Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Teraz pora na Polskę Wschodnią

Treść

Jesteśmy krajem od dawna atrakcyjnym dla zagranicznych inwestorów, a ich zainteresowanie Polską jest widoczne zwłaszcza w ciągu ostatnich kilku lat. Złożyło się na to wiele przyczyn, ale najważniejsze, że te inwestycje, które tylko w 2006 roku sięgnęły kwoty 14 mld dolarów, oznaczają powstawanie nowych miejsce pracy, wdrażanie nowoczesnych technologii w przemyśle. Przez zwiększony eksport finalnych produktów przyczyniają się też do poprawy naszego bilansu handlowego.

Jednak tak jak widać różnice i podziały w rozwoju gospodarczym poszczególnych regionów Polski, tak samo zróżnicowanie można dostrzec w przypadku lokowania inwestycji zagranicznych. Prawdą jest bowiem to, że firmy z Niemiec, USA, Francji, Wielkiej Brytanii czy Japonii upodobały sobie przede wszystkim zachodnią część kraju, mniej więcej między Odrą a Wisłą. Reszta regionów jest dla nich mniej atrakcyjna i rzadziej lokują tu swoje interesy. Czy to się może zmienić i czy przede wszystkim warto jest "pchać" przemysł w tamte, rolniczo-turystyczne rejony? Chyba tak, bo można przecież połączyć tradycję z nowoczesnością.
Niewątpliwie województwa wschodnie, tzw. Polska B, były przez lata zaniedbywane, również ze strony instytucji państwowych, które powinny dbać o ściąganie do Polski zagranicznych inwestycji. Teraz powoli zaczyna się to zmieniać, o czym świadczy choćby "Program inwestycyjny dla wschodnich regionów Polski", który realizuje Państwowa Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Jego głównym celem jest właśnie przekonanie zagranicznych przedsiębiorców, aby nowe fabryki budowali na "ścianie wschodniej", która umownie obejmuje regiony: Podlasie, Lubelszczyzna, Podkarpacie, Świętokrzyskie i Warmińsko-Mazurskie. W tej grupie umieszczono także wschodnią część województwa mazowieckiego (Siedlce, Ostrołęka), która pod względem poziomu rozwoju gospodarczego bardziej przypomina biedny wschód niż bogatą Warszawę z przyległościami. Z tego powodu można zresztą mieć zastrzeżenia do PAIIZ, że nie ujęto w programie także innych subregionów na Mazowszu (np. Radom i Ciechanów), gdzie poziom życia ludzi, rozwój gospodarki nie odbiegają od tego, co widzimy na Podlasiu lub Podkarpaciu. Ale być może, gdy program zacznie przynosić dobre skutki, zostanie terytorialnie rozszerzony. Z drugiej strony - trudno nie zgodzić się z niektórymi ekspertami wskazującymi na to, że akurat nawet biedniejsze miasta i powiaty na Mazowszu mają łatwiejszą drogę do inwestorów, bo tym jest coraz ciaśniej w Warszawie i szukają lokalizacji oddalonych nawet 50-100 km od stolicy. Zwłaszcza że poprawia się jakość sieci drogowej, spore inwestycje zapowiada też kolej, co oznacza mniejsze kłopoty komunikacyjne.
Trudno oczekiwać, aby po kilku miesiącach działania programu już przynosił on wymierne efekty, ale warto zastanowić się, czy w ogóle warto stawiać na Polskę Wschodnią, czy może być ona terenem atrakcyjnym dla inwestorów, czy też żadne działania tu nie pomogą.

Wolą na razie zachód
Na razie w walce o inwestorów zdecydowanie górują województwa położone na zachód od Wisły: Śląsk, Dolny Śląsk, Wielkopolska, Małopolska i Mazowsze (głównie Warszawa i jej okolice). Zaczyna też do nich dołączać Łódź. Jak informuje Grażyna Sićko, wiceprezes PAIIZ, wśród 900 największych inwestycji w Polsce aż 600 ulokowano właśnie w zachodniej części kraju. W dodatku tam znajdują się te największe z największych (np. Fiat w Tychach, Opel w Gliwicach, Toyota na Dolnym Śląsku). "Ściana wschodnia" mniej ma tak dużych i spektakularnych inwestycji (wyjątkiem może być np. Michelin w Olsztynie czy ostatnio Sikorsky w Mielcu), co powoduje nawet wrażenie, że zagraniczne koncerny omijają te tereny szerokim łukiem, choć aż tak źle nie jest.
Niewątpliwie do tej pory o kształcie mapy inwestycji zagranicznych decydowało to, że zachodnie regiony mają lepiej rozbudowaną infrastrukturę drogową i techniczną, łatwiej tam było o wykwalifikowanych pracowników, grunty pod inwestycje. Ponadto jeśli już w jakimś mieście lub gminie pojawiał się inwestor zagraniczny, to od razu przyciągał kolejnych przedsiębiorców. Na wschodzie o takie przykłady było zdecydowanie trudniej. Teraz ma się to zmienić.

W co warto inwestować
Trzeba przyznać, że przedstawiciele lokalnych i regionalnych władz z terenów wschodnich nie zasypiają gruszek w popiele i starają się przyciągać inwestorów, stwarzając im niezłe warunki do otwierania zakładów. Próbują też promować się w kraju i za granicą, pokazując swoje atuty. Grażyna Sićko wskazuje na fakt, że każdy z regionów ma coś ciekawego do zaoferowania.
W przypadku Lubelszczyzny jest to nie tylko rolnictwo, które stanowi doskonały przyczółek do rozwijania przetwórstwa spożywczego. W Lublinie działa wszak aż pięć renomowanych uczelni, w tym dwa uniwersytety (KUL i UMCS, a oprócz tego Politechnika, Akademia Rolnicza i Akademia Medyczna, nie licząc szeregu uczelni prywatnych). To zaś oznacza, że można tu znaleźć dobrze wykształconą kadrę w zakresie wysokich technologii.
Podobnie rolniczy charakter ma Podlasie, ale oprócz tego są tu znakomite warunki do rozwijania turystyki, przemysłu drzewnego czy nawet maszynowego.
Świętokrzyskie to z kolei tereny bogate w kruszywa i inne surowce budowlane, przez co może się tu rozwijać właśnie ten sektor. Dobrym pretekstem do przyciągnięcia inwestorów właśnie z tej branży jest perspektywa organizacji w Polsce Euro 2012, bo wzrośnie popyt na materiały budowlane. Zresztą ziemia świętokrzyska ma znakomite tradycje i osiągnięcia w tej dziedzinie, działa tu kilka wielkich cementowni, wytwórnie gipsów i innych materiałów budowlanych, kopalnie kruszywa itd. Ten potencjał jest jednak nie w pełni wykorzystany.
Za Warmią i Mazurami mogliby się natomiast rozejrzeć inwestorzy z przemysłu drzewnego lub energetycznego (alternatywne źródła energii). Ponadto sąsiedztwo obwodu kaliningradzkiego, a co za tym idzie i Rosji, daje szansę na wybudowanie tu centrów logistycznych do handlu ze Wschodem.
Kto wie, czy nie najatrakcyjniej w tym gronie prezentuje się Podkarpacie. To przecież region, gdzie wokół Mielca i Rzeszowa koncentruje się znaczna część naszego przemysłu lotniczego. Tworzona jest nawet "Dolina Lotnicza", gdzie będą się mogli lokować inwestorzy z tej branży. Mielec po latach upadku zaczyna się odradzać, a w Rzeszowie kształcą się kolejni specjaliści w tej dziedzinie. Drugi klaster to z kolei Informatyka Podkarpacka, bo region rzeszowski zaczyna być znany także z firm działających w tej branży. Z tego widać, że potencjalne możliwości inwestycyjne na "ścianie wschodniej" są naprawdę duże.
To prawda, że te atuty w dużym stopniu niwelują czynniki hamujące rozwój gospodarczy tych regionów. Nadal jest tu słaba infrastruktura (zwłaszcza brak dobrych dróg i lotnisk), gorsze niż w innych województwach warunki życia, kształcenia czy też słabe samorządy. Ale z drugiej strony wschodnie województwa mają inne niezaprzeczalne atuty, których już brak w zachodniej części Polski.

U nas taniej
Nie trzeba być gruntownym analitykiem procesów gospodarczych, aby zauważyć, że z roku na rok będzie rosło znaczenie województw wschodnich dla inwestorów zagranicznych. Tak jak Polska nagle okazała się dla nich rajem, w porównaniu z tym, co mają w swoich krajach, tak teraz regiony wschodnie mogą zabrać sporo potencjalnych inwestycji województwom zachodnim. Dlaczego?
Zagraniczni przedsiębiorcy przestają postrzegać nasz kraj tylko przez pryzmat Warszawy, Krakowa, Wrocławia czy Poznania, ale ponieważ coraz lepiej znają nasze tereny, łatwiej im jest szukać miejsc pod swoje fabryki także po drugiej stronie Wisły, a nawet nad samą granicą wschodnią.
Zauważają też, że wybudowanie fabryki i prowadzenie w niej produkcji może być na Podlasiu znacznie tańsze niż na Śląsku. Bo mniej tu się płaci za nieruchomości (nie tylko dlatego że ludzie tu mniej zarabiają, ale jest też mniejsza konkurencja na rynku nieruchomości przemysłowych), a także mniej wydaje się na wynagrodzenia pracowników. W dodatku zasoby kadrowe, mimo także obecnej i we wschodnich województwach dużej emigracji zarobkowej do Europy Zachodniej, są tu znacznie większe niż w reszcie kraju. A przecież nieraz słyszymy, jakie to kłopoty z uruchamianiem produkcji mają inwestorzy z Dolnego Śląska lub Wielkopolski, bo choć wybudowali fabryki, to brakuje im rąk do pracy. Ci, którzy działają na naszych obecnych wschodnich rubieżach, mają z tym mniejsze problemy, tam wciąż bezrobocie jest dość wysokie.
I te dysproporcje tak łatwo nie zostaną zniwelowane, jeszcze przez długi czas będą się utrzymywać różnice w kosztach działalności przemysłowej między Polską A i Polską B. Ta druga część naszego kraju chce je przekuć na swój sukces i ma po temu spore szanse.
Trzeba podkreślić, że takie przepływy inwestycji w ramach jednego kraju nie są czymś nawykłym. Oczywiście, łatwiej dostrzega się takie procesy w obrębie kontynentów, gdy niemieckie lub włoskie koncerny przeniosły produkcję do Polski lub jeszcze dalej na Wschód. Ale i przykłady konkretnych krajów mogą być pouczające.
W USA japońskie firmy motoryzacyjne, głównie Toyota, nie inwestowały na bogatej Północy, gdzie przemysł samochodowy rozwijał się od przeszło stu lat, ale dużą część fabryk zbudowały na Południu. Tam koszty działalności okazały się mniejsze, a więc i ceny pojazdów można było zmniejszyć, zdobywając tym samym miliony klientów.
W Wielkiej Brytanii dawne regiony górnicze przyciągnęły także wielu inwestorów, którzy porzucali bogate, ale i drogie hrabstwa w centrum kraju. We Francji boom gospodarczy lat 60. i 70. został wykorzystany do ożywienia gospodarczego bardziej zacofanych departamentów. Wszędzie tam oczywiście działo się to przy większym lub mniejszym wsparciu państwa (u nas będzie podobnie), choć nie zawsze takie zabiegi kończyły się sukcesem. Tak jest np. we Włoszech, gdzie wieloletnia akcja ściągania inwestorów na południe kraju przyniosła nieduże efekty. Mniejsze korzyści niż powszechnie oczekiwano przyniosło także pompowanie setek miliardów marek i euro przez niemiecki rząd we wschodnie landy. Tam inwestorzy owszem zaglądają, ale zdecydowanie bardziej wolą Polskę. My zaś musimy się przygotować na to, że owi inwestorzy już wkrótce mogą szerzej ruszyć w kierunku "ściany wschodniej". Tym bardziej że będzie ich do tego namawiała także PAIIZ, a jest to wszak często pierwsza instytucja, z jaką w Polsce kontaktuje się przedstawiciel zagranicznego koncernu. PAIIZ buduje nawet Centrum Biznesu Polonijnego, które ma pomagać w inwestowaniu na "ścianie wschodniej" przedsiębiorstwom, których właścicielami są Polacy mieszkający za granicą lub osoby mające polskie korzenie.

Nie stracić tego, co jest
Perspektywa pojawienia się dużej zagranicznej firmy jest zawsze kusząca, bo oznacza nowe miejsca pracy, większe wpływy podatkowe do kasy samorządu itp. Jednak cały czas musimy pamiętać, że nasze wschodnie województwa to przede wszystkim ogromne bogactwo przyrody i tradycyjnego rolnictwa. Trzeba więc dbać o to, żeby tych wartości po drodze nie stracić. Rozwijanie turystyki, przetwórstwa rolno-spożywczego, budowanie zakładów przemysłowych muszą uwzględniać konieczność zachowania tej substancji, która już tam jest. Bo trzeba też pamiętać o tym, że właśnie bogactwo natury jest tym atutem, którego na Podlasiu, Warmii i Mazurach, Podkarpaciu, Lubelszczyźnie czy w rejonie Gór Świętokrzyskich nigdy nie powinno zabraknąć. Jest tam na tyle dużo wolnych terenów, że wystarczy ich dla przemysłu bez konieczności np. wycinania lasów. O tym, jak łatwo jest tę granicę przekroczyć, mogą świadczyć niepokojące sygnały właśnie z naszego Pojezierza Mazurskiego, gdzie z powodu rosnącego zapotrzebowania na piasek i żwir (budownictwo) lawinowo zaczyna przybywać kopalni wydobywających ten surowiec, ale przy okazji i niszczących środowisko. Do wszystkiego trzeba bowiem podchodzić z umiarem.
Krzysztof Losz

"Nasz Dziennik" 03.07.07

Autor: aw