Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Szczyt dla niemieckiej Europy

Treść

Federalne Państwo Europejskie ze stolicą w Berlinie i Polska jako magnes, który wciągnie w jego orbitę kraje skandynawskie - to zręby niemieckiej koncepcji politycznej forsowanej pod przykrywką planu ratowania strefy euro.

Przekształcenie strefy euro z unii walutowej w unię fiskalną i gospodarczą zakłada raport szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya przygotowany we współpracy z szefem Komisji Europejskiej José Manuelem Barroso jako propozycja na rozpoczynający się dzisiaj szczyt Unii Europejskiej.
Pierwszym krokiem ma być zaostrzenie dyscypliny budżetowej w krajach euro. Celem jest wyegzekwowanie od Włoch, Hiszpanii i innych państw spłaty długów i monitorowanie ich budżetów, aby nie pojawiały się w nich deficyty prowadzące do dalszego zadłużenia. Gdy to uda się osiągnąć, kolejnym krokiem będzie przyznanie Europejskiemu Bankowi Centralnemu prawa do skupowania obligacji dłużników. To będzie zmniejszać koszty obsługi długu.
W raporcie jest propozycja, aby stały Fundusz Ratunkowy Eurostrefy (ESM), który w przyszłym roku zastąpi Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej (EFSF), otrzymał licencję bankową, która otworzy mu dostęp do zasobów EBC.
Procedury przyznawania pomocy przez Fundusz mają być tak restrykcyjne, jak te obowiązujące w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Dopiero w trzecim etapie, gdy z krajów peryferyjnych wyciśnięte zostaną maksymalne spłaty, Van Rompuy przewiduje "uwspólnotowienie" długu eurostrefy, czyli emisję wspólnych euroobligacji.
- Kolejnym krokiem będzie unia polityczna, czyli sfederalizowana Europa - ujawnia niemiecki ekspert prof. Heinrich Winkler, emerytowany profesor Uniwersytetu Humboldta, podkreślając, że unia fiskalna jest sednem niemieckiej wizji unii politycznej.
W niemieckich planach Polska, zdaniem Winklera, ma odegrać rolę "mediatora" pomiędzy krajami związanymi euro i dyscypliną fiskalną oraz resztą Unii. Potwierdzeniem tego spostrzeżenia jest zapowiedź duetu Tusk - Sikorski, że Polska - chociaż nie jest w euro - dobrowolnie przystąpi do kręgu krajów krępujących się rygorystyczną dyscypliną budżetową. Rząd przyjął tę polityczną linię z pełną świadomością, że zaprzepaszcza w ten sposób szanse szybkiego rozwoju kraju. Rząd Tuska chce przygotować polskie finanse publiczne do przejścia na euro, nawet za cenę doprowadzenia gospodarki do zastoju.
- Polska wstępująca do unii monetarnej mogłaby przyciągnąć do niej jak magnes pozostałe kraje spoza eurostrefy, takie jak Szwecja, Dania i Wielka Brytania. I Polska wejdzie do niej - wyjaśnia niemiecką koncepcję prof. Winkler.
"Lekarstwem na kryzys euro" ma być zatem administracyjna kontrola bogatego centrum nad budżetami i polityką gospodarczą biedniejszych krajów eurostrefy, która powściągać będzie ich aspiracje rozwojowe. Doktor Cezary Mech, finansista, były doradca prezesa Narodowego Banku Polskiego i wiceminister finansów, ocenia, że z punktu widzenia ekonomii raport stawia sprawę na głowie, ponieważ zadłużenie peryferii Unii nie jest przyczyną kryzysu eurostrefy, lecz skutkiem wprowadzenia wspólnej waluty i jednakowych stóp procentowych EBC na obszarze o zróżnicowanym stopniu rozwoju. Niskie stopy procentowe w obszarze euro, dostosowane do gospodarki niemieckiej, w krajach niżej rozwiniętych nadmuchują bańki kredytowe, prowadząc do wzrostu zadłużenia względem PKB i niewypłacalności.
- Prawo do decydowania o podatkach i budżecie jest fundamentem wolności obywatelskich nowoczesnych państw. Każdy naród sam ustala podatki i sposób ich wydatkowania, bez tego nie ma wolności obywatelskiej ani demokracji. Odebranie państwu jego prerogatywy w zakresie stanowienia o budżecie oznacza pozbawienie go niepodległości - komentuje Marian Piłka (Prawica RP) propozycje na szczyt UE. - To w Berlinie, a nie w Atenach, Rzymie czy Madrycie, będą zapadać decyzje o polityce budżetowej i całej polityce gospodarczej tych krajów. I już zapadają, jak pokazuje przypadek Grecji, której uniemożliwiono referendum - zwraca uwagę Piłka. - Pakt stabilności ma na celu legalizację i rozszerzenie tej kolonialnej praktyki na wszystkie unijne państwa - dodaje.
Zaostrzenie nadzoru fiskalnego ma nastąpić w sposób przyspieszony i uproszczony. Van Rompuy proponuje w raporcie zmianę protokołu 12 traktatu z Lizbony w drodze ratyfikacji przez parlamenty krajów członkowskich, z pominięciem referendów w krajach członkowskich Komisja Europejska i Parlament Europejski będą tylko konsultowane w sprawie zmian. Raport przewiduje wpisanie zasad dyscypliny budżetowej do konstytucji narodowych.
Tymczasem Wielka Brytania zapowiedziała, że nie podpisze zmian w traktacie, jeśli nie otrzyma gwarancji ochrony swoich interesów.
- Nie podpiszę traktatu, jeśli nie będzie on zawierał zabezpieczeń chroniących brytyjski rynek i usługi finansowe - powiedział brytyjski premier David Cameron. - Jeśli Niemcy i Francja będą chcieli zmieniać europejskie instytucje, będziemy nalegać na ochronę, której potrzebuje Zjednoczone Królestwo - zaznaczył. Wielkiej Brytanii zależy na pokonaniu kryzysu eurostrefy, bo na kraje euro przypada 40 proc. jej obrotów handlowych, niemniej projekty unii fiskalnej i w perspektywie federalizacji Europy budzą wśród brytyjskich konserwatystów poważne obawy. Negocjacje nad zmianą traktatu Brytyjczycy postrzegają jako okazję do wycofania się z przyjętych wcześniej zobowiązań wobec Unii w zakresie rynku pracy i usług finansowych.
Jeśli sprzeciw Wielkiej Brytanii lub innych państw Europy zablokuje podpisanie zmian w traktacie UE, to Niemcy i Francja są zdecydowane podpisać pakt międzyrządowy w ramach siedemnastu państw euro, otwarty na kraje spoza strefy, przede wszystkim Polskę. Propozycje niemieckie idą dalej niż raport Van Rompuya - przewidują silniejszy nadzór nad budżetami i kontrolę Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości nad przestrzeganiem dyscypliny budżetowej przez państwa członkowskie.
Sceptycznie do niemiecko-francuskich planów podchodzą także Amerykanie. Wczorajszy "New York Times" skrytykował przedstawiony przez Paryż i Berlin plan uzdrowienia strefy euro, bo nie daje on szans na osiągnięcie przez zadłużone kraje dużego wzrostu gospodarczego. A tylko to zapewni wyjście z kryzysu.

Małgorzata Goss

Nasz Dziennik Czwartek, 8 grudnia 2011, Nr 285 (4216)

Autor: au