Szkoda straconej szansy
Treść
Andrzej Gołota przegrał na punkty walkę z Amerykaninem Johnem Ruizem o mistrzostwo świata organizacji WBA w wadze ciężkiej. Polak nie wykorzystał ogromnej szansy, mimo że na początku pojedynku dwukrotnie posłał rywala na deski. Werdykt sędziów zgodnie uznany został za wielce kontrowersyjny.
Czy wczoraj nad ranem polskiego czasu Gołota przegrał nie tylko swą trzecią walkę o mistrzowski tytuł, ale i całą sportową przyszłość? Wiele na to wskazuje. Wygrana z Ruizem otwierała bramy do galerii chwały, porażka - chyba definitywnie je zamyka. Szkoda, bo Amerykanin był jak najbardziej do pokonania.
Początek walki należał do Ruiza. Gołota wyszedł na ring dziwnie spięty, nerwowy, niespokojny. Amerykanin ostro zaatakował, na szczęście bez konsekwencji. Po gongu kończącym pierwszą rundę obaj bokserzy podzielili się jeszcze "uprzejmościami", niewiele brakło, aby za chwilę doszło do kolejnego starcia - tym razem trenerów, Sama Colonny'ego (Gołoty) i szalonego, niezwykle żywiołowo reagującego Normana Stone'a (Ruiza). Druga odsłona rozpoczęła się kapitalnie dla Polaka. Dwa wyśmienite prawe Gołoty tyleż razy posłały Ruiza na deski, wydawało się, że lada chwila nastąpi nokaut i szczęśliwy finał. Nasz pięściarz nie wykorzystał jednak szansy. Jeszcze raz okazało się, że niestety nie dysponuje mocnym, kończącym uderzeniem. Amerykanin przetrzymał kryzys.
Kolejne rundy wyglądały podobnie. Gołota starał się atakować, szukał sposobu na rywala, ale nie potrafił go znaleźć. Był mało aktywny, statyczny. Ruiz walczył w typowy dla siebie sposób - klinczował, przytrzymywał, blokował, prowokował, stosował zapaśnicze chwyty. Mało w tym było finezji, ale okazało się skuteczne.
Po ostatnim gongu wydawało się jednak, że to Polak zdobędzie wreszcie wymarzony tytuł. Przemawiały za nim statystyki (152 celne ciosy przy 121 Ruiza) i ogólne wrażenie. Sędziowie mieli inne zdanie - punktowali 114:111, 114:111, 113:112 na korzyść Amerykanina, który tym samym obronił mistrzowski pas. Werdykt kontrowersyjny, co nie zmienia faktu, iż Gołota po części sam jest sobie winien. W drugiej, trzeciej rundzie spokojnie mógł skończyć walkę przed czasem.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2004-11-15
Autor: kl