Terroryzm z ludzką twarzą
Treść
Nie czytam tej gazety, którą popularnie nazywają "Der Dziennik", ale poinformowano mnie, że 23 kwietnia ukazał się tam wywiad z panem premierem Jarosławem Kaczyńskim. Ktoś, kto raczej dokładnie czyta pewne pisma, "doniósł" mi, że pan premier wszedł w pewien (stary) nurt myślenia, który prowadzi do rozmywania katolickiej tożsamości w zakresie postaw moralnych. Konkretnie chodzi o postawę wobec kobiet spodziewających się dziecka, których zdrowie lub życie jest zagrożone. Pan premier oświadczył, że kieruje się "empatią katolika", bo "decyzja należy do kobiety", a państwa nie można zmuszać, by egzekwowało radykalne prawo...
Prawo poza moralnością
Przyjmuję, że przekazana wiadomość w miarę obiektywnie oddaje pewien sposób myślenia, który już w łonie PiS uniemożliwił wprowadzenie tak bardzo ważnej poprawki do Konstytucji (art. 38). Pomijam w tej chwili sprawę formalno-prawnych kompetencji obecnej koalicji do poprawiania czy reformy Konstytucji; sprawa jest głębsza i domaga się poważnego przemyślenia. Ważniejsze w tej chwili jest owo myślenie zakorzenione w sumieniach wielu polityków, którzy uważają, że etyka jest sprawą prywatną, a polityka kieruje się racjami pragmatycznymi i rachunkiem spodziewanych sukcesów legislacyjnych czy administracyjnych. Słusznie dr Marek Czachorowski w swoim felietonie w "Naszym Dzienniku" (25 kwietnia) zwrócił uwagę na tę bolączkę naszej (europejskiej) filozofii politycznej, która zupełnie zeszła na tory amoralne (jeżeli nie antymoralne).
Właśnie wysoce niepokojącym przejawem tego rozejścia się etyki i polityki jest zdanie pana premiera, że "decyzja należy do kobiety", co świadczyłoby o tym, że pan premier podziela filozofię skrajnego feminizmu oraz pewnego podstępnego stowarzyszenia ukrywającego się pod oszukańczym tytułem "Catholics for a free choice". Według tego wywrotowego towarzystwa, "wybór" jest tu pojmowany jako fakt całkowicie wyizolowany z kontekstu etycznego, czyli - innymi słowy - jest czymś, co samo w sobie znajduje uzasadnienie dla siebie. W subiektywnym przekonaniu osoby dokonującej wyboru, sam fakt wyboru sprawia, że jest on dobry i nie może być poddawany ocenie moralnej ze strony kogokolwiek. Oczywiście subiektywizm (subiektywne przeświadczenie osoby podejmującej decyzję, która znajduje się w niepokonalnym błędzie) może w pewnych okolicznościach uwalniać od winy i kary, ale nie w sytuacji, kiedy chodzi o podstawowe normy prawa naturalnego. Usprawiedliwienie z tytułu subiektywnego przekonania jest możliwe jedynie w przypadku choroby umysłowej zakłócającej w sposób poważny możliwość obiektywnej oceny rzeczywistości. Jednak taki stan choroby nie może być przyjmowany a priori u osób, które zasłaniają się przynależnością do określonej organizacji i świadomie popierają jej ideologię, i równie świadomie przyjmują wymyśloną przez tę organizację teorię etyczną służącą dokładnie do zakamuflowania moralnej struktury decyzji, czyli czynu podejmowanego z całą świadomością po to, by nie podlegać moralnej odpowiedzialności. Jest to więc głęboka perwersja sumienia.
Gdyby przyjąć taką filozofię, że wybór dokonany przez konkretną osobę jest całkowicie autonomiczny etycznie i całkowicie zamknięty w subiektywnej przestrzeni konkretnej osoby, oznaczałoby to, że prawo państwowe jako prawo stanowione (pozytywnie) nie ma żadnego sensu i jest po prostu niepotrzebne. Wniosek opiera się na tym, że w założeniu tej pseudofilozofii "wolnego wyboru" (wyboru zastrzeżonego dla kobiety) sam wybór, czyli decyzja "nie ma nic wspólnego z moralnością", prawo społeczne zaś może dotyczyć człowieka jedynie jako podmiotu etycznego, czyli podejmującego decyzje pozostające w relacji do obiektywnego porządku moralnego, obejmującego także zakres dobra wspólnego, które też posiada wymiar etyczny. Gdyby pojmować prawo jako formę kontroli społecznej oderwanej od fundamentu moralności, byłoby to prawo działające wyłącznie na zasadzie przymusu lub tresury skierowanej ku jednostkom pozbawionym swej tożsamości ludzkiej i osobowej. Po co komu takie prawo? I po co być premierem w takim rządzie, który ma do czynienia z automatami zdolnymi jedynie do odruchów warunkowych? Oczywiście nie brak polityków, którzy chcieliby społeczeństwo doprowadzić do takiego stanu.
Moralność zastąpiona uczuciem
W sytuacji, kiedy moralność wychodzi z "użycia", pojawia się interesujący "surogat" w postaci "empatii", "tolerancji" czy jakiegoś innego tworu emocjonalnego zastępującego prawdziwy sąd sumienia. Coś takiego znalazło się w wypowiedzi pana premiera, który dodatkowo określił swoją "empatię" jako "katolicką". Jeżeli ktoś przeżywa swoją postawę empatii jako autentyczny katolik, możemy mieć do czynienia z "empatią katolicką", ale tylko w rozumieniu analogii niewłaściwej. Empatia jest postawą definiowaną przez psychologię i nie jest w ścisłym sensie postawą moralną, lecz może i powinna łączyć się z postawą niezafałszowanej afirmacji osoby "dla niej samej" - jak to precyzował Karol Wojtyła. Empatia jest potrzebna i wartościowa jako składnik integralnej postawy miłości obowiązującej w odniesieniu do osoby jako osoby. Wtedy jesteśmy zdolni zrozumieć osobę w jej własnej i niepowtarzalnej sytuacji egzystencjalnej, a także, właśnie dzięki temu zrozumieniu, jesteśmy zdolni pomóc jej w podjęciu właściwej decyzji, odpowiadającej jej prawdziwemu dobru. Empatia ze swej strony ułatwia praktykowanie miłości, ale jej nie zastępuje. Byłby to bardzo poważny błąd przyjęty przez niektóre kierunki etyczne uzależnione od filozofii egzystencjalizmu, polegający na zastąpieniu etyki przez psychologię, miłości przez współczucie akceptujące słabość, odpowiedzialności za świętość osoby przez tolerancję dla grzechu.
W taki sposób na przykład w dobie kryzysu wokół encykliki "Humanae vitae" niektórzy sztandarowi etycy doradzali Papieżowi Pawłowi VI, aby z litości pozwolił na antykoncepcję tym małżonkom, którzy "nie czują się dość silni", aby praktykować cnotę czystości małżeńskiej. Na tej samej zasadzie niektórzy szlachetni i pełni współczucia ludzie doradzają biednym kobietom, które "przez przypadek" zaszły w ciążę, aby pozbyły się dziecka przez aborcję i uwolniły się od ciężaru. Jest to straszne okrucieństwo owinięte w bawełnę "empatii": łagodzić sytuację kobiety przez popychanie jej do zbrodni, która straszliwym ciężarem przytłoczy jej duszę aż do śmierci - i czy tylko do śmierci?
Może nie zdajemy sobie sprawy, jak dalece nasza współczesna kultura uległa pozornie odległym wpływom moralnego sentymentalizmu Jana Jakuba Rousseau, który uważał się uczuciowo za kogoś niezwykle "świętego", a z zimną krwią posyłał swoje dzieci, spłodzone z nałożnicy, do przytułku, skazując je na niechybną śmierć. Żeby poznać głębiej przewrotność tego myślenia, trzeba przeczytać książkę J. Maritaina pt. "Trzej reformatorzy", która przekonująco pokazuje drogi załamania się i rozpadu chrześcijańskiej kultury w Europie nowożytnej. U nas w Polsce w toku dyskusji nad obroną życia często wracały te argumenty emocjonalne po to, aby "rozmiękczyć" serca prawników, by z litości (z "empatii?") pozwolili kobietom "bezkarnie" zabijać własne dzieci. A mężczyźni tylko umywają ręce - także z nadmiaru "empatii". Prawo oczywiście nie musi karać kobiet; one i tak ściągają na siebie straszliwą karę, której nikt z ludzi z nich nie zdejmie. I tu dopiero byłoby pole do popisu dla "empatii" ze strony wszystkich, którzy spotykają te nieszczęśliwe kobiety niemogące spać w nocy, bo śnią im się ich własne dzieci, wołające: "Mamo!!!".
Empatia selektywna
Warto podkreślić fakt, że empatia, także w ujęciu pana premiera, jest w zasadzie selektywna. Mężczyzna, będący premierem czy nie, wczuwa się w dramatyczną sytuację kobiety, dla której macierzyństwo okazuje się ciężarem ponad siły. Natomiast nie okazuje tego samego współczucia dziecku nienarodzonemu, które w pełni uczestniczy w dramacie kobiety i właśnie ze względu na jej trudności życiowe jest narażone na okrutną śmierć, nie mogąc się bronić ani protestować. Obecnie wiemy bardzo dokładnie, że dziecko ukryte w łonie matki jest niesłychanie wrażliwe na wszelkiego typu sygnały, które wskazują na jego zagrożenie, i dotkliwie cierpi ból, kiedy jest fizycznie zaatakowane. Nie chodzi tylko o wrażliwość na ból fizyczny (prawo amerykańskie nakazuje stosować znieczulenie w czasie aborcji), ale o wrażliwość psychiczną, która jest zadziwiająco wysoka. Dziecko jeszcze nie potrafi powiedzieć, co czuje, odbierając w sposób sobie właściwy fakt, że matka odmawia mu miłości i usiłuje je zabić. Czasem samo to odczucie odrzucenia, przeżywane głęboko przez dziecko, powoduje, że ono umiera, nie mogąc znieść faktu, iż jest niekochane. Świadczą o tym dane stwierdzone przez psychologię prenatalną. Dziecko może żyć i rozwijać się tylko w klimacie miłości. Odmówienie mu tego oznacza dla niego wyrok śmierci. Jest to wielkie pole do działania dla mężczyzn z "empatią", aby stali się oparciem dla matki i dziecka. Ale gdzie są ci mężczyźni?
Prawo pilnie potrzebne
Prawo natomiast powinno z całą surowością wejrzeć tam, gdzie lęgnie się zbrodnia wykorzystywania kobiet i dziewcząt, powinno uderzyć tam, gdzie powstaje przemysł seksualny traktujący ciało człowieka jako źródło zysku, tam, gdzie powstaje cały system pornograficznego zniewalania i demoralizacji społeczeństwa, począwszy od dzieci, a skończywszy na prokuratorach, którzy wciąż nie mogą przypomnieć sobie definicji pornografii. Prawo powinno energicznie wkroczyć tam, gdzie mają swoje prawne i finansowe oparcie sieci domów publicznych i tak zwanych agencji towarzyskich, słowem tam, gdzie panuje mit seksualizmu podniesionego do rangi bóstwa i religii i gdzie panoszy się filozofia markiza de Sade'a, Alfreda Kinseya i Alistaira Crowleya. Trzeba uderzyć w same źródła zła i centralne siedziby zorganizowanych ośrodków demoralizacji pracujące w celu zniszczenia rodziny, czyli ostatecznie zniszczenia ludzkości. (Satanizm Karola Marksa rzuca mocne światło na cały ten problem). Tu pan premier miałby szerokie pole do działania.
Zdemaskowany terroryzm
Wysoki dostojnik watykański ks. abp Angelo Amato, sekretarz Kongregacji Doktryny Wiary, wypowiedział się w mocnych słowach przeciwko terroryzmowi strojącemu się w maskę humanizmu ("terroryzm z ludzką twarzą"). W przemówieniu do kapelanów demaskował różne formy zła panoszącego się w świecie, a ukrywanego przez środki masowej informacji (25 kwietnia, EWTNews, 2007). To przemówienie odbiło się szerokim echem w świecie i znalazło liczne komentarze w różnych agencjach, których nie sposób wyliczać. Ten "straszny terroryzm" został porównany do samobójczych zamachów bombowych. Ksiądz arcybiskup Amato zarzucił środkom masowej informacji, że "ukazują perwersyjny film na temat zła", interpretując zarazem ów potok zła jako "wyraz humanistycznego postępu". "Kliniki" aborcyjne stały się "rzeźniami ludzkich istot", parlamenty w tak zwanych cywilizowanych krajach zatwierdzają prawa sprzeczne z naturą ludzką. Nawet Romano Prodi, premier z kręgu centrolewicy, nazywa pewne prawa proponowane w Italii "koniem trojańskim" otwierającym możliwość legalizacji homoseksualizmu. Ksiądz arcybiskup Amato zarzuca mediom, że pomijają lub fałszują aspekty etyczne tych problemów, a przede wszystkim to, iż podstępnie manipulują językiem przekazu, "ukrywając tragiczną prawdę faktów". Na przykład - mówi ksiądz arcybiskup - aborcję nazywa się "dobrowolnym przerwaniem ciąży", zamiast "zabójstwem bezbronnego człowieka"; "kliniki" abortywne nazywa się nieszkodliwie i atrakcyjnie "centrami reprodukcyjnego zdrowia", a eutanazję obłudnie "łagodną śmiercią z godnością" (World, 24 kwietnia 2007).
Ciekawym przyczynkiem do ogólnego problemu terroryzmu jest artykuł ujawniający fakt, że szalony morderca z Virginia Tech, Cho Seung-Hui, był doprowadzony do obsesji przez pornografię (Peter Smith, LifeSiteNews, 23 kwietnia 2007). Już wcześniej zauważono niepokojące objawy w jego zachowaniu, ale władze uczelni nie reagowały, co doprowadziło do tragedii - do zamordowania 32 osób. Autor przypomina, że dr Judith Reisman w książce poświęconej omówieniu przestępczej działalności Kinseya ukazała w sposób udokumentowany związek pomiędzy pornografią i przestępstwami z użyciem przemocy z motywu seksualnego (tamże).
Zastanawiające jest, że Parlament Europejski nie widzi żadnego problemu w fakcie zabijania dzieci nienarodzonych, bierze natomiast w obronę małpy, zakazując dokonywania doświadczeń naukowych na tych istotach. Ustawa jest jeszcze w fazie projektu; poparcie jej przez członków parlamentu ma posmak głęboko ironiczny wobec faktu, że Unia Europejska popiera badania na ludzkich embrionach (LifeSiteNews, 25 kwietnia 2007). Dotarła do mnie także wiadomość (choć nie pamiętam dokładnie, z jakiego źródła), że członkowie Parlamentu Europejskiego, skupieni w lewicowej frakcji, wystosowali oficjalny list do Sekretariatu Stanu USA ds. Zaludnienia, wzywając Stany Zjednoczone do zbojkotowania Światowego Kongresu Rodzin, jaki w dniach 11-13 maja odbędzie się tym razem w Warszawie. W specjalnym liście stwierdzono, że byłoby to poważne faux pas ze strony USA spotkać się z takimi osobistościami, jak ks. kard. Alfonso Lopez Trujillo lub prezesami takich organizacji, jak Catholic Family and Human Rights Institut czy Human Life International. To bardzo dużo mówi o lewicy Parlamentu Europejskiego, a także o całym tym towarzystwie, które propaguje oficjalnie zabijanie, a wstydzi się tych, którzy broniąc życia, ratują honor ludzkości. Jeśli tak będzie dalej, to możemy się doczekać tego, że w Parlamencie Europejskim obok posłów "z ludzką twarzą" zasiądą "osoby" z małpim obliczem. Ostatecznie, kiedy się je wytresuje, też będą wiedziały, jak głosować.
"Terroryzm z ludzką twarzą"
Tymczasem ks. prof. Michel Schooyans w swojej nowej książce ukazuje nam zasięg i korzenie tego zjawiska, które nazwano "terroryzmem z ludzką twarzą" (Le terrorisme'a visage humain, Paris, Editions Francois-Xavier de Guibert, 2006). Na temat tej książki agencja Zenit przeprowadziła wywiad z autorem (24 i 26 kwietnia 2007 r.). Profesor Schooyans podkreśla zasadniczy fakt: Europa wybrała śmierć, Europa umiera. W 1914 r. ludność Europy wynosiła 25 proc. ludności całego świata. W roku 2050 liczba ta spadnie do 7 proc. całej ludzkości. Jest to wynik opowiedzenia się za "kulturą śmierci". Interesujące jest, że w krajach, w których wyraźniej sprzeciwiano się encyklice "Humanae vitae", życie nie cieszy się żadnym szacunkiem.
Ta kultura śmierci ma oczywiście swoje korzenie, a są nimi te same ideologie, z których wyrosły komunizm, nazizm, faszyzm. Charakteryzują się one całkowitym odrzuceniem podstaw moralnych. Realizacja planów dokonuje się przez przyjmowanie lub zadawanie śmierci na rozkaz partii w imię rewolucji czy innego mitu (np. rasy). Dalsze korzenie tej ideologii tkwią w filozofii "oświecenia". Ideologia ta jest wielkim oszustwem i sprowadza się do dwóch wątków: skrajnego indywidualizmu i libertynizmu w podejmowaniu wyboru aktem wolnej woli. Prawda się nie liczy. Rozum służy celom utylitarnym i ustaleniu rachunku przyjemności. Religię należy zwalczać wraz ze wszystkimi "przesądami". Ponieważ nie ma prawdy, nie ma również moralności. Ideologia ta prowadzi do subiektywizmu i agnostycyzmu w podejściu do życia, do relatywizmu w kwestii wartości, a do nihilizmu w odniesieniu do ludzkiej egzystencji i do śmierci.
Na gruncie takiej ideologii mogła się pojawić także koncepcja radykalnego ekologizmu, która jest gotowa w imię ochrony "ziemi" wymazać człowieka z jej powierzchni (Julian Huxley, Peter Singer, Claude Levi-Strauss; New Age). Nic dziwnego, że w dziedzinie politycznej pojawiła się idea skrajnego laicyzmu, która nie przyznaje religii żadnego głosu w sferze publicznej. Organizacje polityczne usiłują objąć w pełni kontrolę nad życiem ludzkim (UNFPA, PP - Planned Parenthood, i inne organizacje pozarządowe), interpretując istotne aspekty życia wyłącznie w duchu laicyzmu i materializmu. Profesor Schooyans zwraca uwagę na istnienie pewnych światowych organizacji, które zajmują się rozpowszechnianiem laicyzmu i tym samym niszczeniem religii. Pierwszą z nich jest masoneria ciesząca się pewnym tabu, które jednak należałoby złamać. Wiele publikacji pochodzących od masonów propaguje aborcję i eutanazję. Drugi taki ośrodek sterujący to centra finansowe, które popierają działalność organizacji i ruchów przeciwnych życiu i rodzinie, jak "Catholics for a free choice" itp. Profesor stwierdza, że nowy terroryzm, który chce się ukrywać za "ludzką twarzą", jest zakamuflowany, dyskretny, ale niebezpieczny. Pragnie on zaatakować integralne rozumienie człowieka, jego strukturę intelektualno-moralną jako osoby. Ubiera się w pozory życzliwości po to, aby wciągnąć człowieka w kulturę śmierci. Ten terroryzm posługuje się kłamstwem; posługuje się pojęciami związanymi z prawem i sprawiedliwością tylko po to, aby ukryć działania niegodne, sprzeczne z prawem i sprawiedliwością. Za pomocą wyrafinowanych technik manipulacyjnych usiłuje się osaczyć psychologicznie ludzi, włączając ich w światowy front przeciwko życiu. Specjaliści, którzy w imię swego powołania powinni bronić życia, zostają wciśnięci w tryby nowej "rewolucji kulturalnej" o wymiarach światowych, zamkniętej na transcendencję utopii społecznej pozbawionej nadziei.
Wojna przeciw chrześcijaństwu
Profesor Schooyans przypomina w związku z tym, że walka, jaką toczył Chrystus z przeciwnikiem rodzaju ludzkiego, trwa nadal i dlatego Kościół jest tak osamotniony w walce o człowieka i osaczony przez zorganizowane siły zła. Jest to "wojna nowego typu, jest to wojna w istocie swojej religijna". Terroryzm z ludzką twarzą atakuje człowieka dlatego, że jest on obrazem Boga. Nie mogąc wprost ugodzić w Boga, zło atakuje człowieka poprzez rozum i wolę, a więc coś, co należy do jego boskiego oblicza. Do tych, którzy odrzucają skierowane do nich zaproszenie do stania się dziećmi Bożymi, Kościół odnosi się ze współczuciem, ożywiając w nich na nowo zdolność miłowania.
Tocząc tę walkę, chrześcijanie muszą unikać uwikłania się w dwa niebezpieczne podstępy nieprzyjaciela. Jeden - to hasło prywatnego charakteru religii. Taka prywatyzacja religii, lansowana przez laicystów, zmierza do tego, by całkowicie zneutralizować aktywność chrześcijan na polu społecznym. Drugi podstęp to zaprzedanie siebie tajnym związkom, które przejmują inicjatywę nad wszelką działalnością chrześcijan, co pozbawia ich przysługującej im wolności i oryginalnej dla nich tożsamości. Zgadzając się na przynależność do tajnej organizacji masońskiej i zatajając tę przynależność wobec świata, tracą w jakiś sposób siebie, "tracą istotny wymiar swojej tożsamości". Tym samym stają się niezdolni do dawania świadectwa, co jest istotne dla powołania chrześcijańskiego. Profesor Schooyans zwraca uwagę na fakt, że cały ten układ wrogi życiu zakłada pewną "antropologię" indywidualistyczną, całkowicie obcą personalizmowi, wskutek czego niezrozumiała staje się rodzina zbudowana na relacjach osobowych, a zwłaszcza ta relacja, na gruncie której jest możliwy dar życia. Optyka indywidualistyczna rozbija i niszczy całą duchową substancję rodziny. W tej ideologii mają zastosowanie (oparcie) programy "zdrowia reprodukcyjnego". Jest ona odpowiedzialna za to, że takie pojęcia, jak: małżeństwo, rodzina, macierzyństwo, matka, ojcostwo, ojciec itd., tracą znaczenie i wychodzą z użycia. Przez zastosowanie magii językowej ideologia "gender" usiłuje stworzyć nowy, utopijny świat, w opozycji do rzeczywistości. W ten sposób prof. Schooyans potwierdził to, co już zostało powiedziane przez Jana Pawła II w takich dokumentach, jak "Familiaris consortio" czy "Evangelium vitae", dostarczając dodatkowych uzasadnień dla tezy, że zmaganie dobra ze złem toczy się na terenie daru życia, w sercu rodziny. Nikt rozsądny nie powinien bagatelizować tych spraw.
ks. prof. Jerzy Bajda
"Nasz Dziennik" 2007-05-11
Autor: wa
Tagi: terroryzm