Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tantawi musi odejść

Treść

Tysiące Egipcjan okupuje centralny plac Kairu - Tahrir, pomimo deklaracji sił wojskowych o przyspieszeniu procesu przekazywania władzy cywilom. Co pewien czas w stolicy kraju dochodzi do gwałtownych starć pomiędzy protestującymi a siłami bezpieczeństwa.

Manifestanci domagają się odejścia marszałka Mohammeda Husejna Tantawiego, szefa rządzącej od kilku miesięcy Najwyższej Rady Wojskowej. Ten zapowiedział, że armia gotowa jest przeprowadzić referendum w sprawie natychmiastowego przekazania władzy cywilom. Obiecał także wybory prezydenckie pod koniec czerwca 2012 roku. Wielu protestujących uważa jednak, że te obietnice to zbyt mało, a cały proces przemiany powinien się rozpocząć od ustąpienia marszałka.


Co najmniej 38 osób zginęło w starciach pomiędzy demonstrantami a funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa, które trwają już piąty dzień. Policja używa gazu łzawiącego, strzela do zgromadzonych z gumowych pocisków oraz próbuje rozpędzić zgromadzenia, strzelając w powietrze. Część z uczestniczących w manifestacjach twierdzi jednak, że wobec cywilów użyto także ostrej amunicji. Do najostrzejszych starć doszło wokół silnie strzeżonego budynku ministerstwa spraw wewnętrznych, w pobliżu słynnego placu, który stał się ikoną lutowej rewolty przeciwko rządom prezydenta Hosniego Mubaraka. Do zamieszek z policją doszło także w kilku innych miastach Egiptu, m.in. w Aleksandrii, Suezie, Port Said i Asuanie.
Protesty wybuchły po deklaracjach tymczasowych władz, iż do wyborów prezydenckich może nie dojść w 2012 roku, a być może nawet nie w 2013. Pokojowe demonstracje szybko przerodziły się w starcia z policją po tym, jak doszło do pierwszych prób usunięcia manifestantów z placu Tahrir. Dodatkowo przedstawienie projektu konstytucji, który zakładał wyłącznie budżetu armii spod kontroli cywilnej, wzbudziło podejrzenia, że wojskowi dążą do usamodzielnienia się od państwa. Marszałek Tantawi uspokajał swoich rodaków, że kierowana przez niego rada nie ma aspiracji do rządzenia krajem. - Jesteśmy w pełni przygotowani, aby w każdym momencie niezwłocznie przekazać władzę i wrócić do swoich poprzednich obowiązków, do których należy m.in. chronienie naszej ojczyzny - stwierdził. Zgodnie z jego zapowiedzią całkowite przekazanie władzy odbyłoby się po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w czerwcu lub lipcu przyszłego roku. Protestujący domagają się jednak, aby głosowanie w sprawie obsadzenia fotela prezydenckiego odbyło się zaraz po zakończeniu wyborów parlamentarnych. Zaznaczają jednocześnie, że nie zamierzają opuścić okupowanych placów, dopóki Tantawi nie poda się do dymisji. - My nie ustąpimy. On musi! - skandowali uczestnicy manifestacji.
Korespondenci przebywający w stolicy Egiptu podkreślają, że protest nie jest jednak skierowany wyłącznie przeciwko wojsku, ale także przeciwko bardzo wpływowemu ugrupowaniu politycznemu, dotychczas pozostającemu w opozycji - Bractwu Muzułmańskiemu. Przedstawiciele tej partii, korzystając z okazji, starają się zagarnąć jak największą liczbę przywilejów dla siebie. Demonstrujący podkreślają, że zachowanie nowych władz do złudzenia przypomina im postępowanie obalonego prezydenta. - Jesteśmy bardzo niezadowoleni z ich deklaracji. To do złudzenia przypomina nam byłego prezydenta, który również nie odpowiadał na nasze pytania i żądania - mówi jeden z nich. Z kolei inny podkreśla, że stojący na czele kraju marszałek jest wręcz kopią byłej głowy państwa. - Tantawi to Mubarak, tyle że w wojskowym mundurze - stwierdza.

Łukasz Sianożęcki

Nasz Dziennik Czwartek, 24 listopada 2011, Nr 273 (4204)

Autor: au