Szczyt UE w Brukseli: Porozumienie w sprawie głosów
Treść
Nasi negocjatorzy nie dali się przestraszyć groźbą Niemiec o wyizolowaniu Polski i zatwierdzeniu mandatu z unijnego szczytu bez udziału naszego kraju i do końca sprzeciwiali się przyjęciu niekorzystnych dla nas zmian w sposobie ważenia głosów w Radzie Unii Europejskiej. Spotkanie zakończyło się zawarciem porozumienia, jak poinformował premier Luksemburga Jean Claude Juncker podczas telefonicznych rozmów przywódców unijnych państw z premierem Jarosławem Kaczyńskim. Porozumienie zakłada m.in., że zasady głosowania podwójną większością głosów miałyby zacząć obowiązywać od 2017 roku. W decydującej fazie negocjacji i w obliczu nacisków Niemiec i Francji szef polskiego rządu wyraźnie dał do zrozumienia, że Polska jest gotowa postawić weto w razie prób podjęcia decyzji niekorzystnych dla naszego kraju. - Nie można cofać się bez przerwy. Nie uzyskaliśmy tego, co uznaliśmy za minimum minimorum przynajmniej dotychczas i obawiam się, że to już się nie zmieni - poinformował w wieczornym wywiadzie dla TVP premier Jarosław Kaczyński. Po zwołanym pilnie spotkaniu z wicepremierami szef rządu oświadczył, że najprawdopodobniej zawetujemy prace nad unijną konstytucją.
Przez cały dzień brukselskiego szczytu docierały do nas wczoraj sprzeczne i fragmentaryczne informacje, potwierdzenia i zaprzeczenia. Po południu pojawiła się wiadomość o osiągniętym porozumieniu między Polską a Niemcami w sprawie systemu głosowania w Radzie UE. Natychmiast zdementował to polski rząd. Wieczorem premier Kaczyński odsłonił kulisy całodziennych rozmów. Nie osiągnięto żadnego konsensusu. Europejscy politycy nie wykazali żadnej gotowości do uwzględnienia polskich postulatów. Choć premier nie wymienił nikogo wprost, dał do zrozumienia, że chodzi przede wszystkim o postawę przewodzących Unii Niemiec, na czele z kanclerz Angelą Merkel. Premier Kaczyński we wczorajszym wywiadzie dla TVP i podczas wieczornej konferencji prasowej wielokrotnie podkreślał, że Polska była gotowa do ustępstw i nie upierała się przy pierwiastku. - Polska będzie obstawać przy rozwiązaniu, które sprawi, że zmiana systemu głosowania będzie dla Europy łagodniejsza -stwierdził premier. - Polska jest krajem zbyt ważnym dla Europy, by miała rezygnować ze wszystkiego - powiedział szef polskiego rządu. Premier podkreślił jednocześnie gotowość strony polskiej do przyjęcia decyzji o umieszczeniu spraw zgłaszanych przez naszą delegację w agendzie Konferencji Międzyrządowej, dzięki czemu uzyskamy dodatkowe pół roku na ostateczne uzgodnienia.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel w odpowiedzi na słowa premiera Jarosława Kaczyńskiego zapowiedziała możliwość zwołania Konferencji Międzyrządowej w sprawie unijnego traktatu bez udziału Polski. Polska miałaby możliwość dołączenia do konsensusu na kolejnej Konferencji jesienią.
Mandat na Konferencję ze względu na brak jednomyślności co do jego przyjęcia nie miałby mocy wiążącej. Stanowiłby jednak pewną deklarację polityczną.
Taka taktyka rozgrywania przez Niemcy negocjacji wzbudziła kontrowersje wśród dyplomatów różnych krajów. Czechy i Litwa otwarcie wystąpiły przeciwko groźbie Niemiec.
Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair i prezydent Francji Nicolas Sarkozy telefonowali do szefa polskiego rządu, przekonując, byśmy zgodzili się na proponowany kompromis.
Po wielu godzinach rozmów w projekcie mandatu ze szczytu pojawił się jednak zapis o systemie głosowania w Radzie UE według zasady podwójnej większości.
Do premiera Kaczyńskiego dzwonił również premier Luksemburga Jean-Claude Juncker proponując, aby nowy system głosowania w Radzie UE wszedł w życie od 2016 roku.
Wcześniej Polska odrzuciła wstępny kompromis w sprawie podejmowania decyzji w Radzie UE, przedstawiony przez Niemcy. Oferta zakładała przedłużenie obowiązywania sposobu głosowania zawartego w traktacie nicejskim do 2014 roku. Po tym okresie miałby już obowiązywać proponowany przez prezydencję niemiecką system podwójnej większości. Z tym, że z wpisanym na stałe kompromisem z Joaniny, który w pewnych warunkach pozwala na odkładanie wejścia w życie decyzji podjętych przy sprzeciwie jednego z państw. Ponadto Polska i Hiszpania miałyby dostać do podziału dodatkowych 14 deputowanych. Właśnie po tej propozycji brytyjskie i niemieckie źródła dyplomatyczne ogłosiły nawet wstępny kompromis z Polską. Wcześniej Francuzi mocno naciskali na Polskę, by zaakceptowała "podwójną większość" uzupełnioną o tzw. kompromis z Joaniny. Miałoby on nam dać możliwość ewentualnego odwlekania realizacji decyzji podjętych w głosowaniu według podwójnej większości. Takie odkładanie decyzji nie byłoby jednak możliwe w nieskończoność, a i ten joaniński kompromis miałby przestać obowiązywać w 2014 roku. Nic więc dziwnego, że francuska propozycja nie znalazła zrozumienia z naszej strony.
- Unia dotąd rozwijała się drogą ewolucyjną, to co uczyniono w Konwencie i to co się teraz próbuje uczynić, to rewolucja, szereg daleko idących zmian na raz. Propozycje, które są w tej chwili przedmiotem bardzo trudnych rokowań w Brukseli, to propozycje, które są dla Niemiec korzystne, ale są korzystne także dla Polski - zapewnił wczoraj w Warszawie premier Jarosław Kaczyński. Koncepcja uwzględnienia kompromisu z Joaniny była z kolei reakcją na nową polską propozycję. W nocy z czwartku na piątek wskutek braku akceptacji dla naszej koncepcji pierwiastka Polska zaproponowała przedłużenie do 2020 roku systemu głosowania w Radzie Unii Europejskiej zapisanego w traktacie nicejskim. Jest to tym bardziej ważne, że po zaplanowanym na 2009 rok wejściu nowego traktatu unijnego decyzje o tym jak będą rozdysponowane unijne fundusze podejmowane będą nie jednomyślnie, lecz kwalifikowaną większością głosów. Do 2020 roku małe i średnie kraje UE miałyby natomiast szansę znacznie nadrobić dzielący je dystans w rozwoju gospodarczym do krajów starej Unii.
Nową ofertę polskiej delegacji skrytykowała Platforma Obywatelska. Politycy PO wyrazili wczoraj obawy, że oznacza to wycofanie się w trakcie negocjacji ze stanowiska domagającego się pierwiastkowego systemu głosowania w Radzie UE. Europoseł PO Jacek Saryusz-Wolski powiedział, że z Brukseli docierają sygnały, że "wbrew uchwale Sejmu poszukuje się innych rozwiązań, a nie wykorzystuje się szansy". Wolski dodał, że "poodejmowane są szybkie i pochopne rozwiązania", przez co "duch uchwały Sejmu może zostać zaprzepaszczony". Propozycję mianem kompromisowej i rozsądnej określił szef Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP Paweł Zalewski (PiS). - Propozycja obowiązywania Nicei do 2020 r. daje nowym krajom "możliwość i czas na dokonanie postępu gospodarczego i wyrównanie różnic ekonomicznych" - stwierdził poseł Zalewski, podkreślając, że właściwe jest, by głębsza integracja nastąpiła wtedy, gdy kraje Europy Środkowej będą miały "mocniejszą pozycję ekonomiczną".
Propozycję Nicei do 2020 r. skrytykował jako "bardzo złą" premier Luksemburga Jean-Claude Juncker jak i przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering.
Artur Kowalski, Bruksela, ZB
"Nasz Dziennik" 2007-06-23
Autor: wa