Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Tak źle jeszcze nie było

Treść

Przed rozpoczęciem turnieju najwięksi, bezkrytyczni optymiści marzyli o powtórce sprzed 12 lat, gdy polskie koszykarki w rozgrywanych w naszym kraju mistrzostwach Europy sensacyjnie sięgnęły po tytuł. Realiści podkreślali, że wielkim sukcesem będzie piąte miejsce, dające prawo gry w olimpijskich kwalifikacjach. Rzeczywistość te plany brutalnie zweryfikowała. Biało-Czerwone uplasowały się na dalekiej, jedenastej pozycji, w sześciu meczach odniosły tylko jedno zwycięstwo, a tak źle na mistrzostwach kontynentu nie wypadły jeszcze... nigdy w historii.
Wspomniany na wstępie tytuł oczywiście nie był konkretnym celem reprezentantek Polski. Pojawiał się w rozmowach o mistrzostwach z 1999 roku i zawsze padało gdzieś w nich zdanie, że byłoby wspaniale pokusić się o powtórkę. Trudno zresztą, żeby było inaczej, skoro mistrzostwa znów odbywały się w naszym kraju. Biało-Czerwone, tak już na poważnie, podkreślały, że stawiają przed sobą zadanie uplasowania się w czołowej piątce turnieju. Miejsce w niej dawało bowiem przepustkę do olimpijskich kwalifikacji. Między wierszami zawodniczki i trener Dariusz Maciejewski wtrącali, że być może uda się osiągnąć coś więcej, głośno o medalu nie mówili, ale po cichu jego temat się pojawiał. Siłą reprezentacji miał być zespół, dobrze się rozumiejący, zgrany, zdeterminowany. Bez gwiazd - i to był niestety problem. Jedyna polska koszykarka prezentująca światowy poziom, zdolna w pojedynkę przesądzać losy meczów, Agnieszka Bibrzycka, w mistrzostwach nie mogła wystąpić, gdyż spodziewa się dziecka. Kontuzje wyeliminowały Magdalenę Leciejewską, Darię Mieloszyńską, Izabelę Piekarską i Agnieszkę Majewską. To tak, jakby przed Euro 2012 z naszej piłkarskiej kadry wypadli Jakub Błaszczykowski, Łukasz Piszczek, Adrian Mierzejewski i Ludovic Obraniak. Jakby tego było mało, na godziny przed rozpoczęciem turnieju trener Maciejewski musiał "odchudzić" drużynę o dwa nazwiska. Postawił na Katarzynę Krężel i Emilię Tłumak. Jak się później okazało, to był błąd, bo w zespole zabrakło zawodniczek potrafiących rzucać z dystansu. Nie jedyny popełniony przez szkoleniowca, który najprawdopodobniej wkrótce pożegna się z reprezentacją.
Polki na pewno nie były faworytkami mistrzostw, ale nawet w osłabionym składzie były w stanie pokusić się o realizację celu, czyli piąte miejsce. Niestety, zawiodły na całej linii. Może poza Eweliną Kobryn, która jako jedyna na turnieju pokazała się z bardzo dobrej strony i zagrała na miarę swoich dużych możliwości. W sześciu spotkaniach zdobyła 88 punktów i miała 46 zbiórek, co dało średnią 14,7 i 7,7. Zaprezentowała wysoką formę, lecz nie zawsze koleżanki potrafiły to wykorzystać. Przykładowo, w bardzo ważnym meczu z Łotwą pierwsze podanie skierowały do niej dopiero po upływie czterech minut. Wcześniej rywalki umiejętnie to uniemożliwiały. Młody zespół nie potrafił udźwignąć odpowiedzialności za wynik. Okazało się, że rezultaty 23 spotkań towarzyskich rozegranych pod okiem Maciejewskiego przed mistrzostwami nie były przypadkowe. Polki wygrały z nich zaledwie pięć. Na Eurobaskecie, gdy pojawiła się presja, było podobnie. W sześciu spotkaniach Biało-Czerwone odniosły jedno zwycięstwo, z Niemkami, które na turniej dostały się jako ostatnie, z dodatkowych kwalifikacji. Z niedocenianą Czarnogórą poniosły wyraźną porażkę, nie sprostały przeciętnej Łotwie, a czarę goryczy przelała klęska ze słabiutką Chorwacją. W tych wszystkich pojedynkach okazało się, że drużyna nie ma stylu, jej poczynania cechuje chaos, a grą rządzi przypadek. O trwogę przyprawiały proste błędy i fatalna skuteczność. Przeciw Chorwatkom nasze zawodniczki spudłowały 13 (!) rzutów z rzędu. W niedzielę, w drugiej kwarcie spotkania z Francją, zdobyły cztery punkty, co na tym poziomie było sytuacją tyleż niespotykaną, co wstydliwą. Zawodziły koszykarki, zadziwiał trener, podejmując szereg niezrozumiałych decyzji. Te dotyczyły przede wszystkim zbyt częstych zmian i rotacji w składzie, w najmniej spodziewanych momentach. Przykładowo w meczu z faworyzowaną Hiszpanią Polki złapały wiatr w żagle, uzyskały pięciopunktowe prowadzenie i nagle Maciejewski ściągnął z parkietu doskonale dysponowaną Kobryn. W tym momencie gra całkowicie się posypała. Na ten fakt zwróciły uwagę same zawodniczki. - Nie czułam się za dobrze w takiej koszykówce, nie czułam za pewnie na parkiecie. Z tego powodu nikt nie chciał wziąć ciężaru gry na siebie - powiedziała Elżbieta Mowlik. Mistrzostwa i presja z nimi związana najwyraźniej przerosły szkoleniowca, a przecież to on w pierwszym rzędzie powinien być ostoją reprezentacji. Nie dziwią zatem informacje, jakoby wkrótce miał się z nią pożegnać. Sam nie chciał oceniać na gorąco występu swych podopiecznych. - Niektóre zagrały poniżej oczekiwań, a chyba żadna nie zakończyła turnieju z przeświadczeniem, że zaprezentowała sto procent możliwości - przyznał.
Polki ostatecznie zakończyły mistrzostwa na 11. miejscu. To powtórka wyniku sprzed dwóch lat i jednocześnie najgorszy występ w historii. Na Łotwie w 2009 roku zdołały bowiem odnieść dwa zwycięstwa, a teraz tylko jedno. Nigdy gospodarz turnieju nie wypadł tak słabo. - Mogłyśmy zajść dużo dalej, tym bardziej że poziom mistrzostw nie był specjalnie wysoki. Mogłyśmy, gdyby nasza gra była bardziej poukładana - przyznała Mowlik. Biało-Czerwone nie były jednak największymi przegranymi Eurobasketu. Miano to przypadło Hiszpankom, które po sensacyjnej porażce z Chorwacją nie awansowały do ćwierćfinałów i straciły szansę na występ w Londynie. To szok, bo przecież zaliczane były do grona faworytek walki o złoto. Marne to jednak pocieszenie, a właściwie żadne.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-06-28

Autor: jc