Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Szpitale zrywają z NFZ

Treść

Ujednolicenia kontraktowania i zwiększenia stawek na świadczenia medyczne, opłacenia nadwykonań oraz realizacji założeń tzw. ustawy 203 domagają się powiatowe i wojewódzkie szpitale publiczne. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy wypowiadają one po kolei umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia. Postulaty ZOZ-ów popierają władze samorządowe, w opinii których obniżanie wartości kontraktów przez NFZ przy jednoczesnym podwyższaniu ich standardów spowoduje wzrost zadłużenia ZOZ-ów. Trzy oddziały NFZ: mazowiecki, lubelski i świętokrzyski, którym to szpitale wypowiadają kontrakty, ograniczają się do obietnic przeprowadzenia rozmów z dyrektorami placówek. W opinii opozycji parlamentarnej oraz części środowisk medycznych, takie wstrzymywanie się od konkretnych i istotnych dla społeczeństwa postanowień to typowa reakcja postkomunistów.
- Bez względu na to, czy umowy byłyby wypowiedziane, czy nie, i tak do ZOZ-ów wszedłby komornik - twierdzi Rudolf Borusiewicz, sekretarz generalny Związku Powiatów Polskich. Zadłużenie ogólne służby zdrowia - zdaniem Marii Ochman, przewodniczącej Sekretariatu Ochrony Zdrowia NSZZ "Solidarność" - sięga obecnie 8 mld zł. Blisko połowa tej kwoty to efekt nierealizowania tzw. ustawy 203, uchwalonej przez parlament w 2000 r., która nakazała wypłatę podwyżki, ale nie wskazała źródeł jej finansowania, co skazywało szpitale na popadnięcie w długi. W ciągu trzech ostatnich lat tylko niewielka część szpitali zrealizowała założenia tej ustawy. Publiczne ZOZ-y, które nie wypłaciły podwyżek, do tej pory borykają się z procesami w sądach pracy i ponoszą związane z tym koszty.
Ponadto powiaty, które od reformy służby zdrowia w 1999 r. są organami założycielskimi szpitali, uważają również obecne umowy z NFZ za niedoszacowane, czyli wpędzające placówki zdrowia w kolejne długi, i liczą na ich renegocjowanie. Początkiem wypowiadania umów przez szpitale powiatowe była decyzja podjęta 18 marca br. przez Zgromadzenie Ogólne Związku Powiatów Polskich (ZPP). W oficjalnym stanowisku starostowie i burmistrzowie ostrzegli rząd, że tak drastyczną formę protestu może powstrzymać m.in. rozwiązanie problemu podwyżek z tytułu tzw. ustawy 203.
Z racji zaniżania wartości kontraktów z NFZ (nawet o 20 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym) zmniejsza się ilości wykonywanych świadczeń. Dotyczy to głównie hospitalizacji i ambulatoryjnej opieki specjalistycznej.
Obecnie głośno jest o wypowiedzeniu kontraktów przez szpitale powiatowe w kilku województwach, jednak wszystko wskazuje na to, że jest to zaledwie początek lawiny. Władze powiatowe w innych województwach również rozważają lub zapowiadają taki krok. W najbliższej przyszłości NFZ może otrzymać wypowiedzenia większości szpitali, nie tylko powiatowych, ale również wojewódzkich i innych.
- Szpitale muszą zacząć ograniczać koszty. Może to mieć wpływ na zatrudnienie personelu i spadek jakości leczenia - podkreślają dyrektorzy placówek.
Ku wypowiedzeniu kontraktów popychają znaczące różnice między kontraktowaniem tych samych procedur medycznych w różnych placówkach. I tak lubelskie ZOZ-y otrzymują z NFZ o blisko 30 proc. mniej za każdą procedurę w porównaniu do woj. mazowieckiego. Ich zadłużenie sięga kwoty 100 mln zł.
- NFZ zapowiadał, że stawki będą ujednolicone. Dlatego zniesiono kasy chorych. Tymczasem na zmianę systemu wydano prawie 1 mld zł, a dysproporcje nadal są - powiedział nam Stanisław Schodziński, starosta powiatu biłgorajskiego (woj. lubelskie).
- Apelujemy do rządu o poprawę dramatycznej sytuacji naszych placówek - podkreślił Zbigniew Krzysiek, starosta powiatu włoszczowskiego oraz Zbigniew Banaśkiewicz, starosta powiatu kieleckiego (woj. świętokrzyskie).
Szpitale rozczarowane są też brakiem dotacji Funduszu na tzw. nadwykonania, czyli wykonanie większej ilości usług, niż gwarantuje to kontrakt. Są to często kwoty sięgające blisko 2 mln zł rocznie.
- Fundusz nie zwraca nam tych kosztów. A przecież nie możemy odmówić pomocy chorym. Również, mimo stałego wzrostu składki, obniża nam kontrakty. To jest nie do przyjęcia - powiedział Marian Oracz, dyrektor Szpitala Powiatowego we Włoszczowie (woj. świętokrzyskie).
- Zostaliśmy zmuszeni do podpisania kontraktu z NFZ i w dodatku otrzymaliśmy o 1,7 mln zł mniej niż w roku ubiegłym. Gdzie mamy odsyłać naszych pacjentów, na leczenie których nie ma środków? - pyta Stefan Oleszczak, dyrektor Szpitala Powiatowego w Biłgoraju.
Na zerwanie kontraktów z Funduszem zdecydowana jest też większość powiatowych ZOZ-ów z województwa kujawsko-pomorskiego. Ich łączne zadłużenie sięga kilkudziesięciu milionów złotych.
- Radni wespół z dyrektorami szpitali opracowali już stosowne uchwały, które prawdopodobnie zostaną uchwalone pod koniec tego miesiąca - powiedział nam Krzysztof Maćkiewicz, starosta powiatu wąbrzeskiego (woj. kujawsko-pomorskie).

Szpitale wojewódzkie nie zastąpią powiatowych
Zamknięcie szpitali powiatowych skomplikuje kwestię przyjmowania pacjentów przez i tak zapełnione już ZOZ-y wojewódzkie. Tym bardziej że protest podjęły też niektóre szpitale wojewódzkie. Z końcem kwietnia umowy wypowiedziało już pięć największych szpitali specjalistycznych województwa świętokrzyskiego, m.in. Centrum Onkologii w Kielcach. Powód - zbyt małe środki z NFZ z jednoczesnym wzrostem liczby procedur i zwiększeniem się liczby chorych. Dotyczy to przede wszystkim tzw. oddziałów ostrych, na których wykonuje się zabiegi ratowania życia. Do tego dochodzi też kwestia rozliczeń. Część świadczeń wykonywanych w szpitalach nie jest po prostu opłacona przez Fundusz. Według danych urzędu marszałkowskiego (UM), tylko w pierwszym kwartale tego roku wynik finansowy pięciu placówek pogorszył się aż o 10 mln zł. Zadłużenie wszystkich ZOZ-ów województwa wzrosło o ponad 18 proc. w stosunku do roku ubiegłego.
- Wnioskowaliśmy do prezesa NFZ o przesunięcie ok. 10 mln zł z niewykorzystanych leków na lecznictwo zamknięte. Na razie nie ma żadnej decyzji w tym obszarze - tłumaczy Marek Gos, członek Zarządu UM w Kielcach.
W części dotyczącej przyjmowania pacjentów w przychodniach przyszpitalnych umowy z NFZ wypowiedział też warszawski Szpital Specjalistyczny Położniczo-Ginekologiczny św. Zofii.
Chodzi tu o zbyt niskie stawki zaproponowane przez Fundusz na porady specjalistyczne. Placówka za poradę udzieloną pacjentowi otrzymuje tylko 8 zł. Z tego lekarz specjalista z 20-letnim stażem otrzymuje zaledwie 3 zł. - Czy na takich warunkach w ogóle warto być lekarzem? - pyta Wojciech Puzyna, dyrektor placówki.
Warto dodać, że w przypadku wszystkich tych placówek okres wypowiedzenia umów trwa tylko trzy miesiące. Oznacza to, że z upłynięciem tego terminu (najdalej w sierpniu) NFZ zaprzestanie dostarczania środków. Wówczas pacjenci tych szpitali będą musieli sami pokrywać koszty leczenia - średnio 60 zł za wizytę u specjalisty.
Narodowy Fundusz Zdrowia tłumaczy, że na pomoc szpitalom po prostu nie ma pieniędzy.
- Jako oddział NFZ nie jesteśmy w stanie spełnić takich żądań. Poinformowaliśmy dyrektorów, że nie dysponujemy żadnymi dodatkowymi środkami - tłumaczył Dariusz Ryń, rzecznik prasowy świętokrzyskiego oddziału NFZ. Termin wypowiedzenia umów przez placówki w woj. świętokrzyskim mija ostatniego dnia czerwca.
Lubelski oddział NFZ przekonuje z kolei, że realizacja założeń tzw. ustawy 203 nie należy do Funduszu, ale do Parlamentu, który ją uchwalił. - Postulaty ustawy 203 nas nie dotyczą. My nie jesteśmy wykonawcą tej ustawy tylko organ założycielski, czyli powiat - oświadczyła Elżbieta Lasota, rzecznik oddziału.
- Na razie są prowadzone rozmowy z dyrektorami szpitali. Czekamy więc na rezultaty - tylko tyle usłyszeliśmy od Renaty Furman, rzecznika prasowego oddziału mazowieckiego NFZ.
Podkreślić też należy, że chociaż ustawa o NFZ obowiązuje już od ponad roku, do tej pory nie został zatwierdzony jej plan finansowy. Jak informował na jednej z konferencji prasowych prezes NFZ Lesław Abramowicz, stosowne uchwały NFZ są już przygotowane i czekają tylko na podpisy szefów resortu zdrowia i finansów. I nie wiadomo dlaczego do tej pory nie zostały podpisane. Resorty nie chciały nam udzielić informacji na ten temat.
Zdaniem Roberta Sapy, rzecznika prasowego Porozumienia Zielonogórskiego, świadczy to o całkowitym paraliżu obecnego rządu. - Ten rząd nie jest w stanie realizować jakichkolwiek umów i porozumień. Dowodzi to tylko jego bankructwa finansowego i merytorycznego - podsumował Sapa.
Zdaniem części opozycji parlamentarnej, odwlekanie ważnych dla społeczeństwa tematów to typowa reakcja postkomunistów. Przykładem tego może być też przyjęta w miniony piątek przez Sejm rezolucja i wzywająca rząd do podjęcia pilnych działań zmierzających do przyznania publicznym ZOZ-om środków finansowych na pokrycie skutków wynikających z ustawy 203.
Anna Ambroziak



Nie mieliśmy innego wyjścia
Z Marianem Oraczem, dyrektorem Szpitala Powiatowego we Włoszczowie (woj. świętokrzyskie), rozmawia Anna Ambroziak

Czy musiało dojść do wypowiedzeń kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia ?
- Nie było innego wyjścia, ponieważ to, co dzieje się od lat ze służbą zdrowia, staje się już niebezpieczne dla zdrowia polskich obywateli. Moja placówka boryka się z wieloma trudnościami wynikającymi z takiego systemu opieki zdrowotnej, jaki proponuje Narodowy Fundusz Zdrowia. Rocznie hospitalizujemy na naszych oddziałach ponad
13 tys. chorych, leczenie ambulatoryjne to kolejne 65 tys. osób. Potrzebne są na to konkretne pieniądze. Tymczasem NFZ, mimo stałego wzrostu składki, obniża nam kontrakty. W tym roku otrzymaliśmy o 4 mln zł mniej niż przed dwoma laty. Fundusz ani Skarb Państwa nie poczuwają się też do zwrócenia nam kosztów związanych z nadwykonaniami. Poza tym chcę zauważyć, że stale rosną koszty obsługi placówek opieki zdrowotnej. Wiąże się to m.in. z podwyższeniem stawki VAT na sprzęt medyczny czy usługi. Na skutek zmiany akcyzy o blisko 300 proc. wzrosła też cena oleju opałowego. A przecież trzeba nim ogrzać cały szpital, by chorzy nie zamarzli. Dochodzi też obniżanie środków z zakresu rehabilitacji, specjalistycznej opieki ambulatoryjnej oraz opieki długoterminowej, która jest bardzo kosztowna. Kontrakt nie pokrywa nawet najmniejszych ich kosztów. Nasz protest to apel o zmiany w systemie.

Co Pana zdaniem poprawiłoby sytuację?
- Na pewno realizacja założeń tzw. ustawy 203. Przecież chodzi tu o blisko 4 mld zł w skali całego kraju. Obecnie natomiast dochodzi do tego, że szpitale mają sprawy w sądach pracy, gdyż po prostu nie były w stanie wypłacić podwyżek własnym pracownikom. Napędza się wiec tylko niepotrzebnie kasę komornikom. Ponadto może pomóc podniesienie stawek za opiekę długoterminową czy rehabilitację. Wówczas będziemy mogli mówić o samobilansowaniu, a nawet o sytuacji, gdy możliwe będzie odnawianie zużytego sprzętu.

Na czyją pomoc mogą więc liczyć publiczne ZOZ-y?
- To pokaże czas. Zależy to przede wszystkim od dobrej woli rządu. Poczekamy i zobaczymy, w jaki sposób będzie realizowana rezolucja przyjęta przez Sejm w miniony piątek i wzywająca rząd do podjęcia pilnych działań zmierzających do przyznania publicznym ZOZ-om środków finansowych na pokrycie skutków wynikających z tzw. ustawy 203. Nie należy z tym zwlekać. Już teraz do granicy minimum ZOZ-y obniżają koszty i redukują zatrudnienie. Ale tak dłużej być nie może! Obawiamy się też sytuacji, gdy nie będzie ustawać tzw. handel długami szpitali przez ich wierzycieli, tzn. zakłady energetyczne czy firmy usługowe. Jak tak dalej będzie, nie będziemy w stanie zapobiec jeszcze większej katastrofie, niż ma to miejsce obecnie.
Dziękuję za rozmowę.

Nasz Dziennik 18-05-2004

Autor: DW