Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tę książkę należy przeczytać!

Treść

Krakowskie wydawnictwo Kluszczyński - wielce zasłużone dla dekomunizacji i desowietyzacji umysłów współczesnych Polaków, edytor m.in. "Historii komunizmu w Polsce" - podarowało nam ostatnio niezwykłą książkę, której lekturę polecam wszystkim rodakom dociekającym prawdy o istocie PRL, sowieckiego dominium zbudowanego na kłamstwie, strzeżonego przez bezpiekę i cenzurę. Ta lektura pomaga też w zrozumieniu natury postkomunistycznej Polski lat 90., opartej na fałszywych autorytetach, kreowanych przez byłych sowieckich kolaborantów, zamazujących do dziś, dla osobistych korzyści, różnicę między bohaterstwem a zdradą.

"Po dwóch stronach barykady PRL. Towarzysze, zdrajcy, bohaterowie, niezłomni" - taki jest tytuł dzieła opartego na prostym pomyśle: konfrontacji biografii różnych ludzi: z jednej strony zdeklarowanych stronników Polski sowieckiej, którzy dla kariery poszli "z prądem", z drugiej zaś tych, którzy - od zakończenia wojny, po schyłek lat 80. - na różne sposoby opierali się systemowi sowieckiemu, demaskowali go, wierzyli w odrodzenie niepodległej Rzeczypospolitej, wbrew "realiom politycznym" Europy pojałtańskiej. Pierwszą grupę reprezentują w książce sowieccy namiestnicy na Polskę: Władysław Gomułka, Edward Gierek i Wojciech Jaruzelski, ideolodzy, aparatczycy, bezpieczniacy i przedstawiciele "aparatu sprawiedliwości": Hilary Minc, Julian Polan-Haraschin, Mieczysław Moczar, Włodzimierz Lechowicz, wreszcie zwykli kolaboranci i donosiciele, epatujący nas później swoją "otwartością na świat" oraz protestami przeciwko "polskiemu antysemityzmowi" i "ksenofobii" - Andrzej Szczypiorski, ks. Michał Czajkowski czy Lesław Maleszka.
Po drugiej stronie tytułowej "barykady" czytelnik spotka postacie w większości już mu znane, lecz na nowo, z pasją i ze świeżym spojrzeniem ukazane przez młodych historyków z krakowskiego oddziału IPN - dr. Macieja Korkucia, dr. Filipa Musiała i Jarosława Szarka. Spotkamy więc w tej wędrówce bohatera konspiracji wojennej rtm. Witolda Pileckiego, Józefa Kurasia "Ognia", Zbigniewa Herberta, Lecha Beynara - Pawła Jasienicę, Sługę Bożego ks. Jerzego Popiełuszkę, Andrzeja Gwiazdę, Annę Walentynowicz, Jana Olszewskiego, Kornela Morawieckiego, ks. bp. Ignacego Tokarczuka. Obok nich postacie niezwykłe i godne pamięci, lecz prawie zupełnie nieznane ogółowi Polaków. Bo ilu z nas słyszało o "zwyczajnym bohaterze" Mieczysławie Klempce, przypomnianym przez dr. Korkucia, o "wiernej Polsce" Stanisławie Rachwałowej, o której pisze dr Musiał, czy o Adamie Macedońskim, zasłużonym dla pamięci Katynia, którego przedstawia Jarosław Szarek?

Zdrajca i oszust
Włodzimierz Lechowicz dorobił się w szeptanej propagandzie opinii patrioty i niemal bohatera. Był przecież więźniem politycznym, którego dopiero Władysław Gomułka zrehabilitował i przywrócił do łask. Według tej opinii, Lechowicz cierpiał z powodu swej działalności w przedwojennym kontrwywiadzie Rzeczypospolitej i w kontrwywiadzie AK. W rzeczywistości ten renegat już w latach 30. zdradził Polskę, służąc wywiadowi sowieckiemu. To prawda, był w AK, ale jako komunistyczny agent... Był po wojnie w komunistycznym więzieniu, ale przecież nie on jeden. Walki frakcyjne o wpływy między moskiewskimi kolaborantami były bezwzględne, a więzienia zasmakował nawet towarzysz "Wiesław", któremu Polacy, spragnieni po stalinowskiej nocy prawdziwych narodowych przywódców, naiwnie uwierzyli. W rzeczywistości zarówno Gomułka, strojący się w piórka patrioty, jak i pseudobohater Lechowicz należeli do tej samej kategorii, co zbrodniarze okresu stalinowskiego. Byli ludźmi "radzieckimi" i w Sowietach, a nie w Polsce widzieli swą prawdziwą ojczyznę. Wiele lat później Wojciech Jaruzelski, proszący swych sowieckich nadzorców, by go "zwolnili" z funkcji premiera PRL, potwierdza niezmienną ciągłość tej formacji od roku 1944 do 1989.

Dezerter
Nazwisko Zygmunta Berlinga przywoływane jest bardzo często przy okazji ubolewania nad losami kombatantów wojska "ludowego". Kiedyś rozpieszczani przez komunistów, odznaczani i nominowani na wyższe stopnie wojskowe w rocznicę bitwy pod Lenino, dziś zapomniani i niedocenieni. Tak to przedstawia propaganda postkomunistyczna. A przecież tak naprawdę nikt nie kwestionuje dziś w Polsce prawdy, że prości żołnierze "od Berlinga" byli naszymi rodakami, tak samo pokrzywdzonymi przez okupantów, jak ci spod Monte Cassino. Nie zdążyli do armii generała Andersa lub uniemożliwiono im dotarcie do niej, więc umierali pod Lenino i na Wale Pomorskim. Chcieli wracać do Polski, a innej drogi powrotu niż w szeregach formowanych przez Berlinga i Wasilewską nie było. Nie znaczy to jednak, że ta armia, całkowicie zinfiltrowana i politycznie prowadzona przez sowieckie służby specjalne, była tym samym, co Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie lub siły zbrojne Polskiego Państwa Podziemnego! O jej sowieckim charakterze decydowali dowódcy - z jednej strony sowieccy oficerowie przebrani w polskie mundury (często udający Polaków, nawet używający przybranych nazwisk jak sławetny generał Siergiej Gorochow vel Stanisław Popławski!), z drugiej strony zwyczajni zdrajcy, jak dezerter Zygmunt Berling, dowódca tej polskiej - niepolskiej armii "ludowej", o którym pisze dr Maciej Korkuć.

Pan towarzysz prezydent...
Kiedy w wyniku ustaleń przy Okrągłym Stole dawni opozycjoniści wybierali w kontraktowym Sejmie na prezydenta Polski Wojciecha Jaruzelskiego, niektórym tak bardzo było wstyd z tego powodu, że schowali się na czas głosowania w sejmowych ubikacjach, skąd wyciągano niektórych za uszy, by oddali głos zgodny z kontraktem. Dziś Jaruzelski to w środowiskach gazetowowyborczych niemal bohater, który uchronił Polskę przed rozlewem krwi. Rzadko tylko się pisze, za jaką cenę. Warto przeczytać szkic dr. Korkucia o tym "bohaterze", zatytułowany "Namiestnik Kremla". "Oficjalna biografia Wojciecha Jaruzelskiego niemal zawsze była pod szczególną ochroną" - pisze dr Korkuć. "Kiedy na początku lat 90. istniało wielkie zapotrzebowanie na prawdę o kulisach systemu władzy PRL, obowiązywała instrukcja ówczesnego 'solidarnościowego' już szefa Radiokomitetu Andrzeja Drawicza z 1989 r., w której kategorycznie nakazywano dziennikarzom, aby w kontekście Jaruzelskiego 'wystrzegać się jakichkolwiek ataków personalnych, a zwłaszcza ewentualnych prób dezawuowania osoby prezydenta PRL'"! Krótko mówiąc, osoba odpowiednio nazwana staje się kimś innym, niż była naprawdę! Resztę dopisze "Gazeta Wyborcza"...

Schizofrenik
Niesławnej pamięci ks. Michał Czajkowski, pupil "Gazety Wyborczej", epatował nas przez wiele lat swoją "bezkompromisowością" w "demaskowaniu" przejawów "polskiego antysemityzmu". Czynił to z taką zaciekłością, że ta jego zapiekła gorliwość przeradzała się w klasyczny antypolonizm. Obsypywany był za to licznymi nagrodami i wyróżnieniami za "bezkompromisowość", nawet nagrodą im. Brata Alberta! Wielu z nas zastanawiało się, dlaczego kapłan nie potrafi odnaleźć w sobie żadnej duchowej więzi z własnym Narodem, nie potrafi w sobie wzbudzić żadnego współodczuwania i zrozumienia jego losów w okresie wojny i w czasach komunistycznych. Wreszcie bomba wybuchła! Okazało się, że ten "autorytet moralny", krytyk "polskiej ksenofobii", był od lat 50. gorliwym donosicielem i rezydentem komunistycznej bezpieki! Był m.in. współpracownikiem Adama Pietruszki, jednego z organizatorów zbrodni na Słudze Bożym ks. Jerzym Popiełuszce! Czajkowski zniknął nagle z mediów, a jego liczni fani, kształtowani przez publikacje "Gazety Wyborczej" i "Tygodnika Powszechnego", pozostali przez jakiś czas bezradni w obliczu prawdy. "Problem z niechlubną przeszłością nie dotyczy bowiem jedynie byłych agentów" - pisze dr Musiał. "Trauma dotyka tych, dla których przez lata byli oni autorytetami. Możemy obserwować niemal zawsze ten sam schemat. Współpracownik bezpieki zaprzecza, że kiedykolwiek utrzymywał z nią kontakty, a po ukazaniu się niepodważalnych dowodów współpracy zmienia linię mających go bronić kłamstw i półprawd, twierdząc, iż działał nieświadomie"... Takie praktyki - jakże dobrze nam znane z ostatnich lat! - są możliwe dzięki temu, że III Rzeczpospolita nie dokonała ani dekomunizacji, ani "dezubekizacji" Polski, choć inne państwa, dawne "demoludy", uczyniły to wkrótce po upadku systemu komunistycznego. Dawni agenci tłumaczą więc, że nic złego nie zrobili, bo nie wiedzieli, że coś robią... Zachowują się jak schizofrenicy i wierzą bardziej w wykreowaną przez siebie, zmyśloną rzeczywistość niż w to, co naprawdę się działo.

Jest dobro i zło
Intencje autorów są czytelne i wypowiedziane wprost już we wstępie do książki: "zawsze jest możliwe oddzielenie dobra od zła"... Naiwne stwierdzenie? Może się takim wydawać w czasach cynizmu i różnych gier, kreowania fałszywych bohaterów. Wbrew temu wszyscy pragniemy jasnego obrazu przeszłości i tego "oddzielenia", które podobno jest już niemożliwe, bo wszystko się niby pomieszało, a dawni stalinowcy lub ich dzieci to często "bohaterowie opozycji demokratycznej", więc wara nam od takich ludzi, jak na przykład Bronisław Geremek, kiedyś aparatczyk, dziś światły Europejczyk, pogardzający "polską ksenofobią". Kiedy czytałem te pozornie naiwne słowa autorów o potrzebie oddzielenia dobra od zła, przypomniało mi się, że ktoś już wcześniej użył podobnych słów we wstępie do swej książki, która była szeroko komentowana i uznawana za "kontrowersyjną". Doktor Sławomir Cenckiewicz napisał przed dwoma laty we wstępie do swego zbioru artykułów "Oczyma bezpieki": "Starałem się oddzielić bohaterstwo od zdrady. Chciałem ukazać dławiony przez bezpiekę wysiłek kilku pokoleń Polaków walczących z komunizmem"... Jak bardzo tego wszyscy pragniemy! Jak bardzo pragniemy wzorów i rzeczywistych, nie zaś pozornych autorytetów! Krakowscy autorzy nie boją się zarzutów "uproszczenia skomplikowanej rzeczywistości powojennej Polski". Przyjmują za punkt odniesienia najważniejsze kryterium: niepodległy byt państwa polskiego. Kto służył niepodległości, jest po naszej stronie barykady. Kto dla obcej ideologii lub dla osobistych korzyści zaparł się jej, nie jest z nas - nawet jeśli dziś, po latach, stroi się w kostium Konrada Wallenroda lub opowiada o sowieckiej "rewolucji społecznej" w Polsce, która rzekomo była konieczna, a formację byłych kolaborantów nazywa "polską lewicą", urągając w ten sposób prawdziwej polskiej lewicy spod znaku Ludwika Krzywickiego, Stefana Żeromskiego czy Kazimierza Pużaka. Jest dobro i zło. Jest wierność i zaprzaństwo. Biografie konkretnych ludzi, bohaterów książki, pokazują, że można jedno od drugiego oddzielić i że trzeba to nieustannie czynić, by polska historia - zwłaszcza tak dramatycznego dla nas XX wieku - mogła być nauczycielką życia. Na razie ciągle jeszcze uczą nas komuniści, którzy - jak podkreślają autorzy - "tworzyli swoją historię. W dziesiątkach książek, filmów, audycji i publikacji prasowych tworzono mity i zwykłe kłamstwa, które miały ukształtować nowe, oderwane od rzeczywistości, ale zgodne z potrzebami elit partyjnych spojrzenie na ostatnie dekady polskich dziejów". Przypomniał mi się w tym momencie jeden z zapisów cenzorskich wywiezionych w roku 1976 przez Tomasza Strzyżewskiego do Szwecji. Nie zalecano w nim recenzji ani wzmianek na temat pewnego opracowania historycznego, bo nie jest ono zgodne "z aktualnymi zadaniami pracy propagandowej"...

Przeciw szydercom
Autorzy widzą jeszcze jeden ważny powód, dla którego warto się było trudzić nad książką: "W latach 90. wiele wpływowych środowisk opiniotwórczych degradowało znaczenie tradycji historycznej, pamięci narodowej, patriotyzmu. Szacunek do wartości zastąpiono szyderstwem, czemu poddała się znaczna część społeczeństwa. W międzyczasie w dorosłe życie weszło nowe pokolenie Polaków - pozbawione kompleksów i obciążeń z epoki komunizmu. Ku zaskoczeniu wielu okazuje się, że z rosnącą siłą powraca zainteresowanie historią, tradycjami walki o niepodległość, dziejami naszej dumy i słabości". Tym młodym Polakom trzeba pokazać, "jak wielką wartością jest państwo wolne i niepodległe". Trzeba ich też przekonać, że "zawsze jest możliwe oddzielenie dobra od zła". Świadomość tej granicy i tych dwu stron barykady buduje dobro, poczucie harmonii i więź z własnym Narodem. Brak tej granicy rodzi chaos i cynizm.
Piotr Szubarczyk
IPN Oddział Gdańsk

Korkuć Maciej, Musiał Filip, Szarek Jarosław, Po dwóch stronach barykady PRL. Towarzysze, zdrajcy, bohaterowie, niezłomni, Wyd. Kluszczyński, Kraków 2007, Seria "Historia XX w.". Kontakt z wydawcą: www.kluszczynski.com.pl, e-mail: biuro@kluszczynski.com.pl, tel./fax (12) 421 22 28.
"Nasz Dziennik" 2007-10-22

Autor: wa