Takie uroczystości służą zbliżeniu
Treść
Z Jarosławem Książkiem, konsulem generalnym Rzeczypospolitej Polskiej w Brześciu na Białorusi, rozmawia Karolina Goździewska
Czy uroczystość w Kobryniu to krok w kierunku poprawy stosunków polsko-białoruskich?
- Mam nadzieję, że tak. Myślę, że te stosunki będą coraz bardziej normalne i wartości, do których jesteśmy przyzwyczajeni, będą coraz bardziej zbliżały się do tego, co wiedzą i do czego są przyzwyczajeni obywatele Białorusi. Różnica jest bardzo duża. Tutaj mamy do czynienia przede wszystkim z dziedzictwem sowieckim. W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do tej historii, która przez długie lata była przekazywana na ucho, a obecnie jest historią normalną, prawdziwą.
Mam nadzieję, że tego typu uroczystości będzie jak najwięcej, gdyż taka jest potrzeba. One muszą być naturalne, prawdziwe - ta w Kobryniu, myślę, że taka była - aby służyły zbliżeniu. Z pewnością nie nastąpi to od razu. Tego się nie da zadekretować, tego się nie da ustalić. Tego, z całym szacunkiem, nie da się podpisać nawet na szczeblach rządowych. To musi nastąpić jako element procesów społecznych.
Czy pozostało tutaj jeszcze wielu Polaków?
- Brześć jest miastem bardzo specyficznym, został bardzo gruntownie zsowietyzowany. Polaków było tutaj kilkanaście tysięcy. Jeżeli weźmiemy pod uwagę ofiary wojny, dwie wywózki, okupacje sowiecką i niemiecką, to mamy wyobrażenie, ilu Polaków mogło tu pozostać. Natomiast jest Polonia napływowa.
Nawet wśród naszych pracowników są piękne przykłady osób, które w czasach sowieckich odmawiały mówienia po rosyjsku i przyjmowania dokumentów z sierpem i młotem. Dziś sytuacja jest o tyle trudna, że tereny wiejskie są wyludniane. Własność ziemi jest państwowa - są to kołchozy, jakkolwiek się nazywają. Nie ma tu po co zostawać. Tutejsze władze starają się przeciwdziałać temu, wprowadzając ulgi dla dobrowolnych osiedleńców, m.in. budując domy. Dopóki jednak nie ma własności, nie ma szans na gruntowną zmianę nastawienia. Nie ma tu możliwości rozwoju inicjatywy prywatnej w takim stopniu, do jakiego my jesteśmy przyzwyczajeni. Praca jest państwowa, to uzależnia człowieka. I niekiedy przy tych wyborach ludzie nieco się zatracają. I cała ta tradycja sowiecka nie sprzyja utrzymaniu wartości narodowych, religijnych także.
Stąd dziś tak trudno odnaleźć ciała Polaków, którzy w 1939 roku bronili na Polesiu Polski przed Sowietami i Niemcami. Ci, którzy mogliby pamiętać te wydarzenia, nie żyją, a młodsze pokolenie nie przywiązywało do tego wagi?
- Albo ich nie ma, albo nie rozumieją, o co chodzi. Jest to oficjalna historia "Wielikoj Ocistwiennoj Wajny" - w czasie oficjalnych uroczystości nie mówi się o II wojnie światowej, ale o wielkiej wojnie ojczyźnianej. Te legendy radzieckiego bohaterstwa zdobycia Berlina, wyzwolenia Europy są podawane oficjalnie. Stąd nie było przez długie lata refleksji nad własnym pochodzeniem, nie miało to zresztą żadnego znaczenia. Mieszkaniec Białorusi był Białorusinem i koniec. Natomiast także wśród ludzi młodych pojawiają się osoby, które zaczynają szukać tożsamości, szukać swoich korzeni. Zaczynają rozumieć potrzebę ich posiadania. Nie tylko w sensie codziennym, sloganowym, ale także głębszym. To nas bardzo cieszy. Szukanie takich korzeni w najlepszy sposób sprzyja stosunkom polsko-białoruskim. Polsko-ukraińskim zresztą też.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-09-15
Autor: wa