Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Szczyt UE nadal dzieli

Treść

Nie milkną komentarze po szczycie Unii Europejskiej. Wczoraj głos w dyskusji zabrała również Komisja Europejska. Za absurdalne uznała opinie pojawiające się w polskich mediach dotyczące nieskuteczności tzw. kompromisu z Joaniny, który umożliwia odwlekanie decyzji w Radzie UE przez "rozsądny czas", tak by szukać kompromisu z krajami, które są przeciwne jakiejś decyzji, a nie dysponują razem wystarczającą mniejszością blokującą.

"Co do doniesień niektórych mediów polskich na temat ustaleń Rady Europejskiej w sprawie tzw. kompromisu z Joaniny, należy pamiętać, że jesteśmy dopiero co po ustaleniach politycznych na najwyższym szczeblu, które oznaczają nowe zasady stosowania tego mechanizmu. Oznacza to, że wszystkie państwa członkowskie przyjęły te zasady i zobowiązały się je stosować w przyszłości w sytuacji, gdy jakieś państwo członkowskie zażąda zastosowania 'Joaniny'" - czytamy w stanowisku KE. Określany jako hamulec bezpieczeństwa kompromis z Joaniny będzie można uruchomić 1 listopada 2014 roku. "W tym czasie Rada czyni wszystko, co leży w granicach jej uprawnień, aby w rozsądnym terminie i bez uszczerbku dla obowiązujących ograniczeń czasowych, określanych przez prawo UE, osiągnąć zadowalające rozwiązanie wątpliwości podniesionych przez członków Rady" - czytamy w deklaracji wyjaśniającej działanie kontrowersyjnego kompromisu.
Premier Jarosław Kaczyński powiedział wczoraj w Radiu Maryja, że "są już rzeczywiście próby, żeby ten systemem osłabić. Już coś tam niedokładnie wpisano, to, co miano wpisać do tego mandatu. - A wpisano to w wersji, która jednemu z krajów się bardziej podobała. Żeby było to jasne: nie chodzi o Niemcy" - dodał premier.
Kaczyński podkreślił, że będzie tej sprawy pilnował podczas konferencji międzyrządowej "i tam, gdzie doszło do nieporozumienia, tę sprawę postawimy na pewno bardzo zdecydowanie". - Nie damy się wyprowadzić w pole - zapewnił.
Zdaniem byłego marszałka Sejmu Marka Jurka, dopiero czas pokaże, na ile ten kompromis jest skuteczny. - Po pierwsze, w żadnym stopniu nie równoważy on metody liczenia głosów, dlatego że jest to jedynie mechanizm opóźniający. Po drugie, jest powiązany z kompetencjami większości państw do przyspieszania decyzji, czyli jednym daje prawo do opóźniania, ale innym prawo do przyspieszania - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" lider Prawicy Rzeczypospolitej.

Merkel stawia na przyjaźń z Polską
Ze strony Komisji Europejskiej - w związku ze sporem Polska - Niemcy na unijnym szczycie - popłynął również apel o szybkie zwołanie posiedzenia państw Trójkąta Weimarskiego. Tymczasem niemiecki rząd, mimo ostrego konfliktu na linii Warszawa - Berlin, zapewnia, iż dalej będzie budował kontakty z Polską. - Po kompromisie osiągniętym na szczycie Unii w Brukseli będziemy mogli teraz przystąpić ponownie do rozbudowy polsko-niemieckich relacji - powiedział wczoraj minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier (SPD) w wywiadzie dla telewizji ARD "Morgenmagazin". Sama zaś kanclerz Angela Merkel - jak zapewnia rzecznik niemieckiego rządu - w dalszym ciągu stawia na "bliskie i przyjacielskie stosunki" z Warszawą.

Prasa nie szczędzi Polsce krytyki
Krytyka wobec Polski z międzynarodowej sceny politycznej przeniosła się również na łamy gazet. Jak napisał belgijski dziennik "Le Soir", wynik szczytu UE, "z którego można się i cieszyć, i opłakiwać go", to wina m.in. Polski, która swoim forsowaniem zmian w kwestii głosowania w Radzie UE "straciła resztki wiarygodności". "Bracia-bliźniacy [Kaczyńscy - przyp. red.] powinni się zastanowić, jak to się dzieje, że kiedy oni irytują wszystkich galopując jak wściekłe konie, Brytyjczycy spokojnie zdołali zapewnić sobie zaspokojenie dużo trudniejszych żądań" - komentuje belgijski dziennik.
Uwag pod adresem Polski nie szczędziła też bułgarska prasa. Lewicowy dziennik "Sega" nazwał braci Kaczyńskich kontrowersyjnymi "gwiazdami polskiej polityki". "Niektórzy nazywają rządzących w Polsce braci Kaczyńskich 'gwiazdami polskiej polityki', inni porównują ich do huraganu, ze względu na szybkość, z jaką dostali się na szczyty władzy. A Europa przed nimi opuszcza ręce" - pisze gazeta.
Nieco bardziej dyplomatycznie o postawie Polski na szczycie wypowiedział się kanclerz Austrii Alfred Gusenbauer. W wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Frankfurter Rundschau" powiedział, że spotkała się ona z "niewielkim zrozumieniem". "Co można sądzić o prezydencie, który negocjuje, a potem musi dzwonić do domu do swojego brata, który mówi: "nie da rady"? To nie jest sposób, w jaki ze sobą w Europie rozmawiamy" - powiedział.
Aneta Jezierska, PAP
"Nasz Dziennik" 2007-06-26

Autor: wa