Tbilisi pod ostrzałem pomówień
Treść
Lider frakcji Zielonych w Parlamencie Europejskim (PE) Daniel Cohn-Bendit, opierając się na wynikach bliżej niezidentyfikowanego dziennikarskiego śledztwa, oskarżył wczoraj Gruzję o wykorzystanie około 30-40 proc. unijnych funduszy na zbrojenia. Do komisji budżetowej Parlamentu Europejskiego nie dotarł jednak jeszcze żaden wniosek w tej sprawie. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow oskarżył NATO o sprowokowanie konfliktu gruzińskiego poprzez sprzedaż broni stronie gruzińskiej.
- Nie widzę sensu, by Europa dalej przekazywała środki, które służą zbrojeniom - powiedział na konferencji prasowej Cohn-Bendit. Powołując się na śledztwo przeprowadzone przez dziennikarzy, których nie wymienił z nazwisk, powiedział, że nie ma skutecznej kontroli unijnych funduszy, a już w szczególności tych przeznaczonych dla krajów niewchodzących w skład Wspólnoty.
- To byłby problem przede wszystkim dla przedstawicielstwa Komisji, dla tej komórki, która zajmuje się nadzorowaniem funduszy - ocenił w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" eurodeputowany PiS Konrad Szymański. Podkreślił, że zatrudniane są całe sztaby urzędników, aby nadzorować w trybie rocznym, w jaki sposób realizuje się projekty, które są finansowane ze środków Unii. - Nie słyszałem o żadnym poważnym zarzucie, aby środki w Gruzji były wykorzystywane nieprawidłowo - dodał. Zdaniem Szymańskiego, Cohn-Bendit, chcąc nie chcąc, stał się tubą propagandową dezinformacyjnej kampanii kierowanej z Moskwy.
Również w opinii wiceprzewodniczącego komisji budżetowej PE Janusza Lewandowskiego, taka defraudacja funduszy unijnych na cele militarne jest trudna do wyobrażenia, ze względu na obowiązujące w UE rygory finansowe. Podkreślił on, że unijne środki są przeznaczane na bardzo konkretne programy. Wszystko zatem wskazuje na to, że oskarżenie, jakie padło z ust lidera frakcji Zielonych, można odczytywać jako kolejny element prorosyjskiej, a zarazem antygruzińskiej kampanii, z którą od dłuższego czasu mamy do czynienia w Europie Zachodniej.
W tym roku budżet UE przewiduje w ramach polityki sąsiedzkiej 28,8 mln euro dla Gruzji, z czego 16 mln na reformę wymiaru sprawiedliwości (w tym walkę z korupcją), 6 mln euro na pokojowe rozstrzyganie wewnętrznych konfliktów oraz 6,8 mln na programy wsparcia technicznego realizowane na ogół z partnerami unijnymi.
Podziały wewnątrz struktur unijnych, co zrozumiałe, z zadowoleniem przyjmuje Moskwa. W oficjalnym oświadczeniu rosyjskiego MSZ, komentującym postanowienia poniedziałkowego szczytu, możemy przeczytać, że Rosja z radością wita fakt, iż "większość państw Unii wykazała się odpowiedzialnym podejściem, potwierdzając kurs na partnerstwo z Rosją i zdając sobie sprawę ze znaczenia wzajemnie korzystnej współpracy". Pomówienia ze strony Rosji wydają się nie mieć końca. Szef sztabu generalnego sił zbrojnych Rosji generał Anatolij Nogowicyn zarzucił wczoraj Gruzji, że ta przygotowuje się do przejęcia kontroli nad kilkoma gruzińskimi wioskami na terytorium Osetii Południowej. W jeszcze ostrzejszym tonie wypowiedział się sam prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. W wywiadzie dla włoskiej telewizji RAI nazwał on przywódcę Gruzji Micheila Saakaszwilego "politycznym trupem". Tymczasem minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow zarzucił krajom Paktu Północnoatlantyckiego złamanie międzynarodowych porozumień poprzez eksportowanie do Gruzji produkowanej przez siebie broni. Otwarte pozostaje pytanie, w jaki sposób Zachód zareaguje na tego typu kłamliwą retorykę Kremla.
AW, ŁS
"Nasz Dziennik" 2008-09-03
Autor: wa