Ta wojna może potrwać bardzo długo
Treść
Izrael rozpoczął wczoraj trzeci dzień ataków na Strefę Gazy. Najnowszy bilans ofiar to 345 zabitych Palestyńczyków. 1600 osób zostało rannych. Wśród zabitych jest co najmniej 57 cywilów - oszacowała ONZ-owska agencja dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie - UNRWA. Wczorajsze bombardowania mają być odpowiedzią na atak rakietowy ze strony Autonomii Palestyńskiej, w którym zginął jeden obywatel państwa żydowskiego. Działania te, co przewidywano już wcześniej, doprowadziły do oficjalnego zerwania rozmów pokojowych między oboma krajami. Decyzję o przerwaniu rokowań przedstawił główny palestyński negocjator w rozmowach z Izraelem Ahmed Korei. Palestyńczycy obawiają się teraz coraz bardziej realnego ataku lądowego armii izraelskiej.
- Nie ma mowy o negocjacjach w momencie, gdy Palestyńczycy są celem ataków - oświadczył Ahmed Korei. Zawieszenie dotyczy rozmów prowadzonych pod auspicjami USA w ramach tzw. procesu pokojowego z Annapolis.
Tel Awiw oprócz prowadzenia powietrznych nalotów zgromadził także liczne oddziały swojej armii na granicy z Autonomią, szykując się do ofensywy lądowej. Powołano do służby 6,5 tys. rezerwistów, zaś w pobliżu Strefy Gazy stacjonują czołgi. - Akcja naziemna jeszcze się nie rozpoczęła. Ale taka możliwość jak najbardziej istnieje i jest poważnie brana pod uwagę - poinformował "Nasz Dziennik" rzecznik ambasady Izraela w Polsce Michał Sobelman. Zdaniem rzecznika, akcja taka byłaby jak najbardziej uzasadniona, gdyż władze Tel Awiwu są zdania, iż każde państwo ma obowiązek bronić swoich obywateli. - Stany Zjednoczone podzielają taką opinię, dlatego popierają nasz kraj - dodał. Izraelskie władze nie zadeklarowały oficjalnie, czy ich wojska wejdą do Strefy Gazy, jednakże wyrażają przekonanie, że jeżeli do ofensywy by doszło, potrwa ona wiele dni. Z kolei zdaniem Marka Regeva, rzecznika premiera Ehuda Olmerta, akcje będą trwały tak długo, aż społeczność południowego Izraela "nie zazna spokoju od ciągłego życia w terrorze i strachu przed ogniem rakietowym".
Nastroje starała się tonować minister spraw zagranicznych Izraela Tzipi Livni. - Naszym celem nie jest ponowna okupacja Strefy Gazy - stwierdziła. Zapytana, czy jej kraj zamierza doprowadzić do obalenia władzy Hamasu w Palestynie, odpowiedziała: - Jeszcze nie teraz.
Hamas wezwał obywateli Autonomii do odpowiedzi na przemoc ze strony Izraela. Jego władze apelują, by użyć w tym celu wszelkich możliwych środków, włączając "operacje męczeńskie". Organizacja twierdzi, że zaledwie niewiele ponad połowa zabitych Palestyńczyków to członkowie ich ugrupowania. Hamas stwierdza, że w wyniku nalotów życie straciło wielu cywilów, w tym także kobiety i dzieci. Na te zarzuty Livni odpowiedziała, że celem armii żydowskiej byli jedynie terroryści. - Niestety, na wojnie czasem także cywile muszą zapłacić pewną cenę - dodała. Spora część ludności cywilnej stara się schronić w Egipcie. Przedostają się niezniszczonymi do tej pory tunelami lub przez otwory w murze granicznym zniszczonym przez buldożery lub ładunki wybuchowe.
Opinia światowa wzywa jednogłośnie do zaprzestania przemocy. Międzynarodowy Czerwony Krzyż apeluje o pomoc humanitarną dla poszkodowanych, stwierdzając, że palestyńskie szpitale są przepełnione i nie są w stanie przyjmować więcej rannych. Sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun miał osobiście telefonować do premiera Olmerta oraz do prezydenta Autonomii Abbasa. Z kolei USA winą za przemoc obarczają Hamas, który to pierwszy zerwał zawieszenie broni, i wzywają to ugrupowanie do natychmiastowego zaprzestania ataków rakietowych na Izrael.
Z drugiej strony świat arabski zjednoczył się w antyżydowskich protestach. Podczas licznych manifestacji palono izraelskie flagi i żądano militarnej odpowiedzi na bombardowania Strefy Gazy. Najgoręcej protestowali, co zrozumiałe, mieszkańcy Palestyny na względnie spokojnym Zachodnim Brzegu Jordanu. Tam jednak także izraelscy żołnierze otworzyli ogień do manifestujących, którzy rzucali w ich stronę kamienie. W wyniku strzelaniny zginęło dwóch Palestyńczyków. - Izrael musi zaprzestać zabójstw dokonywanych na Palestyńczykach - grzmiał minister spraw zagranicznych Egiptu Ahmed Aboul Gheit. Także Indonezyjczycy wyrazili swój sprzeciw wobec izraelskiej ofensywy. Na ulicach Dżakarty protestowało ponad tysiąc osób. Jedna z tamtejszych grup ekstremistycznych zapowiedziała wysłanie tysiąca swoich żołnierzy na teren Gazy w celu walki z Izraelem. - Jadą tam tylko w jednym celu, pokonać Izrael - powiedział szef Islamskiego Frontu Obrony Ahmad Soebri Lubis.
Już wcześniej w ostrych słowach wypowiadali się na ten temat także przedstawiciele Iranu i Iraku. Grupa irańskich duchownych rozpoczęła zapisy ochotników, którzy chcą walczyć w Strefie Gazy. - Mimo deklaracji władz Iranu i Iraku, a także bojówek indonezyjskich trudno przypuszczać, by kraje te wysłały swoich żołnierzy na teren Gazy - uważa rzecznik ambasady Izraela w Warszawie Michał Sobelman. Dodaje, że w jego przekonaniu nawet sami Palestyńczycy są podzieleni, gdyż np. prezydent Abbas prezentuje odmienne stanowisko w tej sprawie niż przedstawiciele Hamasu.
- Celem izraelskiej ofensywy w Strefie Gazy jest obalenie reżimu Hamasu - oświadczył wczoraj wicepremier Izraela Haim Ramon w prywatnej telewizji "10". - Wstrzymamy ogień natychmiast, jak tylko ktokolwiek weźmie na siebie odpowiedzialność za ten rząd (w Strefie Gazy), ktokolwiek z wyjątkiem Hamasu - oświadczył Ramon.
Zdaniem komentatorów, ponowne rozpalenie konfliktu izraelsko-palestyńskiego spowoduje m.in. niestabilność na światowych rynkach ropy. Od soboty, kiedy to rozpoczęła się ofensywa Tel Awiwu, cena tego surowca wzrosła średnio o 5,6 proc., osiągając cenę 40 dolarów za baryłkę.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2008-12-30
Autor: wa