Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Terlikowski - zawzięty "tropiciel kleru"

Treść

Gdy do opinii publicznej dotarła wiadomość, że Ojciec Święty Benedykt XVI wystosował osobisty, bardzo serdeczny list do arcybiskupa Stanisława Wielgusa, zatytułowany "Do umiłowanego brata arcybiskupa Stanisława Wielgusa", a wyrażający życzenie, aby dostojny adresat "podjął na nowo swoją działalność w służbie Chrystusa w sposób, który będzie możliwy, aby zaowocowała rozległa i głęboka kultura oraz gorliwość kapłańska dla dobra umiłowanego Kościoła w Polsce", wstrząsnęło to znanymi już tropicielami osób duchownych z panem Terlikowskim na czele. Rzec można, rozwścieczyło ich i wprowadziło w stan zagrożenia.

Ten list Ojca Świętego do ks. abp. Stanisława Wielgusa wywołał wręcz panikę wśród wszystkich, którzy z taką zaciętością i nienawiścią nieustannie atakowali księdza arcybiskupa. Skoro brutalnie zniesławili i ukamienowali swą ofiarę, nie mogą się pogodzić z treścią i tonacją listu. Nie przejdą więc nad nim do porządku dziennego i nie pozwolą pomieszać sobie szyków. Społeczeństwo polskie nie może odrzucić dokładnie przygotowanego przez nich scenariusza, mającego wszak definitywnie zniszczyć księdza arcybiskupa. Wprawni szczwacze kontynuują swe dzieło: dezorientowanie wiernych w Polsce, robienie ludziom wody z mózgu. Pan Terlikowski i jego przyjaciele muszą zrobić absolutnie wszystko, by nie oglądać tego, którego tak niemiłosiernie skrzywdzili.
Tropiciel księży wystąpił natychmiast w TVN 24, gdzie w perfidny sposób tłumaczył widzom, zgodnie z przyjętym założeniem, treść listu Ojca Świętego. Wyjaśniał, co może on oznaczać. Zarzucił, że znów wprowadzono Ojca Świętego Benedykta XVI w błąd. Byłoby zatem "nieodpowiedzialnością" hierarchii kościelnej, gdyby ten list odczytano w kościołach (co zapowiadano).
Ojciec Święty pewnie odpisał arcybiskupowi na jego list, pełen wyznania i skruchy. Nasz tropiciel powiada, że trzeba by poznać treść tego listu! Według niego, list Ojca Świętego nie jest żadną rehabilitacją postępków arcybiskupa.

Jednym głosem
W sukurs panu Terlikowskiemu przyszły natychmiast wszystkie polskojęzyczne media (czyt. ogłupiacze) i nie tylko. Gdzie się tylko dało, powtarzano, że ten list w niczym nie zmienia statusu ks. abp. Stanisława Wielgusa jako biskupa seniora archidiecezji warszawskiej. Nagłaśniano, że list ma tylko i wyłącznie charakter prywatny. Sugerowano, że został upubliczniony jedynie we fragmentach, a część, niekorzystna dla księdza arcybiskupa, została wycięta.
Na czołówkach tych polskojęzycznych mass mediów nagle zaserwowano: Stolica Apostolska przeciwna autolustracji abp. Wielgusa. "Rzeczpospolita" postawiła nawet pytanie: "Czy hierarcha spełni życzenie Watykanu i wyjedzie z Warszawy?".
W lutowym numerze "Więzi" czytamy: "Ze sprawy abp. Wielgusa Kościół w Polsce wychodzi bardzo obolały, ale chyba jednak z umocnioną świadomością, że trzeba być wiernym w prawdzie, trzeba dawać wiarygodne świadectwo".
To zdanie przytacza "Rzeczpospolita" (22 lutego) z komentarzem: "To bardzo cenne słowa. By jednak być dziś w zgodzie z prawdą, trzeba stwierdzić, że nie jest to stanowisko dominujące w polskim Kościele".
Natomiast springerowski "Dziennik" z 22 lutego na pierwszej stronie w artykule "Juliusz Paetz stanął za ołtarzem" oburzony pisze: "Arcybiskup Juliusz Paetz, oskarżony o seksualne molestowanie kleryków, wczoraj (środa popielcowa) - w ogłoszonym przez Episkopat 'dniu modlitwy i pokuty' - ponownie wykorzystał sytuację, by znaleźć się w centrum uwagi. Ku konsternacji wiernych, wspólnie z innymi biskupami, koncelebrował w poznańskiej katedrze mszę odprawioną z okazji środy popielcowej. (…) Pojawienie się przy ołtarzu abp. Paetza wywołało jednak zdziwienie wiernych. - Oczywiście, że podobnie jak wiele osób w Polsce wolałbym, aby abp Paetz w związku z bardzo poważnym charakterem zarzutów, jakie padły pod jego adresem i jakie zostały potwierdzone decyzją Jana Pawła II, nie pojawił się publicznie przy okazji takich mszy - komentuje Jarosław Gowin" - dodajmy… senator Platformy Obywatelskiej.
W tym samej gazecie Agnieszka Sopińska w artykule "Pokuta księży i biskupów" złośliwie przytacza wypowiedź księdza infułata Antoniego Wierzbińskiego z Poznania, który ponoć powiedział: "Może arcybiskup Paetz doczeka się listu od papieża, tak jak doczekał się arcybiskup Wielgus". Dalej m. in. pisze: "List Benedykta XVI do arcybiskupa Wielgusa wywołał spore zamieszanie wśród duchownych. Wciąż otwarte zostaje jednak pytanie, czy Kościołowi w Polsce uda się rozliczyć z niechlubną przeszłością części duchownych (…)".
23 lutego polskojęzyczny "Dziennik" podał rewolucyjną wiadomość: "Nowe akta o Wielgusie. W IPN odnaleziono nowe dokumenty obciążające abp. Stanisława Wielgusa. Dotyczą lat 60., kiedy Wielgus jako młody ksiądz był słuchaczem seminarium - dowiedział się 'Dziennik'. Nikt z Instytutu Pamięci Narodowej nie chce oficjalnie powiedzieć, co znajduje się w tych materiałach. Z nieoficjalnych informacji wynika, że są to dokumenty z Wydziału IV SB w Lublinie. Dotyczą lat 60., czasów seminarium". I dalej w tym samym numerze "Dziennika" Tomasz Pompowski i Kamila Wronowska w artykule "Ruszyła autolustracja arcybiskupa Wielgusa" sugerują: "Według naszych informacji dokumenty odnalezione w IPN mogą świadczyć o współpracy księdza Wielgusa z IV wydziałem SB zwalczającym Kościół".
Podobnie w Polsacie 24 lutego, o godz. 18.45 pani Rzeczkowska i pan Terlikowski stwierdzili mniej więcej: "że problem abp. Wielgusa jest problemem całego katolickiego Kościoła, ponieważ Kościół w Polsce nie potrafił się rozliczyć - uporać z lustracją polskiego duchowieństwa i w związku z tym ma dziś problem".

Atak za atakiem
Zaciekli tropiciele kleru nie zaprzestają swych ataków, które mają zmusić Stolicę Apostolską do podporządkowania się ich żądaniom. I tak w "Rzeczpospolitej" z 24-25 lutego i 26 lutego na pierwszych stronach w artykule "Arcybiskup podda się decyzjom Watykanu" pióra pań Ewy K. Czaczkowskiej i Elżbiety Południk m.in. czytamy: "Potwierdzają się informacje 'Rzeczpospolitej': Rada Stała Episkopatu, w której spotkaniu uczestniczył nuncjusz apostolski, poprosiła abp. Wielgusa o wycofanie się z autolustracji i wyjazd z Warszawy (…). Z informacji 'Rzeczpospolitej' wynika, że w ubiegły wtorek, w czasie spotkania Rady Stałej w Episkopacie, wszyscy jego uczestnicy byli zgodni: abp. Wielgus powinien się wycofać z pomysłu autolustracji i wyjechać ze stolicy. Opowiedział się za tym abp. Józef Kowalczyk, nuncjusz apostolski. Zdaniem jednych źródeł 'Rzeczpospolitej' przedstawił to jako życzenie Watykanu, według innych - jako prywatną opinię".
Jeszcze jeden szczegół tej sprawy. Otóż 13 lutego ks. abp Stanisław Wielgus złożył wniosek o autolustrację. 23 lutego 2007 r. w "Naszym Dzienniku" czytamy: "Będzie autolustracja arcybiskupa. Sąd Lustracyjny postanowił o wszczęciu postępowania lustracyjnego wobec ks. abp. Stanisława Wielgusa. Uznał, że złożony wniosek zasługuje na uwzględnienie, ponieważ duchowny pełnił funkcję publiczną rektora KUL oraz został publicznie pomówiony o tajną i świadomą współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL. Uzasadniając decyzję o przyjęciu wniosku ks. abp. Stanisława Wielgusa o autolustrację, sędzia Małgorzata Mojkowska stwierdziła, że spełnione zostały wszystkie przesłanki w tym względzie. Duchowny był bowiem w latach 1989-1998 rektorem KUL, a zatem pełnił funkcję publiczną, która może podlegać autolustracji w rozumieniu ustawy lustracyjnej. Wykazano także, że hierarcha: 'został publicznie pomówiony o tajną i świadomą współpracę'. Mojkowska stwierdziła jednak, że sąd może nie zdążyć z rozpoczęciem 'normalnej procedury przed wejściem w życie nowej ustawy', ponieważ konieczne jest zwrócenie się do IPN o nadesłanie akt i ustalenie danych personalnych funkcjonariuszy SB".
Odnośnie tego wydarzenia natychmiast w "Rzeczpospolitej" z 26 lutego w swym komentarzu Dominik Zdort już bez jakichkolwiek hamulców bezczelnie stwierdza: "Obywatel Stanisław Wielgus oskarżony o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa miałby święte prawo procesować się przed wszelkimi sądami świata we wszystkich możliwych instancjach - jak długo czułby potrzebę postawienia na swoim. Za własne pieniądze i na własne konto. Arcybiskup Stanisław Wielgus takiego prawa już nie ma. Jest katolickim hierarchą, a więc - chcąc nie chcąc - reprezentuje Kościół. Na konto Kościoła poszły więc kolejne zmiany jego stanowiska: najpierw jego zaprzeczenia dotyczące współpracy z bezpieką, potem potwierdzenie uwikłania w kontakty z SB, a w końcu ponowne zaprzeczenie - bo tak należy odczytywać złożony do sądu wniosek o autolustrację. Zmienność arcybiskupa na szczęście nie ma już dużego znaczenia dla oceny jego uwikłania we współpracę z peerelowskimi służbami specjalnymi. O tym większość Polaków wie już wystarczająco dużo (...)". No cóż, tu przekroczone zostały wszelkie granice bezczelności. Jasno widać, kto to jest ten pan!!!
- Arcybiskup Stanisław Wielgus w ostatnich tygodniach pokutuje nie tylko za własną słabość, ale i za innych - mówił w środę popielcową w katedrze warszawskiej ksiądz prymas Józef Glemp.
26 lutego w "Kurierze" (TVP 3) o godzinie 15.50 znów mieliśmy interpretacje i wywody Terlikowskiego. Wszędzie go pełno.
26 lutego ukazała się książka ks. Isakowicza-Zaleskiego, który podał publicznie nazwiska księży uwikłanych w kontakty z SB. Natychmiast we wszelkich środkach masowego ogłupiania na czele z tropicielem Terlikowskim - wielka radość, bo "oto Kościół był wylęgarnią agentów bezpieki". Terlikowski z poczuciem dobrze wykonanej w tropieniu księży pracy oświadcza, że z utęsknieniem społeczeństwo polskie czekało na tę ważną książkę. Należy w tym miejscu zapytać ks. Isakowicza-Zaleskiego, który - mając niewątpliwie moralne prawo do oskarżeń - jak się dziś czuje, przekazując przeciwnikom Kościoła katolickiego w Polsce ten tort i to w momencie zmasowanego ataku na hierarchię kościelną. Pewnie nieświadomie przysłużył się do nowego ataku na Kościół i jego duchownych. Musi sobie zdawać sprawę, że był wykorzystywany i podpuszczany właśnie przez tych wszystkich, którzy zawzięcie walczą z naszym Kościołem.
Jakie z tego wypływają wnioski? Co w tym wszystkim rzuca się w oczy?
Otóż - po pierwsze, mały szczegół, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Manipulatorzy i zniesławiacze próbujący od szeregu lat dokuczyć niektórym "niewygodnym" duchownym, jak np. ojcu Tadeuszowi Rydzykowi i jemu podobnym, piszą: "abp Wielgus". Natomiast w stosunku do innego duchownego już inaczej: "abp Józef Kowalczyk". Niby drobny szczegół, a jednak wyraża ich stosunek do danej osoby!
I po drugie, musimy sobie dokładnie zdawać sprawę z tych działań. Nie chodzi tu tylko o księdza arcybiskupa. To jest preludium do rozprawy z Kościołem katolickim w Polsce. Ma być w Polsce tak, jak jest dziś w zjednoczonej Europie, np. w Holandii, Francji czy Niemczech. Tam Kościoły - jak wiemy - są puste. W krajach tych już otwarcie mówi się o aborcji, eutanazji, a nawet się je legalizuje.
Zbigniew Sulatycki
"Nasz Dziennik" 2007-03-15

Autor: wa