Świętują w domu
Treść
Warszawskie Hospicjum dla Dzieci powstało w 1994 roku. Jego szczególny charakter polega na tym, że jest to hospicjum domowe. Nie ma zatem oddziału, gdzie dzieci leżałyby w łóżkach, tak jak chorzy w szpitalach. Przebywają one w domach z rodzinami. Obecnie opieką objętych jest 39 dzieci z terenu Warszawy i okolic w promieniu do stu kilometrów.
Podstawową pracę w hospicjum wykonują pielęgniarki. Obecnie w warszawskiej placówce pracuje ich dziesięć. Każda ma pod opieką trzech-czterech pacjentów, do których jest gotowa pojechać na prośbę rodziny. Lekarz wzywany jest dopiero wtedy, gdy pielęgniarka zgłosi, że zachodzi taka potrzeba, gdy nastąpi załamanie stanu zdrowia. Do dyspozycji rodzin jest psycholog i kapelan. Prowadzą oni także grupy wsparcia. Hospicjum po śmierci dziecka nie zostawia rodziny samej sobie. Może ona nadal liczyć na pomoc.
W momencie, gdy lekarze podejmują decyzję o zaprzestaniu leczenia tzw. przyczynowego, gdy nie można wyleczyć choroby, na którą dziecko cierpi, informują rodzinę, że istnieje możliwość objęcia dziecka opieką przez hospicjum. Wówczas hospicjum kontaktuje się z rodziną, lekarzem i chorym, ocenia warunki domowe, stan zdrowia pacjenta, a następnie przewozi go do jego rodzinnego domu i rozpoczyna opiekę. W skład kadry zajmującej się chorym dzieckiem wchodzą: pielęgniarka, lekarz, psycholog i ksiądz kapelan, którym w hospicjum jest ojciec Benedykt Mikaj, kamilianin. Hospicjum zapewnia także sprzęt potrzebny do opieki medycznej i wspiera rodziny finansowo.
Podopieczni warszawskiej placówki cierpią na bardzo różne choroby. Są to m.in. choroby nowotworowe, neurodegeneracyjne, neurologiczne, metaboliczne, zanik mięśni, nieuleczalne wady serca. Jednak najkrócej pod opieką hospicjum pozostają dzieci cierpiące na nowotwory. - Czasem jest to jeden dzień, czasem nawet nie zdążymy przywieźć pacjenta do domu - mówi wiceprzewodniczący zarządu hospicjum Rajmund Nasalski.
Warszawskie Hospicjum dla Dzieci nie ma zwyczaju organizowania wspólnego spotkania wigilijnego dla wszystkich dzieci i ich rodzin. - W związku z tym, że promujemy domowe hospicjum, stwarzamy taką atmosferę w domach, że te święta niczym się nie różnią od świąt przeżywanych w innych domach, w których nie ma chorych dzieci - tłumaczy Rajmund Nasalski. - Dzieci są w tym ważnym czasie tam, gdzie czują się najlepiej, i w towarzystwie, w którym czują się najlepiej. Są z rodzicami, we własnym domu, przy własnej choince, dostają prezenty, czują się kochane. Pomimo że są bardzo chore, ta sytuacja jest bardzo naturalna i one chcą tak spędzać święta - dodaje.
Dla rodzin pogrążonych w żałobie po śmierci dziecka tworzone są grupy wsparcia, które mają zapewnioną opiekę psychologa i kapelana. Przed świętami uczestniczą w spotkaniach poprzedzonych Mszą Świętą. W tym roku takie spotkanie odbyło się w sobotę, 17 grudnia. W ubiegłym roku na wspólnej wigilii obecny był biskup warszawsko-praski Sławoj Leszek Głódź.
W okresie przedświątecznym pojawiają się anonimowi darczyńcy, którzy przywożą paczki dla dzieci. - Gdy pytamy, komu podziękować, odpowiadają: "Nie, nie trzeba dziękować. Mamy zdrowe dzieci i chcemy za to podziękować Panu Bogu" - opowiada wyraźnie wzruszony Rajmund Nasalski.
Aneta Jezierska
"Nasz Dziennik" 2005-12-27
Autor: ab