To była najtrudniejsza akcja
Treść
Z byłymi funkcjonariuszami amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej, Tomem Ryanem i jego żoną Lucille, którzy pomogli w ewakuacji z Polski płk. Ryszarda Kuklińskiego i jego rodziny, rozmawia Mariusz Bober Jak udało się Państwu wyprowadzić w pole służby PRL? Ambasada USA była wówczas niewątpliwie pod stałą obserwacją? L.R.: - Staraliśmy się być bardzo uważni. Przed akcją sprawdzaliśmy, czy nie jesteśmy przez nikogo obserwowani. Dlatego najpierw objeżdżaliśmy teren dookoła, by sprawdzić, czy ktoś nas nie śledzi. Dopiero wówczas rozpoczęliśmy akcję ewakuacji. To była najtrudniejsza Państwa akcja? L.R.: - Myślę, że tak. Ryzykowaliśmy życie swoje, a także życie pana płk. Kuklińskiego i jego rodziny. Jakie, według Państwa, znaczenie miały informacje dostarczone przez płk. Kuklińskiego. Jak potoczyłyby się losy zimnej wojny, gdyby nie jego pomoc? L.R.: - Myślę, że zarówno USA, jak i inne kraje znalazłyby się w znacznie większym niebezpieczeństwie. Zdawali sobie Państwo wtedy sprawę z tego, jakie byłyby konsekwencje konfrontacji bloku wschodniego i zachodniego dla Polski? L.R.: - Wówczas nie mieliśmy takiej wiedzy. Później, po akcji ewakuacji pułkownika Kuklińskiego i jego rodziny zostali Państwo jeszcze w Polsce? T.R.: - Jeszcze do grudnia 1982 roku. Czy dostrzegli Państwo jakieś zmiany w zachowaniu władz PRL lub w przyjętej przez nie polityce? L.R.: - Można było dostrzec pewne zmiany, ale my skupialiśmy się przede wszystkim na zadaniach, które mieliśmy do wypełnienia. Władze wiedziały, że to Państwo pomogli w ucieczce płk. Kuklińskiemu? T.R.: - Myślę, że wiedziały. Jak oceniali Państwo wprowadzenie stanu wojennego, nie przeszkadzało to w pełnionej przez Państwa aktywności? L.R.: - Właściwie nie odczuliśmy tych zmian. Wkrótce potem wyjechaliśmy do Stanów Zjednoczonych. Teraz są Państwo po raz pierwszy w Polsce od tamtych wydarzeń? L.R.: - Przyjechaliśmy raz na krótko w 1992 roku, ale spędziliśmy wówczas w Polsce tylko 3 dni. Jak oceniają Państwo zmiany dokonane w Polsce w ostatnich latach? L.R.: - To już całkiem inny kraj. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-09
Autor: wa