Teraz będą zmiany. Rewolucyjne
Treść
Piłkarze FC Porto byli już najlepsi na Starym Kontynencie przed 17 laty. Wówczas - z Józefem Młynarczykiem w bramce - w finale Pucharu Europy pokonali 2:1 Bayern Monachium. W środę wieczorem w ślady starszych kolegów poszli Vitor Baia, Deco Souza, Derlei Silva i koledzy. W meczu wieńczącym zmagania edycji Ligi Mistrzów sezonu 2003/04 Porto pokonało AS Monaco 3:0. Zbyt wysoko i przy zbyt dużej pomocy sędziego.
Arbiter wcale nie musi nie uznać dwóch bramek czy nie podyktować dwóch rzutów karnych, by wypaczyć wynik meczu. Wystarczy, że odgwiżdże trzy urojone pozycje spalone, z których mogły paść gole. Tak niestety było w środowym finale. Sędzia z Danii, Kim Milton Nielsen, aż trzy razy zaufał swym asystentom w sytuacji, gdy absolutnie tego czynić nie powinien. Za każdym razem krzywdząc Francuzów. Działo się to przy stanie 0:0, później 1:0. Na czyste pozycje wychodzili Fernando Morientes i Dado Prso, być może za chwilę swe szanse zamieniliby na bramki - tak się jednak nie stało. Nielsen gwizdał, akcje przerywał. Frustracja trenera Monaco Didiera Deschampsa nikogo dziwić nie powinna. - Takie rzeczy wpływają na przebieg i wynik meczu. Porto ma większe doświadczenie od nas i było lepszym zespołem, ale podczas meczu miało miejsce kilka epizodów, kiedy sędziowie mylnie rozstrzygali przeciwko nam - powiedział i miał rację. Z jednym może wyjątkiem. Porto wcale lepsze nie było.
Owszem, trener José Mourinho swych podopiecznych ustawił znakomicie. Rozszyfrował rywala, poznał wszystkie jego silne i słabe strony i nakazał ich neutralizację. Szkoda tylko, że przez długie minuty Portugalczycy tylko przeszkadzali rywalowi, ostro i agresywnie, w piłkę i piłką grając rzadko. To Monaco atakowało, próbowało różnych sposobów na rozmontowanie portugalskiej obrony. Miało jednak pecha. O arbitrze już było, drugim ważnym wydarzeniem była kontuzja świetnego Ludovica Giuly, który już w 23. min musiał opuścić boisko. - Wyeliminowaliśmy Real Madryt i Chelsea Londyn, kiedy skazywano nas na porażkę. Mieliśmy fantastyczny sezon i teraz trudno kończyć go bez tytułu. Moi piłkarze zasługiwali na nagrodę za to, czego dokonali - dodał Deschamps. Znów nie bez racji. Pamiętajmy bowiem, że w rozgrywkach ligi francuskiej Monaco długo prowadziło, na finiszu trwoniąc jednak dorobek. Ostatecznie zajęło trzecie miejsce.
A piłkarzom Porto trzeba oddać, że praktycznie wszystkie szanse, jakie w środowy wieczór mieli - wykorzystali. Po pierwsze przypadkowo, a po drugie pięknie uderzył z woleja Carlos Alberto, a w końcówce dwie zabójcze kontry sfinalizowali Deco Souza i Dmitrij Alejniczew. A wcześniej i później nie grali pięknie, nie grali porywająco, ale skutecznie. Jeśli przyjmiemy zasadę, że cel uświęca środki - należy im się szóstka.
Podopieczni José Mourinho powtórzyli tym samym sukces Liverpoolu, który w 1977 roku zdobył Puchar Europy rok po wywalczeniu Pucharu UEFA. Nikomu innemu ta sztuka się nie udała.
Na koniec nie sposób zapytać "co dalej", bo najprawdopodobniej w przyszłym sezonie i Monaco i Porto zmienią swe oblicze... nie do poznania. Przede wszystkim pracodawcę mogą zmienić obaj trenerzy. Deschamps ma propozycję z Juventusu Turyn i Chelsea (na razie bierze kilka dni wolnego, po których "się zastanowi"), londyńczycy kuszą również Mourinho. I na 99 procent jest niemal pewne, że Portugalczyk Romanowi Abramowiczowi i "silnym bodźcom" nie odmówi. Sam już przyznał, że na pewno zmieni pracodawcę, że najchętniej klimat zmieni na zimniejszy i bardziej deszczowy. Jakiś czas temu rosyjski właściciel Chelsea zaoferował za trenera i trzech piłkarzy Porto (Deco, Costinhę i Paulo Ferreirę) 70 milionów euro.
A Monaco - tonące w długach - się rozpadnie. Kilku piłkarzy klub opuści na pewno, kilku najprawdopodobniej. W tej grupie są m.in. Morientes, Prso, Giuly, Hugo Ibarra, Jerome Rothen...
Taka też jest bowiem cena sukcesu. Szkoda.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 28-05-2004
Autor: DW