Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Teraz trzeba już wygrywać

Treść

Nawet komplementy trenera Ałana Dzagojewa nie poprawiły humorów piłkarzom Lecha po przegranym 1:2 meczu z CSKA Moskwa w trzeciej kolejce fazy grupowej Pucharu UEFA. Porażka postawiła poznaniaków w ciężkiej sytuacji, ale wciąż mają szansę awansu do kolejnej fazy rozgrywek. Muszą tylko wygrać oba czekające ich jeszcze pojedynki: z Deportivo La Coruna i Feyenoordem Rotterdam. Lech jechał do Moskwy ze świadomością, że CSKA jest nie tylko faworytem grupy H, ale i jednym z głównych kandydatów do zdobycia Pucharu UEFA. Mimo to trener Franciszek Smuda zagrał odważnie, wpuszczając na boisko dwóch napastników - Hernana Rengifo i Roberta Lewandowskiego. Oznaczało to, iż poznaniacy nie mają zamiaru tylko się bronić, od czasu do czasu kontrując, ale i sami spróbują rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Tyle teoria, w praktyce było nieco gorzej. Szczególnie w pierwszej połowie lechici dali się gospodarzom zdominować, popełniali proste błędy, które grający na luzie rywale bezlitośnie wykorzystali. - Bramki, które zdobyli, były jak prezenty, druga wręcz dziecinna: można powiedzieć, że takich goli w europejskich pucharach się nie spotyka. Gdyby nie te sytuacje, mecz mógł się potoczyć zupełnie inaczej - mówił Smuda i oczywiście miał sporo racji. Jego podopieczni wyszli na boisko z nadmiernym respektem dla Rosjan, zestresowani, zdenerwowani. W dużej mierze wynikało to z braku doświadczenia, które na międzynarodowej arenie poznaniacy dopiero zdobywają. Warto pamiętać, że Lewandowski czy Sławomir Peszko jeszcze niedawno występowali na zapleczu ekstraklasy, a większość drużyny przygodę z pucharami dopiero rozpoczyna. CSKA to zespół ograny w bojach, mający w składzie znakomitego Brazylijczyka Wengera Love'a, błyskotliwego Serba Milosa Krasicia, kilku reprezentantów Rosji pamiętanych z niedawnych mistrzostw Europy; zespół do tego utytułowany (w 2005 r. jako pierwszy reprezentant Rosji zdobył Puchar UEFA). Ale z drugiej strony poznaniacy po przerwie udowodnili, iż potrafią grać jak równi z gospodarzami, narzucać im swoje warunki, dominować, wymieniać na luzie kilka podań i - ogólnie rzecz ujmując - prezentują się nad wyraz efektownie. Szkoda tylko, iż ten dobry - chwilami bardzo dobry - fragment miał miejsce dopiero w końcówce, po zdobyciu kontaktowej bramki przez Semira Stilicia. Za późno! - to największy zarzut pod adresem lechitów i Smuda to przyznał. - W przerwie przekonywałem zawodników, żeby nie byli tacy spięci, bo i z CSKA można wygrać - trzeba tylko zagrać odważniej. Przy 0:2 nie mieliśmy nic do stracenia, ale za późno zaczęliśmy grać ofensywnie. Strzeliliśmy bramkę, drugiej już nie, choć piłkarze bardzo się starali i walczyli do samego końca - powiedział, dodając: - Nie zapominajmy jednak, że Rosjanie są świetnym zespołem, w obecnym składzie mogą dojść do finału rozgrywek. Prowadzący gospodarzy Gazzajew był oczywiście zadowolony z wygranej, zapewniającej zespołowi awans do kolejnej rundy, ale też docenił klasę poznaniaków. - Byli z pewnością najtrudniejszym rywalem, z jakim przyszło nam się zmierzyć w grupie - przyznał. A Lech, mimo porażki, szans na awans nie stracił, lecz nie może sobie już pozwolić na stratę punktów. - Pierwszy warunek: musimy wygrać u siebie z Deportivo - powiedział Smuda. To starcie, kluczowe dla losów rywalizacji, czeka lechitów już w czwartek. Hiszpanie dwa dni temu odnieśli pierwsze zwycięstwo w grupie H, pokonując Feyenoord Rotterdam 3:0. Z pewnością będą wymagającym przeciwnikiem, bo po kiepskim początku sezonu zaczęli ostatnio grać zdecydowanie lepiej, skuteczniej. Z drugiej strony Lech też ma potencjał, a przed własną publicznością potrafi dokonywać rzeczy wielkich. Oby tylko presja nie splątała mu nóg, bo teraz nie ma już wyjścia - jakakolwiek strata oznaczać będzie zapewne utratę marzeń o awansie. W ostatnim grupowym spotkaniu poznaniacy zagrają na wyjeździe z Feyenoordem, który w trzech dotychczasowych meczach doznał trzech porażek, w każdym tracąc po trzy bramki. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-11-29

Autor: wa