To nawet lepiej, że będzie proces
Treść
Sądowi nie udało się doprowadzić do ugody między Instytutem Postępowania Twórczego w Łodzi a związkami zawodowymi z PKS Kozienice. IPT, który jest właścicielem ponad połowy udziałów PKS-u, poczuł się dotknięty listem otwartym, jaki związkowcy skierowali do parlamentarzystów w sprawie sytuacji w firmie.
Sprawa sięga lipca 2003 roku. Wtedy to zakładowa "Solidarność" i związek branżowy wysłały do parlamentarzystów pismo, w którym opisywały przebieg prywatyzacji firmy i działania antypracownicze inwestora. Pracownicy nie kryli, że prywatyzację i niektóre działania IPT w firmie traktują w kategoriach przekrętu. IPT dowodził w pozwie sądowym, że to i inne sformułowania godzą w jego dobre imię. Dlatego domaga się od związków zawodowych nie tylko przeprosin, ale również zapłacenia grzywny w wysokości 10 tys. zł na dom dziecka i wysłanie do adresatów poprzedniego pisma nowego listu, prostującego i odwołującego tamte zarzuty. Związkowcy od początku nie chcą się na to zgodzić. Także przed sądem nie chcieli pójść na ugodę na warunkach IPT.
- Nie mamy za co przepraszać, bo napisaliśmy prawdę - twierdzi Mirosław Posłowski, przewodniczący komisji zakładowej w PKS Kozienice. - Nasze zarzuty potwierdziła w swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli i sąd - dodaje.
Posłowski ma na myśli ukaranie byłych prezesów PKS, którzy złamali prawo, pożyczając pieniądze IPT spółkom zależnym od instytutu. Razem było to 2,3 mln zł i PKS miał trudności z ich odzyskaniem. Zdaniem sądu, było to działanie na niekorzyść firmy. Pracownicy podejrzewali, że w ten sposób IPT chciał wesprzeć swoje firmy kosztem PKS Kozienice. Kwota pożyczek odpowiadała niemal takiej kwocie, którą IPT zapłacił za 51 proc. udziałów w przedsiębiorstwie przewozowym.
Mirosław Posłowski jest spokojny o wynik procesu. Liczy, że być może w jego trakcie wyjdą na jaw inne sprawy związane z działalnością instytutu w PKS.
Marek Kalita, Radom
"Nasz Dziennik" 2005-06-10
Autor: ab