Szczególne dla Kubicy
Treść
Wyścig o Grand Prix Kanady zajmuje szczególne miejsce w sercu Roberta Kubicy. To w 2007 roku na torze im. Gillesa Villeneuve´a w Montrealu przeżył dramatyczny wypadek, by po dwunastu miesiącach odnieść największy sukces w karierze, pierwszy i jak na razie jedyny raz mijając metę na czołowym miejscu. Niedzielną rywalizację Polak obejrzy w telewizji. Nadal przechodzi rehabilitację, wciąż nie wiadomo ze stuprocentową pewnością, czy kiedykolwiek wróci do ścigania. Choć rokowania są coraz bardziej optymistyczne.
10 czerwca 2007 roku kibice Formuły 1 wstrzymali oddech. Na 27. okrążeniu wyścigu w Kanadzie, pędząc ponad 250 km/h, Kubica wypadł z toru i rozbił swój bolid o betonową barierę. Wszystko wyglądało dramatycznie, ale na szczęście kierowcy nic poważnego się nie stało, poza lekkim wstrząśnieniem mózgu i skręconą kostką. Szybko został wypisany ze szpitala, ale komisja medyczna FIA zakazała mu startu w kolejnym wyścigu w USA. Na ten jeden raz zastąpił go Sebastian Vettel, pełniący wówczas rolę kierowcy rezerwowego w teamie BMW-Sauber. Niemiec w swym debiucie zajął ósme miejsce. Dziś jest wielką gwiazdą ekipy Red Bull-Renault, mistrzem świata i zdecydowanym liderem klasyfikacji generalnej cyklu. Wracając jednak do niedalekiej przeszłości - niemal równo rok po wypadku, 8 czerwca 2008 r. Kubica ponownie stał się głównym bohaterem zmagań w Montrealu. Tym razem jednak z powodu swej genialnej postawy, która zaowocowała wspaniałym zwycięstwem i największym sukcesem w karierze. Polak znalazł się wtedy na szczycie, bo został też liderem mistrzostw świata. Niestety, okazało się, że jego postawa, potencjał i umiejętności przewyższyły możliwości zespołu. Ten, zamiast pójść za ciosem i pomóc swemu kierowcy w utrzymaniu kapitalnej pozycji, zajął się... pracami nad bolidem na kolejny sezon i wydźwiganiem pogrążonego w kryzysie Niemca Nicka Heidfelda. Tego samego, który teraz zastąpił kontuzjowanego Roberta w bolidzie Lotus-Renault. Niedzielne zmagania w Kanadzie krakowianin obejrzy w telewizji. Wciąż walczy o powrót do pełnej sprawności po wypadku, któremu uległ 6 lutego na trasie rajdu w Ligurii. Przechodzi żmudną i wymagającą ogromnej cierpliwości rehabilitację. Być może za kilka tygodni, może za miesiąc-dwa, poznamy opinię lekarzy na temat jego powrotu do Formuły. Na razie nie chcieli spekulować. Wiadomo tylko, że Kubica wykonuje gigantyczną pracę i nie wyobraża sobie życia bez ścigania. Kilka tygodni temu Gerard Lopez, właściciel Lotus-Renault, powiedział, że w obecnym sezonie na tor nie wróci. Szybko jednak tę wypowiedź zdementował szef teamu, Eric Boullier oraz menedżer Polaka, Daniele Morelli. Także Riccardo Ceccarelli, lekarz opiekujący się kierowcą, przyznał, że postępy w rehabilitacji są ogromne i spektakularne. W lipcu krakowianin ma przejść jeszcze jedną, delikatną, operację łokcia. Wczoraj włoskie media podały, że Robert ma nadzieję wystartować już pod koniec obecnego sezonu. Na powrót swego lidera czeka także zespół, zwłaszcza że Heidfeld i Rosjanin Witalij Pietrow nie potrafią poradzić sobie z ciężarem oczekiwań. Sezon rozpoczęli dobrze, od dwóch podiów, ale potem spuścili nieco z tonu. - Musimy się poprawić przede wszystkim w kwalifikacjach. W wyścigach osiągamy całkiem niezłe tempo, ale wyniki z soboty utrudniają nam walkę o najwyższe miejsca. Koncentrujemy się nad tym, aby to zmienić - powiedział Niemiec, zauważając, że uliczny tor w Montrealu ma zupełnie inną charakterystykę niż obiekt w Monte Carlo. - Posiada wolne szykany i szybkie proste, co może być dla nas korzystne, bo R31 dysponuje dobrą prędkością maksymalną - dodał. Zespół przywiózł do Kanady kolejne poprawki, m.in. nowe przednie i tylne skrzydła oraz system DRS. - Wprowadzimy też inne udoskonalenia, głównie związane z przepływem powietrza wspomagającego chłodzenie układu hamulcowego. Na torze znajduje się kilka bardzo szybkich prostych odcinków, które prowadzą do wolnych zakrętów, co przekłada się na intensywną eksploatację układu hamulcowego podczas każdego okrążenia. Chyba żaden inny tor nie obciąża go tak bardzo - powiedział James Allison, dyrektor techniczny Lotus-Renault.
Faworyci? Vettel! Niemiec jeździ w tym roku kapitalnie, wygrał pięć z sześciu eliminacji, zdecydowanie prowadzi w klasyfikacji generalnej. O jego powstrzymaniu marzy przede wszystkim Brytyjczyk Lewis Hamilton (McLaren-Mercedes), czyli jedyny kierowca, który w 2011 r. znalazł sposób na mistrza świata. Pokonał go w Chinach, ale Vettel uplasował się tuż za nim. Chrapkę na sukces mają też rodak i kolega Hamiltona z zespołu, Jenson Button i Hiszpan Fernando Alonso z Ferrari. O triumfie może tylko pomyśleć rekordzista pod względem zwycięstw w Montrealu, Michael Schumacher (Mercedes), który triumfował w Kanadzie aż siedmiokrotnie. Ostatnio w 2004 roku, i nic nie wskazuje na to, aby w tej kwestii coś się mogło zmienić.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-06-10
Autor: jc