślam - ma to charakter sporadycznych, incydentalnych wydarzeń (5-6 razy na przestrzeni trzydziestu lat). Poza tym szkoła fechtunku przez wszystkie lata była traktowana jako sala ćwiczeń szermierczych. To nie był teatr. Najlepszym tego dowodem jest zawarta w jednej z suplik informacja o tym, że trupa teatralna wybudowała w szkole fechtunku w drugiej połowie XVII w. tymczasowy podest w formie sceny, ponosząc koszty, a w związku z tym nie osiągając odpowiedniego zysku ze sprzedaży biletów. Prosi więc radę miasta o zgodę na przedłużenie występów, a ta im odmawia. W XVII w. aktorzy mieli ciężki los, Rada Miasta Gdańska często surowo ich traktowała. Taki jest charakter tamtych czasów. Nie można więc tutaj mówić o jakiejś wielkiej tradycji teatru w mieście, w którym rada miasta niejednokrotnie zakazywała występów przybyłym aktorom. O tym profesor Limon już dzisiaj nie mówi. To są już może niuanse historyczne, ale one stanowią fundament całej tej potężnej inwestycji. Z czegoś, co nie było teatrem, dzisiaj robimy teatr instytucjonalny w zupełnie innej formie architektonicznej, sprzecznej z tym, co stało tutaj w XVII wieku. Mamy do czynienia z rodzajem życzeniowego traktowania historii i na słabych przesłankach budowania potężnej instytucji, która nie ma poparcia w dokumentach historycznych. Fakt, że w szkole fechtunku kilkakrotnie zagrali aktorzy, nie dowodzi w żaden sposób, że był to teatr. Rada miasta wzniosła budynek, podpisując kontrakt z budowniczym Jakubem van den Blockiem i zapisując wyraźnie, że chodziło o wzniesienie szkoły fechtunku. Dlatego dzisiaj budowany teatr trzeba uznać za budowlę nową, która nie ma specjalnie uzasadnienia historycznego. Poza tym jeszcze w kontekście tych ostatnich publikacji o teatrze w "Gazecie Wyborczej" i "Dzienniku Bałtyckim" wyraźnie trzeba powiedzieć, że wprowadza się w błąd opinię publiczną. W artykule z końca sierpnia podano w "Gazecie Wyborczej", że budynek powstał około 1610 roku, a więc dziennikarz tej gazety ignoruje całkowicie odkrycie materiałów archiwalnych i kontraktu budowlanego przez Jerzego Mariana Michalaka! Dlaczego "Gazeta Wyborcza" wprowadza w błąd opinię publiczną? To samo robi profesor Limon. W tekście z 27 lipca w "Dzienniku Bałtyckim" zaprzecza, jakoby kiedykolwiek w dokumentacji projektowej proponowano klinkier. Profesor wyraźnie stwierdza, że to nieprawda, fakt wymyślony przez adwersarzy. To samo powtarza w liście skierowanym do uczestników czwartkowego spotkania w Stowarzyszeniu Architektów Polskich. Fakty są jednak druzgocące dla profesora. W dokumentacji projektowej zgłoszonej do urzędu wojewódzkiego konserwatora zabytków, która później również była podstawą do zgody na prace budowlane w teatrze, wyraźnie cegła klinkierowa figuruje zarówno w części opisowej projektu, jak i w legendzie do rysunków. Profesor więc świadomie mija się z prawdą w szczegółach, które są dosyć istotne dla zewnętrznego wyglądu budynku. Trudno właściwie spokojnie wytłumaczyć takie zachowanie osoby, która ma jednak renomę znawcy zagadnień teatralnych, natomiast w kwestiach architektury świadomie mija się z prawdą.
Jakie jest stanowisko gdańskiego oddziału TOnZ w sprawie planowanej budowy teatru?
- Nie zgadzamy się z taktyką łamania zasad konserwatorskich przez instytucje, które są powołane do ochrony dziedzictwa. Przede wszystkim nie zgadzamy się z decyzją wojewódzkiego konserwatora zabytków, który dopuścił do realizacji tej inwestycji, wydając pozwolenie konserwatorskie na prace niezgodne z wytycznymi jego poprzednika dotyczącymi tej samej inwestycji. Trudno zgodzić się z faktem, że jeden urząd wydaje sprzeczne ze sobą decyzje w krótkim czasie. Wyraźnie daje się odczuć, że inwestycja została przeforsowana i wojewódzki konserwator zabytków uległ presji lobby stojącego za nią. Takie można odnieść wrażenie i są ku temu przesłanki. Jako prezes gdańskiego oddziału TOnZ mogę wyrazić ubolewanie w związku z utratą przez Gdańsk przedpola widokowego najcenniejszej dzielnicy - historycznego centrum miasta.
Dziękuję Panu za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-09-15
Autor: wa