Przejdź do treści
Przejdź do stopki

To był dobry rok

Treść

Ponad 9 mld zł zarobiła Polska na czysto w 2009 r. na handlu artykułami rolno-spożywczymi. To o ponad 4 mld zł więcej niż rok wcześniej. Ten sukces udało się osiągnąć w dużej mierze dzięki... złotówce, której kurs był bardziej korzystny dla eksporterów niż w 2008 roku.
Okazuje się więc po raz kolejny, jak korzystne jest dla naszej gospodarki posiadanie własnej narodowej waluty, gdyż w przeliczeniu na euro wartość eksportu nieznacznie zmalała. Bo jak podał wstępne dane Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w 2009 r. eksport żywności wyniósł około 11,2 mld euro, a import - 9,1 mld euro. Czyli w stosunku do 2008 r. eksport spadł o 2,2 proc., a import - o 9,8 procent. Ale jeśli twardą walutę przeliczymy na złotówki, to okaże się, że nasz eksport wzrósł aż o 21,5 proc., a import - prawie o 12 procent. W 2008 r. bowiem sprzedaliśmy za granicę towary rolno-spożywcze o wartości niespełna 41 mld zł, a w ubiegłym roku - 48,5 mld złotych. Import z kolei wzrósł z 36 do 39,5 mld złotych. Ale w 2008 r. euro kosztowało średnio 3,5 zł, a w ubiegłym roku - 4,3 złotego. Mamy więc taką sytuację, że bilans w handlu zagranicznym żywnością przekroczył 9 mld zł, czyli ponad 2 mld euro. To rekord, ponieważ w poprzednim rekordowym 2007 r. to saldo "tylko" zbliżyło się do 2 mld euro (w 2008 r. sięgnęło 1,5 mld euro).
Cały czas utrzymuje się natomiast struktura naszego eksportu, bo najwięcej wywozimy za granicę mięsa, wyrobów tytoniowych, przetworów mlecznych, owocowo-warzywnych, cukierniczych i ryb. W dalszym ciągu naszym głównym partnerem handlowym w tym sektorze są kraje Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemcy, gdzie eksportujemy najwięcej żywności.
Trzeba uczciwie przyznać, że na początku 2009 r. większość analityków spodziewała się jednak, że ubiegły rok może być bardzo trudny dla producentów żywności z powodu spadku eksportu. Przestrzegano nawet, że skoro koniec 2008 r. przyniósł załamanie eksportu artykułów spożywczych (nawet o 15-20 proc.), to może to oznaczać początek trwałej tendencji w 2009 r., która miała zaowocować zmniejszeniem się przynajmniej o 10 proc. wartości wywożonej z Polski żywności. Ponadto obawiano się, że z powodu światowego kryzysu spadnie popyt na zagranicznych rynkach na nasze mięso, sery czy cebulę i eksport pójdzie w dół. Nic więc dziwnego, że ekonomiści spodziewali się upadku części zakładów przetwórczych, bo jeśli nie udałoby się wywieźć części produkcji za granicę, trzeba byłoby ją sprzedawać na rynku krajowym, a wtedy ceny towarów mogłyby spaść z powodu wyższej podaży. A to oznaczałoby spore straty, których część firm by nie przetrzymała i musiała ogłosić bankructwo. Pośrednio mogłoby to uderzyć w całą gospodarkę, bo żywność odpowiada aż za 10 proc. polskiego eksportu. Ale - jak wspomniano wyżej - uratowała nas tania złotówka. To najbardziej widoczny dowód na to, że nie warto pozbywać się polskiej waluty, bo gdybyśmy posługiwali się euro, to mielibyśmy spadek eksportu. - Na wysokim eksporcie zarabia także budżet, bo ma pieniądze choćby z podatków dochodowych pracowników, którzy mają zatrudnienie. Nie trzeba im też płacić zasiłków. Bez zysków z eksportu wiele firm byłoby zmuszonych ograniczyć zatrudnienie - tłumaczy Stanisław Kostrzewa, ekonomista.
To, co na progu 2010 r. martwi ekspertów, to już nie nasz eksport, bo ten powinien być dalej wysoki. Kurs naszej waluty jest co prawda mniej korzystny dla eksporterów niż w 2009 r., ale nie ma mimo wszystko powodów do paniki. Rosną też obroty żywnością na rynkach światowych, co by świadczyło o rosnącym popycie, a to może zwiastować pewne ruchy cenowe w górę. Zmartwieniem jest natomiast perspektywa spadku popytu wewnętrznego. Rośnie bezrobocie, spada siła nabywcza dochodów rodzin, które będą musiały ograniczyć konsumpcję. Sukcesem powinno być już utrzymanie popytu na żywność na poziomie z 2009 roku. Co więcej, eksperci IERiGŻ spodziewają się, że w tym roku będziemy mniej kupować i spożywać zarówno produktów mleczarskich, jak i zbożowych czy ziemniaczanych. Nawet jeśli ilościowo sprzedaż w wielu asortymentach żywności nie spadnie, to może obniżyć się wartość zakupów, gdyż Polacy częściej będą wybierać tańsze produkty, godząc się nawet na to, że będą gorszej jakości. Cena będzie bowiem decydującym kryterium dokonywanych zakupów. Miejmy nadzieję, że te obawy jednak się nie potwierdzą.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-03-02

Autor: jc