Takie sprawy psują prawo
Treść
Z ministrem gospodarki Piotrem Woźniakiem
rozmawia Wojciech Wybranowski
Prawo i Sprawiedliwość często powołuje się na kazus Romana Kluski, ale to sprawa sprzed lat. Tymczasem tylko w ostatnich kilkunastu miesiącach we Wrocławiu tamtejsi prokuratorzy i urzędnicy doprowadzili, na mocy bezzasadnych i bezpodstawnych - jak się okazało - decyzji, do zniszczenia kilku dużych firm, m.in. Bestcomu, JTT Computer...
- Byłoby karygodne, gdyby okazało się, że w naszym systemie prawnym istnieje taka ściśle nielegalna procedura, która pozwala zatrzymywać bez żadnych konsekwencji i bez odszkodowania przedsiębiorców pod zarzutem wyjaśniania drobnych wykroczeń czy drobnych nieprawidłowości. Czyli takich, które bardzo często się w firmach zdarzają, jak np. spóźniona o kilka dni wypłata wynagrodzeń, nieudzielenie urlopu w okresie wakacyjnym - co z punktu widzenia prawa pracy też jest nieprawidłowe itd., itd. Ale podkreślam, byłoby skandalem, gdyby okazało się, że z tego powodu może ruszać cała procedura prawna grożąca zatrzymaniem działalności firmy, co zwykle - zwłaszcza w sektorach usługowych - na ogół oznacza, że kiedy szefostwo firmy jest zatrzymywane, to przedsiębiorstwo bazujące na reputacji właściciela, zarządu wypada z rynku.
Wystarczy, by konkurencja rozpuściła pogłoskę o zatrzymaniach.
- To na ogół są małe firmy, niemające wielkich pieniędzy, żeby bronić się w długotrwałych postępowaniach w sądach, więc byłoby karygodne, gdyby ktoś taką furtkę odkrył i z niej korzystał. Sztandarowym przykładem jest sprawa Romana Kluski i jego firmy. Nie dość, że nieprawidłowo go oskarżono, to jeszcze zamordowano firmę, która dawała w regionie, gdzie było bardzo wysokie bezrobocie, setki czy nawet tysiące miejsc pracy. Tyle że nie każdy ma nazwisko Kluska, nie każdy prowadzi działalność na wielką skalę i nie za każdym może się wstawić tysiąc ludzi, którzy stracili miejsca pracy. Jeżeli jest firma dziesięcioosobowa i bazuje na reputacji zarządu, to w oczywisty sposób zatrzymanie działalności takiej firmy na miesiąc, a już na pewno na dwa oznacza, że ona wypada z rynku.
W przypadku kilku, a być może nawet kilkunastu firm, jakie upadły w wyniku działalności wrocławskich śledczych - zdaniem ludzi związanych ze służbami specjalnymi - zachodzi podejrzenie działania na zlecenie konkurencji. W sprawie JTT Computer sąd już wydał decyzję o wypłacie około 40 mln zł odszkodowania.
- Trzeba by tę sprawę dokładnie zbadać. Jeżeli ma miejsce taka praktyka, to psuje prawo i porządek prawny w Polsce. Przyznam się, że słabo znam branżę komputerową, ponieważ jest to branża w stu procentach prywatna, i bardzo dobrze, ale też z tego powodu mniej się nią zajmuję. Natomiast podkreślam - rzeczywiście trzeba by się temu przyjrzeć. Zwłaszcza że - jak mówi pan redaktor - kończy się to odszkodowaniami, a to nie może być sposób na życie. Bo za błędy urzędników, prokuratury my zapłacimy: pan to zapłaci, ja zapłacę i moje dzieci, wszyscy podatnicy zapłacą. To ja sobie tego nie życzę. 40 mln zł to cała masa pieniędzy.
Ale taki Bestcom, generujący około 150 mln zł obrotu, płacił olbrzymie podatki do budżetu państwa. Zniszczenie takiej firmy czy podobnych to zatem strata dla naszej gospodarki...
- A przede wszystkim ile takie firmy dają miejsc pracy w regionie. Ludzie mieli pracę, też kupowali i płacili podatki... O tym nie można zapomnieć.
Panie Ministrze, Roman Kluska pytany o sprawę Bestcomu mówił, że nadal działają w Polsce pewne nomenklaturowe grupy wykorzystujące aparat państwowy do niszczenia konkurencji. Z kolei pan Aleksander Gudzowaty mówił o "lożach biznesowych". Zetknął się Pan z takimi przypadkami?
- Niestety się spotkałem. Nie chciałbym tutaj takich przypadków cytować, ale niestety one istnieją, co i prezydent, i premier, i ten rząd usiłują wykorzenić przy akompaniamencie niesłychanego oporu niektórych środowisk. Te interesy w rzeczywistości są o wiele bardziej rozbudowane, niż nam się wydaje. Gdyby ci, którzy bronią tych interesów, mieli dokąd odejść, mielibyśmy do czynienia z zupełnie inną sytuacją, ale wyraźnie kończy im się zakres pomysłów na życie. Te interesy, które się robi na styku polityki i biznesu, z zasady są niewłaściwe, z zasady są korupcyjne.
Pół roku temu pojawił się projekt przygotowania ustawy o odpowiedzialności finansowej sędziów, prokuratorów i urzędników. Oznaczałoby to, że wydając błędną decyzję w sprawach gospodarczych, ponosiliby oni jej finansowe konsekwencje.
- Znam ten projekt i popieram, ale nie może to być pojedyncza inicjatywa. W ten sposób nie wymusi się lepszej jakości pracy urzędników. Oczywiście wyeliminuje się tych, którzy mataczą i z różnego rodzaju nieprawidłowości robią sobie dodatkowe źródło przychodów, natomiast powinno się to wiązać z poprawieniem jakości pracy służby cywilnej, czyli jakości pracy urzędników. A co to oznacza? Że zamiast płacić 40 mln zł odszkodowania, może lepiej je przeznaczyć na przeszkolenie i lepsze uposażenie urzędników. Mamy 40-milionowy kraj z niesłychanie rozhuśtanym wzrostem gospodarczym, mamy więc prawo domagać się, by praca naszych urzędników była najwyższej jakości. I żeby za dobrą pracę byli wynagradzani w sposób solidny. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że gdybym dysponował na wynagrodzenie u mnie w ministerstwie o 50 proc. wyższym funduszem płac, wówczas mógłbym o połowę zmniejszyć biurokrację kosztem wzrostu umiejętności i kompetencji urzędników.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2007-09-18
Autor: wa