Świętość jest dla wszystkich
Treść
Z księdzem prałatem Bernardem Lagoutte´em, rektorem bazyliki w Lisieux pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus, rozmawia Anna Bałaban
Księże Rektorze, wczorajsza uroczystość ku czci bł. Ludwika i Zelii Martin obchodzona w parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Rybniku-Chwałowicach przypomniała nam, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości.
- Być świętym to wkładać miłość w wybory, których dokonujemy. Mylimy się, jeśli myślimy, że święci powinni być jakimiś wyjątkowymi ludźmi, którzy nie musieli zmagać się z trudnościami. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, patronka tego sanktuarium, mówi: "Chociażbym popełniła wszelkie możliwe zbrodnie, miałabym zawsze tę samą ufność i czułabym, że to mnóstwo grzechów byłoby jak kropla wody rzucona na żar ognisty". Dla św. Teresy świętość to życie w obecności Pana. To wewnętrzna postawa.
A jak to jest w przypadku dzieci?
- Otóż mamy dzieci, które doczekają wieku dorosłego, które są niejako na drodze ku Miłości Bożej, ku świętości. Są również takie dzieci, które wcześnie umierają, ale przecież żyją...
Jak to rozumieć?
- Weźmy przykład mamy św. Tereski - Zelii Martin. Najpierw straciła jednego syna. Kiedy drugi zachorował, zwróciła się do nieżyjącego chłopca: "Uratuj swojego brata, proszę". I synek wyzdrowiał. Sama św. Tereska również korzystała z opieki wstawienniczej czworga rodzeństwa, które zmarło, nim ona przyszła na świat. Wypowiadała mniej więcej takie słowa: "Gdybyście byli dorośli, musielibyście troszczyć się o waszą młodszą siostrę. No więc mam teraz problemy i chcę, żebyście mi pomogli". I za każdym razem znajdowało się jakieś rozwiązanie, a na nią spływał pokój. Kościół używa w takich przypadkach sformułowania "opinia świętości". Czasem opacznie rozumiemy świętość, sądząc, że dotyczy ona istot wyjątkowych, które nigdy nie dały się ponieść złości, znosiły cierpienie z niebywałą siłą. A to nie jest tak! Świętość wyraża się też w tym, że po śmierci otrzymuje się od Boga misję i jest się skutecznym.
Dzieciom łatwiej przychodzi
świętość?
- Ogólnie rzecz ujmując, dzieci w sposób niemal naturalny mają poczucie obecności Boga. Kiedy mówimy im o Jezusie, Maryi, św. Teresie, one to błyskawicznie chwytają. Prowadzą autentyczne życie duchowe.
Jak to było z małą Tereską?
- Nie da się ukryć, że była dzieckiem trudnym - co prawda bardzo inteligentnym, błyskotliwym, twórczym, ale przy okazji też bardzo upartym. Jeśli ktoś wymagał od niej czegoś, na co nie miała ochoty, zdarzało się, że wpadała w szał. Trzeba jednak pamiętać, że jako dziecko Tereska doświadczyła prawdziwych problemów natury psychologicznej. Jej dzieciństwo bardzo wyraźnie naznaczyła żałoba po śmierci matki, a w zasadzie jej brak. Kiedy Zelia zmarła, a dziewczynka ujrzała ją martwą, tata miał jej powiedzieć, żeby po raz ostatni ucałowała mamę. Tereska nie uroniła wtedy ani jednej łzy. Gdyby się wtedy wypłakała, łatwiej by jej było odzyskać wewnętrzną równowagę. Dziewczynka jednak nie uzewnętrzniła swojego smutku. Kiedy miała 10 lat i jej "druga mama", tj. jej siostra Paulina, wstąpiła do Karmelu, Teresa przeżyła prawdziwą depresję. Świętość idzie często w parze z kruchością.
Mogłoby się wydawać, że po tak traumatycznych wydarzeniach człowiek nie jest w stanie normalnie funkcjonować. A mimo to po latach okaże się, że Kościół obdarzy tę niespełna 25-letnią siostrę zakonną tytułem doktora.
- Tak, na pierwszy rzut oka to niesamowite - nie miała przecież wykształcenia uniwersyteckiego, nie była naukowcem prowadzącym badania na uczelni. Na czym więc polega jej nauka? Nauka, którą Jan Paweł II nazwał nauką Miłości Bożej? Nie opiera się ona na tym, co spekulatywne, nie jest to też wyłącznie serce ani żadna matematyka; Teresa jest specjalistką w zakresie inteligencji serca, która opiera się na relacji między inteligencją a uczuciowością. Jest doktorem, gdy chodzi o nauczanie Kościoła. Jej motto brzmiało: "Kochać Jezusa i sprawiać, by był kochany". Ona doświadczyła tego, co Miłość Boża poczyniła w jej życiu. Nie zachowała tego dla siebie, ale stała się nauczycielką w tej dziedzinie, mistrzem w zakresie nauki Bożej Miłości.
Jaką misję do spełnienia mogą mieć dzisiaj błogosławieni rodzice św. Tereski?
- Długo można by wymieniać, ale myślę, że szczególne znaczenie mogą mieć w życiu rodziców i małżonków. Są jak przyjaciele. Już dzisiaj wielu rodziców nazywa ich "dziadkami" swoich dzieci, bo to za ich wstawiennictwem poczęło się nowe życie. Błogosławieni Ludwik i Zelia byli chrześcijanami na co dzień, każdego ranka o tej samej porze szli do kościoła. Mieli swoje zwyczaje, Ludwik był również bojownikiem o sprawy społeczne. Zelia była kobietą interesów, choć nierzadko zdarzało się, że miała wszystkiego dosyć, że czuła się zmęczona. Oczywiście były pewne cechy, które ich wyróżniały - prostota, prawda, uczciwość, szacunek dla pracowników - ale jeszcze raz podkreślę, że byli całkiem zwyczajni. I tak naprawdę to nie ich przykład nam służy, ale ich działanie. Opinia świętości wiąże się wszak ze skutecznym działaniem także po śmierci. Często mówię w zgromadzeniach zakonnych: "Chcielibyście, żeby wasz założyciel został beatyfikowany? Ale przecież on nie robi nic po śmierci! Proście go o pomoc!".
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik Wtorek, 21 lutego 2012, Nr 43 (4278)
Autor: jc