Święty Benedykt jako człowiek
Treść
Święty Benedykt znał dobrze hierarchię wartości i miejsce przypadające w niej materialnym dobrom. Z pewnością ich nie przeceniał. Nie znosił jednak organicznie nieładu, więc do prac kulturalnych z pewnością odnosił się pozytywnie.
Charakteryzując św. Benedykta nie z punktu widzenia oceny jego cnót nadprzyrodzonych, lecz naturalnych cech i przymiotów, musimy przede wszystkim stwierdzić, że był to pod względem psychicznym typ przywódcy i kierownika wielkich dzieł. Gdyby łaska Boża nie pociągnęła go do zrealizowania ideału świętości w życiu kontemplacyjnym, to wolno przypuścić, że być może odegrałby wielką rolę w wypadkach dziejowych jako urodzony mąż stanu.
Dla uzasadnienia tego spostrzeżenia zwróćmy uwagę najpierw na to, co nazywa się potocznie nastawieniem społecznym, a co moglibyśmy ściślej określić szacunkiem dla dusz wszystkich ludzi, dla tych wartości, które zwrócone są ku prawdziwemu celowi człowieka, a zatem łączą ludzi w harmonijny zespół. I tak między narzędziami dobrych uczynków, w czwartym rozdziale Reguły, zaledwie św. Benedykt skończył cytować Boże przykazania, a już każe „szanować wszystkich ludzi” (RB 4, 8) i zaleca, by „nie czynić drugiemu, co tobie niemiłe” (RB 4, 9). A gdyby ktoś sądził, że narzędzia dobrych uczynków są zestawione bez przemyślanego porządku i raczej chaotycznie, to uderzy nas, że streszczając Regułę w rozdziale siedemdziesiątym drugim, O dobrej gorliwości, która mnichom przystoi, jej autor znowu na pierwszym miejscu powiada: „Niech się nawzajem w szacunku uprzedzają” (RB 72, 4).
Po wtóre – św. Benedykt jest nadzwyczaj głęboko przekonany o potrzebie organizacji. Potępiając w pierwszym rozdziale Reguły sarabaitów, z niedającym się ukryć oburzeniem mówi, że żyją bez reguły, bez pasterza, zamknięci nie w Pańskich, lecz swoich owczarniach (zob. RB 1, 6). A jak groźny wyrok brzmią słowa zwrócone do gyrowagów: „włóczędzy, nigdy się nie ustatkują, służą własnym zachciankom” (RB 1, 11). I można mniemać, że Duch Święty nie tylko przez bezpośrednie natchnienie nauczył Regułodawcę, aby dążenie do doskonałości oprzeć na fundamencie posłuszeństwa, ale powołał do tego zadania takiego właśnie męża, którego od urodzenia cechowało zrozumienie potrzeby organizacji i zmysł porządku. Dlatego św. Patriarcha zapowiada swemu uczniowi w Prologu, że ten dojdzie do Boga przez trud posłuszeństwa, i tłumaczy, że jeśli ten się od Boga oddalił, to przez opieszałość nieposłuszeństwa. Niepodobna cytować wszystkich ani nawet najważniejszych miejsc Reguły, w których z największą dobitnością mówi się o posłuszeństwie; trzeba by przepisać prawie cały rozdział piąty. Przypomnijmy jednak, że idąc za swym zmysłem porządku, nasz Prawodawca uznał za potrzebne, aby osobny rozdział, sześćdziesiąty drugi, poświęcić sprawie pierwszeństwa członków kongregacji.
Następną cechą właściwą urodzonym przywódcom jest wysokie poczucie odpowiedzialności. W drugim rozdziale Reguły św. Benedykt każe opatowi pamiętać, że na straszliwym sądzie Boskim będzie rozstrząsana nauka, której udzielał, i umiejętność utrzymania uczniów w karbach posłuszeństwa, a w sześćdziesiątym czwartym rozdziale, pod tytułem O wyborze opata, ponownie poleca, aby wybrany nieustannie myślał o tym, jaki ciężar na się przyjął i komu będzie zdawał sprawę.
Przywódca musi posiadać silną i zdecydowaną wolę. Tę sam św. Benedykt okazuje w całej Regule, choćby przez bezkompromisowość, z jaką każe wszystko kierować ku jednemu, wytkniętemu celowi, dla osiągnięcia którego żadna ofiara nie jest zbyt wielka. A nie ma wątpliwości, jak zauważył św. Grzegorz, że kazał robić tak, jak sam postępował.
Doprawdy jednak nie wiadomo, czy bardziej podziwiać siłę jego woli, czy raczej niezwykły i nadzwyczaj praktyczny rozsądek. Na wzór i podobieństwo Boskiej Opatrzności wprowadza wiele ważnych postanowień oraz omawia mnóstwo szczegółów, drobnych, lecz mających poważne następstwa, gdy wydaje przepisy, na przykład, czy to o dziekanach klasztornych, czy o tym, jak mają mnisi spać, czy kiedy dwukrotnie – bo w rozdziale trzydziestym drugim i trzydziestym piątym – nakazuje, aby opat, ewentualnie szafarz, wiedzieli, co komu dali, a co otrzymali z powrotem, i każe – 1500 lat temu – prowadzić dokładne inwentarze. Ten sam praktyczny i przewidujący rozsądek widać w postanowieniach o szafarzu, o kuchni, o jedzeniu i napoju, o sprzętach i o szatni, o przyjmowaniu oblatów, krótko mówiąc, w całej Regule dbającej o to, aby dom Boży był przez roztropnych roztropnie urządzony (por. RB 53, 22).
Świętego charakteryzuje wielka znajomość ludzkiej natury. Przebija ona wszędzie, ale podkreślmy, że wie on, iż nie wystarczy ogólnikowo nakazać uczniom wzajemny szacunek, tylko trzeba im podać jeszcze drogę praktycznej realizacji tego polecenia. Dlatego w siedemdziesiątym pierwszym rozdziale Reguły poleca, aby mnisi byli sobie nawzajem posłuszni. Tę samą trafność obserwacji psychologicznej okazuje w rozdziale dwudziestym, kiedy wspomina uniżoność, z jaką ludzie zwykli zwracać się do możnych tego świata.
Roztropność każe św. Benedyktowi powoływać do rady całe zgromadzenie albo przynajmniej starszych. W rozdziale trzecim przypomina: „Rób wszystko z radą, a nie będziesz żałował po uczynku” (RB 3, 13). Z tym zaleceniem dobrze się zgadza przestroga z rozdziału sześćdziesiątego trzeciego: „Niech opat nie wprowadza zamieszania do powierzonej mu trzody i niech nie wydaje niesprawiedliwych zarządzeń, jak gdyby przysługiwało mu prawo do samowoli” (RB 63, 2). Takie postanowienia są nader wyraźne w Regule, przyznającej wszak opatowi władzę nieograniczoną. Nasuwa się przypuszczenie, że św. Benedykt, urodzony wódz, niewątpliwie znacznie górujący nad swym otoczeniem, miał pewną, naturalną u człowieka tego typu, skłonność do arbitralności. W udzielanych przestrogach moglibyśmy dopatrywać się echa skrupulatnej kontroli nad swym własnym postępowaniem w codziennym rachunku sumienia.
Niezliczone są objawy właściwego św. Benedyktowi umiarkowania, widoczne choćby w unormowaniu sprawy pożywienia, odzieży czy pracy. W rozdziale sześćdziesiątym czwartym najpiękniej wypowiada swój sąd o umiarze, bo powtórzywszy za patriarchą Jakubem: „Jeżeli zbytnio zmęczę moje trzody w pochodzie, wszystkie zginą jednego dnia”, dodaje od siebie: „Naśladując ten przykład i inne przykłady roztropności, matki wszystkich cnót, niech tak wszystko urządza, aby mocni chcieli zrobić więcej, a słabsi się nie uchylali” (RB 64, 18n).
Bardzo istotnym rysem duchowej sylwetki św. Benedykta jest jego powaga. Święty Grzegorz mówi o nim, że od dzieciństwa Patriarcha mnichów miał serce starca, zaś czwarty rozdział Reguły przestrzega, aby nie mówić nic, co służy rozśmieszaniu, i nie lubować się w śmiechu częstym lub zbyt głośnym; a i w innych miejscach – jak w rozdziale szóstym i sześćdziesiątym dziewiątym przypomina, aby unikać płochości.
Z tym rysem powagi łączy się u naszego Ojca zamiłowanie do milczenia. Nie tylko, wyliczając narzędzia dobrych uczynków, nie pominął przestrogi przed wielomówstwem lub czczą gadaniną, lecz także poświęcił sprawie milczenia dwa rozdziały: szósty i czterdziesty drugi. Niewątpliwie kierował się tu, jak zresztą i w innych wypadkach, względami nadprzyrodzonymi. Jednak wydaje się, że z natury nie lubił gadułów oraz że nawet w modlitwie, jak świadczy o tym rozdział dwudziesty, wyżej stawiał bogatą w treść zwięzłość niż powierzchowną retorykę. Zanotujmy dalej właściwą św. Benedyktowi uprzejmość. Nie tylko zaleca ją wielokrotnie braciom w Regule, że wspomnimy tylko rozdział pięćdziesiąty trzeci o przyjmowaniu gości, ale i w Dialogach św. Grzegorza czytamy, jak wytwornie zwraca się do odwiedzającego go kapłana: „Prawdziwie to dzień Paschy, skoro dostąpiłem tego, że cię widzę” albo jak uprzejmie napomina posłańca, który ukradł gąsiorek z winem: „Bacz synu, abyś nie pił z gąsiorka, który ukryłeś”.
Jeśli teraz zastanowimy się nad uczuciową stroną psychiki świętego, to może nadspodziewanie stwierdzimy, że tej surowej postaci wcale w tym zakresie niczego nie brakuje. Liczne są objawy jego miłosierdzia i wyrozumiałości, czy to wspomniane przez św. Grzegorza w Dialogach, czy to przeświecające w Regule tam, gdzie mowa o starcach, chorych, słabych, młodzieży, a przede wszystkim o grzesznikach. Gdybyśmy jednak chcieli widzieć w tym objawy nadprzyrodzonej miłości bliźniego, to w siedemnastym rozdziale Dialogów znajdziemy przykład doczesnego, a tak głęboko ludzkiego przywiązania. Tam św. Grzegorz opowiada, jak zaufany powiernik zastał tego niezłomnego Rzymianina gorzko płaczącego po otrzymaniu objawienia, że klasztor, który zbudował dla braci, zostanie zburzony.
Czy był św. Benedykt intelektualistą? Chyba nie. Na próżno szukalibyśmy w Regule nie tylko zachęty do badań naukowych, ale choćby nawet przestrogi przed nadmierną ciekawością, na przykład w czasie nakazanego czytania Pisma Świętego. Po prostu nie przychodziło mu na myśl, że ktoś mógłby używać lectio divina w innym celu niż własne zbudowanie. Nie można tego wytłumaczyć epoką, w której żył święty. Przecież gwałtowne filippiki wcześniejszego od niego św. Augustyna na temat badań naukowych świadczą, że Hipponita dotykał głębokiej rany swego serca. Dla św. Benedykta te zagadnienia nie istnieją, a potwierdza to św. Grzegorz, mówiąc, że patriarcha wzgardził studiowaniem literatury. Nie odmawiamy św. Benedyktowi uzdolnień do pracy umysłowej. Wprost przeciwnie, logika i konsekwencja myślenia są wybitnymi cechami jego Reguły. Pamięć miał mieć wyborną, o czym świadczą liczne reminiscencje z Pisma Świętego i Ojców Kościoła, a wątpić należy, aby posługiwał się wypisanymi przy lekturze potrzebnymi cytatami. Stwierdzić jednak wypadnie brak zainteresowań teoretycznych. Ogromna rola, jaką benedyktyni odegrali w dziejach sztuki, nasuwa pytanie: jaki był stosunek do niej Zakonodawcy? Niewątpliwie należał do miłośników porządku, wymagał okazałości, a więc ozdobności służby Bożej i przeznaczonych do niej budynków oraz przedmiotów. To wszystko jednak jeszcze nie musi wiązać się z głębszym odczuciem potrzeb i kwestii estetycznych. Reguła o nich nic nie mówi, mimo że sprawy sztuki były żywo dyskutowane w literaturze patrystycznej i że św. Benedykt w czasie swego pobytu w Rzymie miał sposobność zetknąć się osobiście z artystyczną spuścizną starożytności. Jego milczenie jest bardzo wymowne, zwłaszcza że w Regule, a szczególnie w rozdziałach dotyczących psalmodii oraz kościoła klasztornego, nadarzała się sposobność do poszerzenia spraw estetycznych, gdyby go żywiej obchodziły.
Bliższą natomiast jego skłonnościom osobistym była prawdopodobnie skuteczna działalność jego zakonu w zakresie kultury materialnej. Święty Benedykt znał dobrze hierarchię wartości i miejsce przypadające w niej materialnym dobrom. Z pewnością ich nie przeceniał. Nie znosił jednak organicznie nieładu, więc do prac kulturalnych z pewnością odnosił się pozytywnie. Nacisk, z jakim domaga się porządku, czystości oraz staranności, świadczy o tym dobitnie.
Reguła zawiera, i to dwa razy, jak gdyby autoportret autora. Pisząc bowiem w sześćdziesiątym czwartym rozdziale o wyborze opata i o najważniejszym podówczas urzędniku klasztornym – szafarzu w rozdziale trzydziestym pierwszym, skreślił pokrótce ich ideały. Nie ulega wątpliwości, że przy tym bezwiednie przekazał następnym wiekom swe własne rysy, bo jak mówi św. Grzegorz: „mąż święty żadną miarą nie mógł inaczej uczyć, niż sam żył” (Dial II, 36,1). Był więc według słów swoich: mądry, prawych obyczajów, trzeźwy, nieżarłoczny, niewyniosły, nie siał zamętu, krzywd nie wyrządzał, nie był opieszały czy rozrzutny, lecz bał się Boga, a dla całego zgromadzenia był jak ojciec. Uczony w prawie Bożym, nieskazitelny i miłosierny nienawidził występków oraz kochał braci. Nie był niespokojny, przesadny i uparty, nie był zawistny ani zbyt podejrzliwy, za to był przewidujący i rozważny.
Na zakończenie jedno pytanie: jak pogodzić z władczą i przodowniczą osobowością św. Benedykta to, że jest on autorem magistralnej nauki o pokorze, która to nauka sama jedna zapewniłaby mu nieśmiertelne imię w dziejach nauczania chrześcijańskiego? Nie ma tu istotnej sprzeczności. Właśnie to umiłowanie pokory podniosło człowieka, w którym był materiał na wspaniałego monarchę, do godności wielkiego naśladowcy Chrystusa.
Fragment książki Czy [nowicjusz] prawdziwie szuka Boga? Duchowość benedyktyńska od podstaw
Bernard Turowicz OSB (1904–1989) – benedyktyn tyniecki, śluby monastyczne złożył w 1946 r. Święcenia kapłańskie przyjął w 1949 r. Był profesorem matematyki. Opublikował kilkadziesiąt prac dotyczących równań różniczkowych, analizy funkcjonalnej, algebry, teorii sterowania i teorii automatycznej regulacji, rachunku prawdopodobieństwa, logiki matematycznej, teorii gier i analizy numerycznej.
Żródło: cspb.pl,
Autor: mj