Tania krew
Treść
Ogromna liczba świadków i podatność chorobowa sędziów są przyczynami, które według resortu sprawiedliwości powodują, że proces w sprawie masakry na Wybrzeżu dokonanej przez komunistów w 1970 r. przeciąga się w nieskończoność. Opozycja zauważa jednak, że obecna ekipa rządowa niewiele zrobiła, by doprowadzić do ukarania sprawców tamtych wydarzeń.
Na wczorajszym posiedzeniu sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka posłowie opozycji oczekiwali wyjaśnień ze strony resortu sprawiedliwości na temat przeciągającego się procesu w sprawie masakry na Wybrzeżu. Postępowanie to trwa już kilkanaście lat. Na ławie oskarżonych zasiadają m.in. Wojciech Jaruzelski, ówczesny szef ministerstwa obrony narodowej, i Stanisław Kociołek, były wicepremier PRL.
Poseł Kazimierz Smoliński (PiS) przypomniał, że śledztwo zostało wszczęte jeszcze w 1990 r., natomiast proces ruszył dopiero w 1998 r. w Gdańsku, po czym sprawę przekazano do Warszawy, gdzie ponownie ją uruchomiono w roku 2001. Według parlamentarzysty, przeciągające się rozprawy są "kompromitacją wymiaru sprawiedliwości". - Uwzględniane przez sędziów wnioski dotyczące stanowiska oskarżonych, którzy - jak widać - ewidentnie zmierzają do przedłużania tego postępowania w całej rozciągłości, pozwalają nam podtrzymywać stanowisko, które zostało skierowane do Bronisława Komorowskiego, byłego marszałka Sejmu, przez nasz klub parlamentarny w 2009 roku. W dezyderacie zawarte zostały wszystkie te uchybienia - zauważył Smoliński. Jako przykład wskazywał m.in. na sytuacje, "kiedy sędziowie tolerują nieobecność na rozprawach Jaruzelskiego, podczas gdy dzień wcześniej uczestniczy on w obradach zwoływanych przez pana prezydenta Komorowskiego".
Jacek Czaja, wiceminister sprawiedliwości, zapewniał natomiast posłów o "bardzo intensywnych czynnościach nadzorujących postępowanie" ze strony jego resortu. Według niego, przyczynami przewlekłości procesu była m.in. liczba powołanych świadków (około 4 tys.) oraz "absencja chorobowa sędziów". - Sędzia sprawozdawca przebywał nieprzerwanie na zwolnieniu lekarskim od 5 czerwca 2007 r. do 6 stycznia 2008 r. oraz od czerwca 2009 r. do 12 października 2009 roku. Potem od 29 października 2009 do 13 listopada 2009 r. - wyliczał wiceminister. Zgodnie z informacją przekazaną przez Czaję podobnie chorowita była również sędzia współsprawozdawca oraz jeden z ławników. Wiceminister podał, że resort zwrócił się do Sądu Okręgowego w Warszawie prowadzącego tę sprawę o sprawdzenie zasadności tych nieobecności. Podkreślił jednak, że nie wykazano w tej materii żadnych nadużyć.
Wzburzona tymi tłumaczeniami jest poseł Mirosława Masłowska (PiS), która sama była świadkiem wydarzeń 1970 r. w Szczecinie. - Mieszkałam przy pl. Żołnierza Polskiego, gdzie było najwięcej strat ludzkich. Ten plac był cały czerwony od ludzkiej krwi, którą codziennie zmywano. Nie zapomnę, jak się wówczas zachowywali funkcjonariusze ZOMO, którzy strzelali z broni ostrej na oślep - relacjonowała dramat wydarzeń sprzed 40 lat, nie kryjąc emocji. Jak podkreśliła, do tej pory nie ustalono, ilu ludzi wówczas zginęło.
Poseł Marzena Wróbel (PiS) uznała z kolei, że działania ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, by przyspieszyć proces, są pozorne. - Panie ministrze, przykro słuchać, że krew ofiar systemu komunistycznego jest tak tania i że obecna ekipa władzy nie robi nic, by rozliczyć te zbrodnie - konkludowała Wróbel.
Władze komunistyczne Polski w grudniu 1970 r. ogłosiły drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. Do tej pory nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.
Jacek Dytkowski
Nasz Dziennik 2011-01-19
Autor: jc