To mają być policjanci?
Treść
Dochodzenie w sprawie zastrzelenia przez policjantów dziewiętnastoletniego chłopaka i ciężkiego postrzelenia jego rówieśnika, jakie miało miejsce dwa tygodnie temu w Poznaniu, znacznie się przedłuży. Do prokuratury w Zielonej Górze nie dotarła jeszcze część niezbędnych wyników badań. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że minister spraw wewnętrznych Ryszard Kalisz, który relacjonował wczoraj posłom wypadki z Poznania i Łodzi, kłamał. Szef MSWiA zapewnił parlamentarzystów, że policjanci biorący udział w zatrzymaniu samochodów w Poznaniu mieli zawieszone na piersi odznaki z legitymacjami służbowymi. Zeznania naocznych świadków tragedii nie pozostawiają jednak wątpliwości: policjanci nie nosili żadnych oznaczeń, nie było ostrzegawczych wezwań, legitymacji policyjnych, a procedura stosowana w takich przypadkach została złamana. Oburzeni zachowaniem Kalisza są wielkopolscy parlamentarzyści. - Kalisz należy do formacji, w której kłamstwo jest czymś powszechnym. Do przypadków, kiedy policja łamała prawo w Wielkopolsce, dochodziło wielokrotnie, chociażby wówczas, kiedy strzelano do manifestujących rolników - przypomina poseł Witold Tomczak.
Od wtorku pracuje zespół ekspertów powołany do opracowania kompleksowej opinii mającej na celu m.in. ustalenie faktycznego przebiegu zdarzeń z 29 kwietnia w Poznaniu. Jednak wszystko wskazuje na to, że dochodzenie w sprawie zastrzelenia przez wielkopolskich funkcjonariuszy policji dziewiętnastoletniego Łukasza Targosza i ciężkiego zranienia jego kolegi może się znacznie przedłużyć.
- W aktach śledztwa w sprawie śmiertelnego postrzelenia 19-latka w Poznaniu brak jest wyników badań krwi na obecność alkoholu, narkotyków lub podobnie działających środków - twierdzi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze Kazimierz Rubaszewski. Wyniki analiz są niezbędne, by móc ostatecznie zamknąć dochodzenie. Prokuratorzy liczą również, iż skontaktują się z nimi kolejni świadkowie niefortunnej akcji. Jak wynika bowiem z zeznań osób, które do tej pory zgłosiły się do prokuratury, obserwatorów policyjnej interwencji zakończonej tragiczną w skutkach strzelaniną na ulicach Poznania było znacznie więcej. Jak się dowiedzieliśmy, wymagane wyniki badań z Zespołu Medycyny Sądowej dotrą do prokuratury najwcześniej 17 maja. Tymczasem nieoficjalnie wiadomo już, że badania przeprowadzone do tej pory nie wykazały we krwi zastrzelonego chłopca śladów alkoholu i środków odurzających. Tym samym nieprawdziwe okazują się skandaliczne twierdzenia posła SLD Jerzego Dziewulskiego co do ich rzekomej obecności we krwi dziewiętnastolatka. Wygląda na to, że z prawdą mija się również szef MSWiA Ryszard Kalisz, który prezentował wczoraj w Sejmie informację w sprawie działań policjantów m.in. w Poznaniu i Łodzi, gdzie w miniony weekend od policyjnych kul zginęły dwie osoby.
- Policjanci biorący udział w zatrzymaniu samochodów w Poznaniu mieli zawieszone na piersi odznaki z legitymacjami służbowymi - mówił minister. Tymczasem zeznania naocznych świadków tragedii (ranny w policyjnej strzelaninie Dawid Lis oraz świadek wydarzeń kierowca Marek Izydorek) wskazują na to, że policjanci nie nosili żadnych oznaczeń, nie było również ostrzegawczych wezwań, legitymacji policyjnych, a procedura stosowana w takich przypadkach została złamana. Parlamentarzyści wielkopolscy, którzy śledzą informacje w mediach na temat tego wydarzenia, są oburzeni zachowaniem Kalisza.
- Zarówno Dziewulski, jak i Kalisz należą do formacji, w której kłamstwo jest czymś powszechnym, nie zawaham się powiedzieć, że ich formacja zawsze kłamie. Sam miałem okazję być świadkiem podobnej policyjnej interwencji właśnie w Wielkopolsce w wykonaniu podkomendnych generała Tusińskiego. Próbował wylegitymować mnie policjant ubrany po cywilnemu, beż żadnych oznaczeń, nie chciał pokazać identyfikatora, legitymacji, a wobec żądania pokazania takowej zachował się niezwykle wulgarnie. Do przypadków, kiedy policja łamała prawo, w Wielkopolsce dochodziło wielokrotnie, chociażby wówczas, kiedy strzelano do manifestujących rolników. To mają być policjanci? To tylko ludzie ubrani w policyjny mundur i wyposażeni w broń, ale pozbawieni jakiejkolwiek inteligencji - konkluduje wielkopolski poseł Witold Tomczak (LPR).
Tymczasem fatalna passa kompromitacji wielkopolskiej policji kierowanej przez gen. Henryka Tusińskiego trwa. W tym tygodniu prokuratura zatrzymała pod zarzutem łapówkarstwa dwóch policjantów z podpoznańskiego Kórnika, którzy usiłowali wymusić łapówkę od jednego z kierowców. Wpadli, gdy kierowca pod pretekstem udania się do domu po pieniądze zadzwonił na policyjny telefon zaufania i przekazał informacje o korupcyjnej propozycji. Jakby tego było mało, pracujący od kilkunastu lat w służbach policyjnych funkcjonariusz z wielkopolskich Obornik okazał się złodziejem. Mężczyzna okradał bowiem swoich kolegów policjantów - miał klucze do kasy pancernej i wynosił z niej pieniądze. Teraz prokuratura ma postawić mu zarzut kradzieży z włamaniem. Oczywiście policjant złodziej stracił natychmiast pracę.
Utraty stołka przynajmniej na razie nie obawia się komendant wojewódzki policji gen. Henryk Tusiński, pod którego kierownictwem wielkopolska policja stała się pośmiewiskiem opinii publicznej. Niestety, nic nie wskazuje na to, by generał sam honorowo zrezygnował z zajmowanego stanowiska.
Zbrodnicza głupota
Zamiast wniosków - sucha relacja, zamiast słowa przepraszam - obciążanie winą wszystkich dokoła. Tak wyglądała wczorajsza informacja rządu o ostatnich wydarzeniach z udziałem policji, którą przedstawił szef MSWiA Ryszard Kalisz. Skrytykowali ją wszyscy, choć argumenty znacznie się różniły. Klub Prawa i Sprawiedliwości i trzy prawicowe koła poselskie złożyły wnioski o odrzucenie informacji rządu.
Zamiast przedstawić wnioski wynikające z tragicznych w skutkach wydarzeń w Poznaniu i Łodzi, Kalisz przez kilkadziesiąt minut opowiadał posłom o faktach, które znamy z gazet. Kalisz mówił, że ten moment to "może ostatnia chwila na opamiętanie".
Słowo "przepraszam" padło z ust Jerzego Dziewulskiego (SLD), ale pozostałych kilkanaście minut jego wywodu polegało raczej na próbie udowodnienia, że nic się nie stało. - Nie usprawiedliwiam błędów popełnionych przez policję, ale je rozumiem - mówił były milicjant. Według Jana Rokity (PO), nie wolno jednak w przypadku Łodzi mówić o błędach, a o zbrodni. Skrytykował Kalisza za prezentowanie "operetkowego misjonarstwa", a policję oskarżył o nihilizm i bałaganiarstwo. - Jakiś kompletny nihilista postawił tę policjantkę przy ostrej broni, i musi ponieść daleko idące konsekwencje - mówił. On sam z kolei stał się obiektem krytyki ze strony innych posłów za zdanie, iż "jest zgoda uczciwych ludzi nawet na brutalne działanie policji".
Ludwik Dorn (PiS) wydarzenia w Łodzi określił mianem "zbrodniczej głupoty", bo "zbrodnia zakłada jednak pewną intencjonalność". Skrytykował łódzką policję za brak rozpoznania i planowania działań. - Co roku przy okazji Juwenaliów dochodzi do najazdu chuliganerii na Lumumbowo, a policja musiała robić akcję "na chybcika"? - pytał siedzących w ławach rządowych przedstawicieli Komendy Głównej Policji. Przyznał, że to, czym w PRL było MSW, w gruncie rzeczy działa nadal. Rację przyznał mu Antoni Macierewicz (RKN), który domagał się głębokich zmian w policji od zaraz. - Nie wymagajcie od nich, by wychowywali policjantów inaczej niż sami byli wychowywani - mówił.
Zdaniem Bogdana Pęka (LPR), przy KGP powinna zostać powołana komisja wewnętrzna, która badałaby szczegółowo każde użycie broni przez policję.
Winny policjant
Tymczasem osiem lat więzienia grozi policjantowi, który nie dopilnował, by sprawdzono amunicję wydaną funkcjonariuszom biorącym udział w zajściu na osiedlu studenckim. Wczoraj prokuratura przedstawiła mu zarzut nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa, w wyniku czego śmierć poniosły dwie osoby, a także zarzut niedopełnienia obowiązków. Tymczasem łódzka policja prowadzi swoje śledztwo. Toczy się postępowanie dyscyplinarne wobec pięciu osób, które miały wpływ na przebieg sobotnio-niedzielnych wydarzeń.
- Pojawiły się nowe okoliczności w postępowaniu prokuratorskim - poinformował nas wczoraj Krzysztof Kopania, rzecznik łódzkiej prokuratury. Według prokuratury, jedną z osób odpowiedzialnych za tragiczne wydarzenia na osiedlu studenckim jest policjant Roman L. Feralnej nocy był on dyżurnym sekcji ruchu drogowego i to on odpowiada za nadzór nad bronią. Prokuratura postawiła mu zarzut nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób. Według prokuratury, policjant nie dopełnił swoich obowiązków, gdyż zaniechał sprawdzenia rodzaju amunicji wydawanej funkcjonariuszom, którzy mieli jej użyć podczas tłumienia zamieszek na osiedlu studenckim. Postępowania dyscyplinarne przeciwko pięciu funkcjonariuszom: naczelnikowi Sekcji Ruchu Drogowego, dyżurnemu Stanowiska Wspomagania Dowodzenia oraz oficerowi, aspirantowi i sierżantowi Sekcji Ruchu Drogowego prowadzi Komenda Miejska Policji w Łodzi.
Wojciech Wybranowski, Mikołaj Wójcik, Anna Skopinska, Łódź
Nasz Dziennik 13-05-2004
Autor: DW