Teatr jednego aktora
Treść
W tym meczu miały być wielkie emocje i wielka walka, a tymczasem skończyło się teatrem jednego aktora, który od początku do końca absolutnie i niepodważalnie zdominował widowisko. Niemcy pewnie pokonali Szwecję 2:0, a mogli wygrać i dwa, trzy razy wyżej. Rozegrali najlepszy mecz od wielu lat, potwierdzając medalowe aspiracje.
- Lepszego początku nawet nie mogliśmy sobie wymarzyć - przyznał po meczu trener gospodarzy Juergen Klinsmann, i oczywiście miał rację. Jego podopieczni potrzebowali bowiem zaledwie 12 minut, by zdobyć dwa gole i całkowicie ustawić spotkanie pod swoje dyktando. Wpierw w 4. min Michael Ballack znakomitym podaniem uruchomił Miroslava Klose, ten znalazł się w sytuacji sam na sam z Andreasem Isakssonem, ale przegrał ten pojedynek. Do odbitej piłki najszybciej doskoczył Lukas Podolski i za moment utonął w objęciach kolegów. Było 1:0. Po chwili ten sam piłkarz mógł podwyższyć wynik, ale minimalnie przestrzelił z dystansu. Co się odwlecze... W 12. min ponownie Klose kapitalnie dograł piłkę Podolskiemu, a ten bardzo pięknym, technicznym strzałem zdobył drugiego gola. To był nokaut. Cały plan taktyczny nakreślony przez szwedzkiego trenera Larsa Lagerbaecka runął w gruzach. Niemcy zaś szli za ciosem, nieustannie atakując bramkę rywala.
I przyznać trzeba, że grali świetnie. Aktywnie, zdecydowanie, twardo, ale do tych cech niemieccy piłkarze zdążyli już przyzwyczaić przez lata. Pod wodzą Klinsmanna nabrali jednak pewności siebie, pozwalają sobie na techniczne sztuczki, improwizację. Ich poczynania ogląda się z prawdziwą przyjemnością, i tak było w sobotę.
Przewaga gospodarzy mistrzostw nie zmalała ani na moment. A kiedy w 35. min za drugą żółtą kartkę wyleciał z boiska beznadziejnie spisujący się Teddy Lucic, stało się niemal jasne, że tego meczu nie mogą przegrać.
Rywalom inicjatywę oddali tylko na chwilę, na początku drugiej połowy. Mogło ich to zresztą drogo kosztować, bo w 52. min w polu karnym sfaulowany został Henrik Larsson i sędzia Carlos Simon z Brazylii zdecydowanym ruchem wskazał na "jedenastkę". Do piłki podszedł sam poszkodowany i fatalnie przestrzelił. W tym momencie Skandynawowie skapitulowali.
A Niemcy parli nieustannie do przodu. W całym spotkaniu oddali aż 26 strzałów, w tym 11 celnych. Szwedzi w stronę ich bramki uderzali 5 razy, dwukrotnie trafiając w jej światło. To mówi wszystko. Gdyby nie kapitalnie dysponowany Isaksson, mogło w sobotę dojść do prawdziwego pogromu. Szwedzki bramkarz wiele razy interweniował w sytuacjach niemal beznadziejnych, dwa razy uratował go słupek.
Cały zespół niemiecki zasłużył n a wielkie słowa uznania, najlepszym graczem na placu był jednak Miroslav Klose. Nie tylko wypracował dwie bramki, nie tylko raz za razem zagrażał rywalowi, ale i potrafił cofnąć się po piłkę w pobliże własnego pola karnego i wyprowadzić kolejną groźną akcję. W zdobywaniu goli tym razem wyręczył go Podolski.
Wynik:
Niemcy - Szwecja 2:0 (2:0). Lukas Podolski (4., 12.). Czerwona kartka: Teddy Lucic (Szwecja, 35.).
Pisk
"Nasz Dziennik" 2006-06-26
Autor: ab