Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Święty Szymonie z Lipnicy, kaznodziejo prawdy - módl się za nami

Treść

Zdjęcie: arch./ Nasz Dziennik

Jest rok 1453. Rynek Główny w Krakowie. Na beczce ustawionej przed kościółkiem św. Wojciecha stoi zakonnik – niski, chudy, łysy, z długą brodą. Przemawia codziennie przez dwie godziny. Mówi po łacinie, a stojący obok profesor Akademii Krakowskiej Stanisław z Kobylina tłumaczy jego słowa. Wśród zgromadzanych są mieszczanie i ludzie prości, ale największą część słuchaczy stanowią studenci i wykładowcy Jagiellońskiej Alma Mater. Dar wymowy głoszącego, jego inteligencja i jasność wywodu mocno przemawiają do wykształconej elity miasta. Już po kilku miesiącach kardynał Oleśnicki wprowadza do klasztoru pod Wawelem pierwszych 16 zakonników zreformowanej gałęzi Braci Mniejszych, zwanych w Polsce bernardynami. Płomiennym kaznodzieją, obficie gestykulującym, jest zaś pochodzący z Italii Jan Kapistran, późniejszy święty, reformator zakonu św. Franciszka.

Bardzo możliwe, że pośród słuchających na Rynku był młody student Akademii, pochodzący z Lipnicy Szymon. Wśród kolegów ma opinię zdolnego, aczkolwiek nieco zamkniętego w sobie. Jest pobożny i dobrze się uczy. „Gdy – jak pisze hagiograf – ukończył wydział sztuk wyzwolonych i uzyskał tytuł bakałarza, mógł rozpocząć studia teologiczne lub medyczne w Akademii albo zostać nauczycielem w szkole parafialnej”. Wybiera jednak zakon Jana Kapistrana, a słowa kaznodziei i jego styl życia staną się dla niego wzorem do naśladowania.

Szymon z Lipnicy to człowiek o wielkim potencjale intelektualnym. Jako pierwszy zakonnik z rodziny franciszkańskiej otrzymał urząd kaznodziei wawelskiej katedry. Wcześniej godność tę sprawowali dominikanie lub profesorowie Akademii. Dodać należy, że kazania głoszono tam wyłącznie po łacinie. Żarliwość, płomienny styl wymowy i osobista asceza przyciągały do niego słuchaczy. Mimo sukcesów potrafił też niektórych zgorszyć. Miał zwyczaj przerywania kazań swoistym dialogiem – trzykrotnie powtarzał imię „Jezus” jako swoistą inwokację, na co zgromadzony lud odpowiadał tym samym imieniem. Kanonicy kapituły katedralnej oskarżyli Szymona o bluźnierstwo, udało mu się jednak oskarżenie obalić, a serca sędziów skruszyć na tyle, że prosili go o modlitwę.

Podczas epidemii, jaka wybuchła w 1482 roku, nie opuścił Krakowa, ale niósł pomoc potrzebującym. Umarł po kilku dniach od zakażenia i został pochowany w swoim klasztorze pod wielkim ołtarzem.

Przemawia do mnie obraz młodego żaka szukającego swojej życiowej drogi, ukrytego w tłumie słuchaczy charyzmatycznego włoskiego bernardyna. Święty Szymon z Lipnicy odnalazł w naukach Jana Kapistrana prawdę, którą tak bardzo pragnął odnaleźć w salach wykładowych Akademii Krakowskiej. Niech wstawia się za dzisiejszymi studentami wszelkich kierunków. Może znajdą się pośród nich tacy, którzy wbrew panującym modom przedłożą pragnienie prawdy ponad utylitarne dobra i zaspokajanie przyjemności…
ks. Łukasz Kadziński
Nasz Dziennik, 29 września 2014

Autor: mj