Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tiry rozpływały się w powietrzu

Treść

Nabiera tempa sprawa przemytów i korupcji we wrocławskich instytucjach celnych tiry rozpływały się w powietrzu

Pięć osób zatrzymanych - oprócz celników osoby powiązane ze zorganizowanymi grupami przestępczymi - to dotychczasowy bilans śledztwa prowadzonego przez Wydział II ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie w sprawie przestępczych powiązań i korupcji we wrocławskich instytucjach celnych. Dotychczasowe zeznania świadków potwierdzają, że w latach 90. setki tirów z nieoclonymi produktami mogły wjechać do Polski dzięki "życzliwości" dolnośląskich służb celnych. W materiałach ze śledztwa przewijają się nazwiska Władysława Frasyniuka, współwłaściciela firmy transportowej "Fracht", oraz jego córki Dominiki - do niedawna zasiadającej w kierownictwie przedsiębiorstwa spedycyjnego "Jurex".

- Do tej pory tymczasowo aresztowane zostały cztery osoby. Prowadzimy czynności związane z piątą osobą zatrzymaną w tej sprawie i prawdopodobnie jeszcze dzisiaj wystąpimy o tymczasowe aresztowanie - powiedział nam wczoraj prokurator Christopher Świerk z Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie.
W lipcu ubiegłego roku na polecenie Prokuratury Krajowej szczecińscy śledczy wszczęli postępowanie w sprawie podejrzenia o korupcję na szeroką skalę we wrocławskich instytucjach celnych, która mogła trwać od początku lat dziewięćdziesiątych do 2004 roku. Prokuratura zabezpieczyła szereg budzących wątpliwości dokumentów celnych, przesłuchano już kilkadziesiąt osób. Działania związane z tym śledztwem prowadzone są na terenie całego kraju. Jak nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, dotychczasowe przesłuchania świadków i osób podejrzanych o udział w przestępczym procederze wskazują, że w tym okresie dzięki "życzliwości" wrocławskich instytucji celnych do Polski mogło wjechać co najmniej kilkaset tirów z nieocloną odzieżą. Celnicy odstępowali od badania zawartości kontenerów, a tiry, których bazą docelową miała być m.in. Litwa, "rozpływały" się w Polsce. Tanie, podrabiane ubrania z Chin trafiały - jak mówią nasi informatorzy zeznający w tym śledztwie - m.in. do Warszawy na bazar Jarmark Europa zlokalizowany na Stadionie Dziesięciolecia. - Jednego dnia osiemdziesiąt tirów wjechało do Polski i - trach! - rozpłynęło się w powietrzu. Były tiry, nie ma tirów - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" jedna z osób podejrzanych w tej sprawie. Nasz rozmówca przyznaje się do udziału w tym procederze, ale zaznacza, że przemyt nie byłby możliwy bez korupcyjnej życzliwości byłych dyrektorów instytucji celnych Wrocławia oraz lokalnych polityków. - Sprawa prowadzona jest wielowątkowo. Nie chcę mówić o działaniach, jakie zostaną jeszcze podjęte w śledztwie, w tej chwili koncentrujemy się na czynnościach z zatrzymanymi dotąd osobami. Ale sprawa jest bardzo rozwojowa - przyznaje prokurator Christopher Świerk.
Wśród pięciu osób zatrzymanych dotąd przez szczecińskie CBŚ jest - jak się dowiedzieliśmy - jeden celnik i cztery osoby związane z wrocławskim światem przestępczym. Nieoficjalnie mówi się, że przynajmniej jedna z nich piastowała kierownicze stanowisko w aparacie administracji celnej na Dolnym Śląsku. Zdaniem naszych informatorów - działania prokuratury i CBŚ systematycznie docierają do coraz wyższego szczebla przemytniczej grupy. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, trwa analiza dokumentów, faktur i materiałów księgowych przekazanych prokuraturze przez właściciela jednego z wrocławskich przedsiębiorstw transportowo-spedycyjnych. Część z tych materiałów potwierdza podejrzenia. - To są cztery dokumenty z odprawy celnej. Wszystkie odprawy są legalne. Ale proszę zobaczyć, ta sama godzina i minuta, ten sam dzień, pieczątka tego samego celnika. To on musiałby być struś pędziwiatr, żeby w tak krótkiej chwili sprawdzić cztery tiry - śmieje się nasz informator i dodaje: - Takie działania celników nie byłyby możliwe bez zgody przełożonych.

We Wrocławiu marazm
Szczecińska prokuratura apelacyjna na pierwszym etapie wszczętego w lipcu ubiegłego roku dochodzenia skoncentrowała się na dwóch głównych wątkach. Pierwszy z nich odnosi się do postępowania prowadzonego od 2004 r. przez Prokuraturę Rejonową Wrocław Fabryczna, dotyczącego fałszowania dokumentów celnych przedstawionych wrocławskiej izbie celnej przez firmę transportową "Jurex". W 2006 r. to śledztwo zostało odebrane wrocławskim prokuratorom i przekazane do Szczecina. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, Prokuratura Krajowa, która w lipcu ubiegłego roku poprosiła o przekazanie jej informacji o stanie postępowania, bardzo krytycznie oceniła dokonania wrocławskich śledczych; wytknięto m.in. marazm w postępowaniu i pomijanie pewnych istotnych dla sprawy wątków. Prokuratorzy, którzy wówczas prowadzili postępowanie, koncentrowali się na próbie udowodnienia win nowego kierownictwa firmy, całkowicie pomijając fakt, że do 2004 roku kierowniczą rolę w przedsiębiorstwie pełniła Dominika Frasyniuk. Jaki wpływ na wrocławską prokuraturę miał fakt, iż jest to córka wpływowego polityka Władysława Frasyniuka, jednego z czołowych działaczy LiD? Być może wyjdzie to na jaw w trakcie badania przez szczecińskich śledczych drugiego z początkowych wątków śledztwa - związanego z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa, jakie w lipcu br. złożył w prokuraturze dolnośląski przedsiębiorca ukrywający się pod pseudonimem "Vegas".

"Wystarczył telefon do Władka"
Importer, co we Wrocławiu jest tajemnicą poliszynela, powiązany ze światem przestępczym wskazał na Władysława Frasyniuka jako osobę, która pośredniczyła w zapewnieniu życzliwości celników. "Vegas" przyznaje się do udziału w całym procederze, ale wskazuje też na niebagatelną rolę samego Frasyniuka.
- Dzwonię do Władka, że "zniknęło" mi dziewięć "tirów". Kierowcy "zapomnieli" podjechać na cło. Pytam, co z tym robimy, a Władek: "Siedź cicho i nie pękaj, to się załatwi". I załatwił. Śladu nie było, że jakiś transport wjechał do Polski. Ja może jestem gangster, ale w takim razie, jak nazwać tego, co tym kręcił? - mówi "Vegas" w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". Nasz informator i zarazem osoba, która złożyła już w całej sprawie obszerne zeznania, przekonuje, że doskonałe układy z celnikami i wrocławskimi policjantami zawdzięczał właśnie Frasyniukowi - na co dzień współwłaścicielowi przedsiębiorstwa transportowego "Fracht". - Gdzieś w trakcie śledztwa pytano mnie, czy są na to papiery. No przecież jak chcieliśmy z Władkiem zrobić "wał", to nie zwoływaliśmy w tym celu konferencji prasowej - mówi "Vegas".
Wczoraj nie udało nam się skontaktować z Władysławem Frasyniukiem. Kiedy w lipcu ubiegłego roku opisaliśmy całą sprawę, Frasyniuk zarzucił nam kłamstwo i zagroził procesem sądowym. Jak przekonywał wówczas na łamach wrocławskiej "Gazety Wyborczej" - "nie ma sprawy Frasyniuka, będzie sprawa 'Naszego Dziennika'". Pod koniec lipca br. zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking, który zapoznał się ze złożonymi przez "Vegasa" zeznaniami, potwierdził w rozmowie z Telewizją Trwam, że "zeznania tego świadka rzucają nowe światło na całą sprawę oraz że w aktach śledztwa pojawia się nazwisko Frasyniuka".
Jak informowała nas niedawno prokurator Anna Gawłowska-Rynkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie, wszystkie osoby, których nazwiska pojawiły się w zeznaniach świadków i podejrzanych, zostaną w ramach prowadzonego śledztwa przesłuchane.
Wojciech Wybranowski

żródło: "Nasz Dziennik" 2007-04-28

Autor: mj