Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sytuacja w Iranie jest coraz bardziej napięta

Treść

Prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad pomimo trwających w kraju krwawych zamieszek przybył wczoraj do Rosji, gdzie wziął udział w trwającym od poniedziałku szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy (SzOW). Moskwa z radością przyjęła fakt, iż zaraz po reelekcji irański prezydent udał się w pierwszą podróż zagraniczną właśnie do Rosji, co interpretuje jako pozytywne rozpoczęcie jeszcze bliższej współpracy obu państw.

Mahmud Ahmadineżad przyleciał wczoraj do Jekaterynburga, gdzie od poniedziałku trwa spotkanie Rosji, Chin, Kazachstanu, Uzbekistanu, Tadżykistanu i Kirgistanu. Tym samym uciął wcześniejsze spekulacje, jakoby z racji niestabilnej sytuacji w kraju miało dojść do odwołania jego uczestnictwa w szczycie SzOW. Iran, podobnie jak Indie, Pakistan i Mongolia, współuczestniczy obecnie w pracach SzOW na zasadzie obserwatora. Irański prezydent oświadczył jednak, iż w najbliższej przyszłości chce rozszerzyć i pogłębić współpracę jego kraju z szanghajską organizacją. W tym też celu Ahmadineżad spotkał się z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem.
Tymczasem jak poinformowały wczoraj władze irańskie, co najmniej siedem osób zginęło, a ponad dwadzieścia zostało rannych podczas poniedziałkowych zamieszek ulicznych w Teheranie. Tamtejsze media podają, że do rozlewu krwi doszło w momencie, gdy służby bezpieczeństwa zareagowały na "agresywnie zachowującą się grupę, zamierzającą zaatakować posterunek wojskowy". Tuż po poniedziałkowej manifestacji aresztowano jednego z głównych reformatorów, byłego wiceprezydenta Mohammada Alego Abtahiego. Jednak z każdym dniem sytuacja w kraju się pogarsza. Na placu Walije Asr w centrum Teheranu odbył się wczoraj wiec poparcia dla prezydenta. Z kolei zapowiadany na godzinę później wiec tysięcy zwolenników kandydata opozycji - Mira Husejna Musawiego został odwołany z obawy o dalszy rozlew krwi. Protestujący domagają się powtórzenia liczenia głosów z ubiegłotygodniowych wyborów prezydenckich, w których, według oficjalnych wyników, Ahmadineżad zdobył aż 62-procentowe poparcie. Do podobnych protestów doszło jednak w kilku innych miastach, w tym Meszhedzie, Isfahanie i Szirazie, przy czym miały one nieco spokojniejszy przebieg niż poniedziałkowe manifestacje w stolicy.
Irańskie media podały także wczoraj, że władze gotowe są przystać na żądania opozycji i ponownie przeliczyć część głosów oddanych w piątkowych wyborach prezydenckich. Powołujący się na izraelską telewizję serwis CNN dodał, iż taką decyzję miała podjąć Rada Strażników Rewolucji Islamskiej, będąca jedną z najważniejszych instytucji w państwie, która zatwierdza wyniki wyborów. - Rada jest gotowa powtórnie przeliczyć te głosy, które są kwestionowane przez niektórych kandydatów, w obecności ich przedstawicieli - powiedział wczoraj rzecznik Rady Abbas Kadchodai. Dodał także, iż możliwe jest, że po ponownym zliczeniu mogą zajść "pewne zmiany w wynikach". Z kolei kandydaci na prezydenta: Mir Hosejn Musawi i Mehdi Karubi, zamiast zwykłego przeliczenia głosów "z kilku urn" domagają się przeprowadzenia ponownych wyborów.
Przywódcy państw zachodnich wzywają władze Iranu do dialogu z opozycją i unikania rozlewu krwi. Jak pisze wczorajszy niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung", rozrywające się w Iranie wydarzenia stawiają przed nie lada dylematem zwłaszcza prezydenta USA Baracka Obamę. Zapowiadana bowiem przez niego gotowość podjęcia dialogu z Teheranem może się okazać trudniejsza, niż się tego spodziewał. "Sueddeutsche Zeitung" dodaje również, że Obama wreszcie "musi uznać, iż politycznego postępu na Bliskim Wschodzie nie da się osiągnąć dzięki gorącemu sercu i wrażliwej retoryce".
Marta Ziarnik, PAP, Reuters
"Nasz Dziennik" 2009-06-17

Autor: wa