Szymon Hiżycki OSB: "Wyobraźmy sobie świat, w którym nikt nie odmawiał różańca, ani nie praktykował spowiedzi na ucho..."
Treść
Gatunek apoftegmatu jest pochodzenia pogańskiego. Pisywał je chociażby Plutarch. Konstrukcja jest prosta: pewien sławny mąż rzekł to albo to. Mamy też apoftegmaty Jana Kochanowskiego, które w istocie są zabawnymi dykteryjkami z czasów Zygmunta II Augusta. Jednak prawdziwą karierę zapewnili apoftegmatom chrześcijańscy mnisi i ich wielbiciele.
Apoftegmaty o mnichach powstały niemal 1500 lat temu. Musimy zatem wyobrazić sobie zupełnie inny świat, świat różny od naszego świata. Może wtedy zrozumiemy, że pojęcia, którymi posługiwali się Ojcowie, ich wyobrażenie na temat grzechu, liturgii itd. było, delikatnie mówiąc, nieco inne niż nasze.
Wyobraźmy sobie świat, w którym nikt nie odmawiał różańca, ani nie praktykował spowiedzi na ucho; ludzie jeszcze nie wiedzieli, że był grzech pierworodny, a szkielet teologiczny na Wschodzie ciągle wznosił się na myśli Orygenesa, której hołdowali tak naprawdę nawet jego najbardziej zajadli wrogowie. Msza Święta nie była raczej sprawowana codziennie, a relacje pomiędzy strukturami państwowymi a kościelnymi przypominały dzisiejsze relacje w strukturach mafijnych. Kiedy czytamy relacje o potędze mnichów uważanych powszechnie za świętych za życia (jak chociażby o św. Szymonie Słupniku), możemy doznać uczucia przerażenia nie tylko rozważając zasięg ich władzy, ale też rodzaje uprawianej ascezy. Różnice te jednak w pewnym sensie są bardziej skomplikowane. Spróbujmy się temu bliżej przyjrzeć.
Bez magii
Kierownictwo duchowe kojarzy się nam z jakąś nauką, doktryną przekazywaną przez mistrza uczniowi. Gdzie Ojcowie uczyli się zatem życia mniszego? Pierwszym miejscem nauki, a może i pierwszą metodą, jest cela.
Pewien brat przyszedł do Sketis do abba Mojżesza, prosząc go o słowo. A starzec mu odpowiedział: „Idź, usiądź w swojej celi, a cela cię wszystkiego nauczy”.
Przy czym przez celę trzeba rozumieć po prostu dyscyplinę życia mniszego, jego codzienną rutynę. Warunkiem zatem jest praktyka: nie tylko Ojciec, ale i syn musi się zaangażować. Bo czym ojcostwo duchowe z pewnością nie jest? Nie jest jakąś magią:
Pewien brat powiedział do abba Antoniego: „Módl się za mnie”. A starzec mu odrzekł: „Ani ja się nad tobą nie zlituję, ani Bóg, jeśli ty sam nie zdobędziesz się na gorliwą modlitwę”.
Modlitwę, o której tutaj jest mowa, trzeba rozumieć nieco inaczej, niż pojmujemy ją potocznie. Dla Ojców modlitwa jest stanem; tak jak człowiek może być w stanie łaski bądź grzechu, podobnie może być w stanie modlitwy. Dla niektórych z nich modlitwa była właśnie tym rajem, z którego wygnano Adama za okazane Bogu nieposłuszeństwo; to stan bliskości i zrozumienia, stan wierności i miłowania Boga. Do modlitwy, według Ojców, mnich przygotowuje się większą część życia poprzez oczyszczenie się z grzechów i wad. Antoni zatem ma tu na myśli ów wysiłek wyrzeczenia się grzechu i cierpliwego dążenia do Boga. Jeśli mnich nie będzie tego sam pragnął, cierpliwie i wytrwale, żaden abba nic mu nie pomoże. Nawet sam Antoni Wielki.
Problem instrumentalnego traktowania instytucji czy charyzmatu (w istocie w tego typu podejściu tkwi coś, co jest samo w sobie wrogie duchowi Ewangelii) nie jest jedynie problemem naszych czasów. Innymi słowy: jeśli sam sobie nie będziesz chciał pomóc, ja z pewnością ci nie pomogę. To prawda, że relacje mistrz-uczeń bywały bardzo silne; z dumą podkreślano przynależność do kręgu tego czy owego abba; jednak, jak zobaczymy, ojcostwo niewiele miało wspólnego z kierownictwem w tym sensie, w jakim wypracowała to pojęcie praktyka Kościoła trydenckiego pod batutą jezuitów. Kierownictwo w XVI w. rodzi się z moralnej kazuistyki, wiążącej się z częstszą spowiedzią itd.; natomiast tego typu zagadnienia są w zasadzie Ojcom obce. Ich wrażliwość jest kształtowana, jak zaraz zobaczymy, w napięciu pomiędzy pragnieniem zbawienia i zjednoczenia z Bogiem, a obawą przed demonem, który za wszelką cenę próbuje sprowadzić mnicha z jego drogi, jednak nie tylko poprzez upadek w grzech, choć oczywiście i ten aspekt nie jest Ojcom obcy, co raczej przez oszukanie go i wprowadzenie w fałszywe poznanie rzeczywistości a w konsekwencji samego siebie i Boga.
Niekoniecznie ksiądz
Na koniec dodajmy, że bycie ojcem duchownym niekoniecznie wiązało się ze święceniami. Mnisi zbyt cenili swoją niezależność, aby podpisywać cyrograf jakiemuś biskupowi i stawać się tym samym jednym z członków kleru danej diecezji. Ojcostwo w apoftegmatach jest kwestią nie tyle urzędu, co raczej charyzmatu. Nie można się nauczyć bycia ojcem; wielokrotnie podkreślano, że jest to dar Ducha Świętego. To po prostu zdumiewające, że w epoce, w której autorytet starszego, autorytet wynikający ze święceń i miejsca w hierarchii społecznej był tak ważny, rzesze ludzi udawały się do prostych chłopów po naukę (albo przynajmniej tak nam to prezentują źródła hagiograficzne). Jest to tym bardziej zdumiewające, że w starożytności gardzono wsią i jej mieszkańcami w sposób bezwzględny.
Bez zamiatania pod dywan
Nasze zdziwienie wzrośnie jednak jeszcze bardziej, kiedy uświadomimy sobie, że redaktorzy apoftegmatów przekazują nam historie zgoła niebudujące, pokazują lokalnych abba jako głupich pyszałków, zawistnych o popularność współbrata.
Pewien pustelnik pełen roztropności pragnął zamieszkać w Celach (Kellia), ale chwilowo nie mógł znaleźć celi dla siebie. Otóż był tam pewien starzec, który miał opodal swego mieszkania oddzielną celę. Wezwał on tamtego i powiedział mu: „Zamieszkaj tutaj, dopóki sobie celi nie znajdziesz” – i zostawił go tam. Bracia przychodzili do tego pustelnika, jak zwykle przychodzi się do przybysza z daleka, aby się zbudować; a on ich przyjmował. Starzec, który dał mu celę, zaczął mu zazdrościć i źle o nim mówić. „Ja – powiadał – mieszkam tu już od tylu lat w wielkiej surowości życia, a nikt do mnie nie przychodzi. Ten jest dopiero od kilku dni, a ilu się do niego zbiega!” I powiedział do swego ucznia: „Idź powiedz mu: «Odejdź stąd, bo ta cela jest mi potrzebna»”. Uczeń poszedł i powiedział: „Mój abba pyta cię, jak się czujesz”. Odrzekł pustelnik: „Niech pomodli się za mnie, gdyż choruję na żołądek”. Po powrocie brat rzekł do starca: „On mówi: «Już mam na widoku inną celę i odchodzę»”. Dwa dni później starzec kazał powiedzieć pustelnikowi: „Jeżeli nie odejdziesz, przyjdę z kijem, żeby cię wyrzucić!” Brat przyszedłszy do pustelnika powiedział: „Mój abba dowiedział się, że jesteś chory. Bardzo się tym martwi i przysyła mnie po wiadomości”. Tamten odpowiedział: „Powiedz mu, że dzięki jego modlitwom czuję się już lepiej”. Uczeń zaniósł starcowi słowa: „Poczekaj aż do niedzieli, a w niedzielę za wolą Bożą odejdę”. Przyszła niedziela, a pustelnik nie odchodził. Starzec więc wziął kij i wyszedł, żeby go pobić i wyrzucić. A uczeń mu powiedział: „Pójdę przed tobą, żeby czasem nie było tam jakich braci, którzy by się zgorszyli!” Pobiegł więc pędem i powiedział pustelnikowi: „Mój abba idzie, żeby cię pocieszyć i zaprosić do siebie”. Dowiadując się o takiej dobroci starca, pustelnik wyszedł mu na spotkanie, i jeszcze z daleka pokłonił mu się do ziemi, mówiąc: „To ja przyjdę do twojej świątobliwości, ojcze: nie trudź się do mnie!” Wówczas Bóg, który widział postępowanie młodego mnicha, dotknął serca starca, a ten odrzucił kij i pobiegł uścisnąć pustelnika. Uścisnął go więc i zaprowadził do siebie, jakby nic nigdy nie mówił. A później zapytał ucznia: „Czy nic mu nie powtórzyłeś z tego, co ci kazałem mówić?” – „Nic”, odpowiedział tamten. Starzec ucieszył się ogromnie. Zrozumiał, że tamto pochodziło z zazdrości nieprzyjaciela i pozostawił odtąd pustelnika w spokoju. Potem upadł do stóp swemu uczniowi i rzekł: „To ty jesteś teraz moim ojcem, a ja twoim uczniem, bo twoje postępowanie ocaliło obie nasze dusze”.
Zwróćmy uwagę na dyskrecję autora apoftegmatu: nie podał żadnych szczegółów, które pozwoliłyby zidentyfikować bohaterów tego wydarzenia. Tekst mówi o postaciach dla nas anonimowych, ale ich słabości są nam znane aż za dobrze. Jest to obraz z zamierzchłej przeszłości, zapewne nieco idealistyczny, bo i w dziejach starożytnego Kościoła nie brak przykładów zamiatania śmieci pod dywan, ale pokazujący nam stosunek do własnej słabości, słabości współbraci, przeniknięty duchem listów św. Pawła: Jeśli będę się z czegoś chlubił, to będę się chlubił z moich słabości (2 Kor 12,1nn.).
Niekończąca się wędrówka
Jakie jest zatem zadanie Ojca? Oczywiście ojciec musi dać życie; a daje je, dzieli się nim wówczas, gdy przekazuje wiedzę na temat poznania. Także i tutaj mamy ślad antycznej Grecji: nad wejściem do sanktuarium Apollona w Delfach wyryto napis: „Poznaj samego siebie”. Ta maksyma będąca programem nie tylko greckich filozofów ale także mnichów (choć oczywiście istnieją różnice w jej interpretacji między jednymi a drugimi, głównie odnośnie celu, w jakim podejmuje się trud takiego samopoznania), opatrzona komentarzem w postaci przykazania miłości Boga i bliźniego, jest zasadniczo, jak zobaczymy, odpowiedzią na pytanie „jak mogę się zbawić?”
Poznanie samego siebie to znajomość swojej słabości i swoich pragnień, poznanie świata stworzonego, zarówno rzeczy widzialnych i niewidzialnych; to są właśnie podstawowe warunki dotarcia do Trójcy i rozpoczęcia poznawania Jej samej. Mnich dociera do celu, aby wyruszyć w kolejną wędrówkę, tym razem jednak taką, która nie będzie miała kresu w głąb Trójcy. W tej podróży nic nie zastąpi osądu sumienia; a to, jak wiemy, musi się dokonać w sposób samodzielny.
Pewien brat zapytał starca: „Cóż jest tak dobre, bym czynił to w życiu?”. Starzec odrzekł: „Jedynie Bóg wie, co jest dobre. Lecz słyszałem, że jeden z ojców zapytał abba Nisteroosa Wielkiego, który był przyjacielem abba Antoniego: „Cóż jest dobre, bym to uczynił?” A on odrzekł: „Nie wszystkie dzieła są jednakowo dobre. Pismo Święte mówi, że Abraham był gościnny, a Bóg był z nim. Eliasz miłował odosobnienie, a Bóg był z nim. Dawid był pokorny, a Bóg był z nim. Czyń więc, co uznasz wobec Boga za stosowne i strzeż swego serca”.
Fragment publikacji Kierownictwo duchowe według Ojców Pustyni. O autorze: O. dr Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.
Źródło: ps-po.pl, 31
Autor: mj