Święta, rodzina i szczęście
Treść
W Święta Bożego Narodzenia stajemy się pielgrzymami do Betlejem. O tych świętach mówi się, że mają w sobie coś wyjątkowego, że są niezwykłe. Na czym polega wyjątkowość tych świąt? Co jest w nich takiego, co oczarowuje nasze oczy i serca, każąc nam w te dni być lepszymi, bliższymi sobie? Trudno jednym zdaniem odpowiedzieć na te pytania. Wydaje mi się, że cały urok tych świątecznych dni, ich niepowtarzalnej atmosfery ukryty jest w ich religijnej treści. W tym, że przypominają nam one podstawową prawdę: Bóg ukochał człowieka i uczynił go istotą zdolną do miłości.
Niektórzy źle mówią o świętach
Raz po raz w okresie świątecznym słyszymy głosy krytykujące Boże Narodzenie. To, że podnoszą się każdego roku, jest pewne. Niewiadomą pozostaje jedynie to, w jaki sposób będzie argumentowana owa niechęć do Bożego Narodzenia. Raz jest to przypomnienie, że data narodzin Chrystusa jest nieznana i w związku z tym katolicy błądzą, obchodząc Boże Narodzenie w grudniu. Innym razem do akcji wkraczają działacze ekologiczni z postulatami zaprzestania zabijania karpi i żywienia się kiełkami zbóż. Jeszcze innym razem atakuje się symbole świąteczne, jak choinka, mikołaj. Każdego roku mówi się też o wypadkach drogowych spowodowanych przez pijanych kierowców, o utrudnieniach w ruchu, niedogodnościach w handlu, o tym, ile kosztują nas święta. Już od wielu lat dyżurnym tematem w mediach pozostaje to, że święta te są szczególnie trudne do przeżycia dla osób samotnych, że wzrasta liczba samobójstw czy rodzinnych kłótni... Święta w mediach podobne są do tych, które zaczynają się z początkiem listopada w supermarketach. Co roku wyczuwalna jest presja, by kupować jak najwięcej (najbardziej naiwni zaciągają nawet kredyty, by o świętach pamiętać przez cały rok...). Ale święta w mediach to prezenty, stół wigilijny, wielka narodowa "wyżerka", a po niej wyrzuty sumienia i - koniecznie - cud-diety i odchudzające zabiegi w spa. No cóż, można i tak. Każdy ma takie święta, jakich pragnie i na jakie go stać.
Data narodzin Chrystusa
Wszyscy wiemy, że data narodzin Chrystusa jest datą symboliczną. Kościół nigdy nie twierdził, że Chrystus przyszedł na świat dokładnie w noc z 24 na 25 grudnia. Ewangelie dają jedynie ogólne wskazówki: Chrystus narodził się w czasie spisu powszechnego dokonanego przez Kwiryniusza za panowania cesarza Oktawiana Augusta (Łk 2, 1-2). Żył w tym czasie Herod Wielki. Narodzeniu Chrystusa towarzyszyło pojawienie się gwiazdy. Chrześcijanie zaczęli upamiętniać ten dzień w IV w. po Chr. w miejsce pogańskiego święta ku czci słońca (łac. Sol invictus) obchodzonego w Rzymie jako święto państwowe. Święty Hipolit Rzymski (204 r.) w swym komentarzu do Księgi Daniela (4, 23, 3) pisał: "Pierwsze przyjście Pana naszego wcielonego, który narodził się w Betlejem, miało miejsce ósmego dnia przed kalendami styczniowymi". Wielu z nich w uzasadnieniu zastąpienia święta ku czci słońca świętem upamiętniającym narodziny Chrystusa czyniło aluzję do proroctwa kapłana Zachariasza, który mówił, że jego syn Jan Chrzciciel poprzedzi Chrystusa: "Jego ludowi dasz poznać zbawienie,/ co się dokona przez odpuszczenie mu grzechów,/ dzięki litości serdecznej Boga naszego./ Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi,/ by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają,/ aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju" (Łk 1, 77-79). Nazywa on Chrystusa "z wysoka Wschodzącym Słońcem". Sługa Boży Jan Paweł II uczył: "Jeśli chodzi o dokładną datę urodzin Jezusa, to w tej dziedzinie trwają wciąż jeszcze dyskusje specjalistów. Przyjmuje się powszechnie, że kiedy mnich Dionisius Exiguus w 533 r. zaproponował liczenie czasu nie od założenia Rzymu, ale od narodzin Jezusa Chrystusa, pomylił się w przeliczeniu dat. Do niedawna sądzono, że pomylił się o 4 lata, ale jest to wciąż sprawa sporna" (katecheza środowa z dnia 14 I 1987 r.).
Fakt, że data narodzin Chrystusa owiana jest tajemnicą, ma swoje głębokie symboliczne znaczenie. Oto jedno z najważniejszych wydarzeń zbawczych dokonuje się w ciszy i milczeniu, niezauważalnie, bez rozgłosu i szumu. Bóg przychodzi do swoich dzieci niejako "po cichu", jakby nie chciał ich przestraszyć ogromem tego, co się wydarza. Nie wiemy, którego dnia dokonało się Boże Narodzenie. Czyż zatem nie powinniśmy żyć tak, by każdy dzień w roku był dla nas dniem przeżywania tej tajemnicy? Chodzi o to, by nie sprowadzać świąt do kilku dni w roku (oktawa), ale by przeżywać tę tajemnicę codziennie, gdyż każdy dzień może stanowić pamiątkę Narodzenia Pańskiego. Tak więc trudności z ustaleniem dnia narodzin Chrystusa w Betlejem nie dyskredytują Świąt Bożego Narodzenia i nie czynią ich fałszywymi. Nie jesteśmy w błędzie, pielgrzymując do żłóbka Dzieciątka. Święta te są raczej napomnieniem, by żyć atmosferą Bożego Narodzenia na co dzień.
By nie zwyciężyło to, co pogańskie
Święta Bożego Narodzenia obchodzone są nie tylko przez chrześcijan, lecz także przez niewierzących. Wpisały się w tradycję i kulturę prawie wszystkich narodów świata. Winniśmy jedynie zadbać o to, by nie stracić prawdziwego sensu tych świąt. Nie dać sobie wmówić, że święta to choinka, karp, prezenty, suto zastawiony stół, spotkania towarzyskie. To wszystko są sprawy drugorzędne. Dodatkowe. Najważniejszy jest Ten, którego urodziny obchodzimy. On musi być wśród nas obecny. Święta Bożego Narodzenia są prawdziwe wtedy, gdy jesteśmy gotowi przyjąć Go do naszych serc, gdy robimy Mu miejsce w naszym życiu osobistym i rodzinnym, gdy śpiewamy "Lulajże, Jezuniu...", a On rzeczywiście jest dla nas Kimś najukochańszym. Boże Narodzenie można więc przeżyć prawdziwie jedynie w duchu wiary. Bez niej wszystko jest tylko folklorem, atrapą, czymś zupełnie niezrozumiałym, aczkolwiek przyjemnym. Nie pozwólmy zatem, by nasze święta stały się pogańskie w swej formie (pijaństwo, hulanki, swawole) i w swej treści (gdy Chrystus jest w nich nieobecny). Nie stawajmy na przykład w jednym szeregu z aborcjonistami, którzy dzielą się opłatkiem, życząc sobie: "Wesołych Świąt!", i zarazem walczą o to, by kobiety jak najszybciej zyskały prawo do aborcji. Nie dołączajmy do tych, którzy zniekształcają prawdę o małżeństwie i rodzinie, domagając się legalizacji "małżeństw" jednopłciowych. Nie bądźmy też jak politycy, którzy deklarują głośno swój katolicyzm i jednocześnie podważają nauczanie Kościoła katolickiego w takich kwestiach, jak prawo do życia, eutanazja, in vitro. Nikomu nie zabraniamy świętować. Chcemy, by były to dni świątecznej radości dla wszystkich. Ale sami bądźmy konsekwentni: jeśli Chrystus się narodził i stał światłością naszych sumień, nie zastępujmy tej światłości blaskiem świecidełek proponowanych przez wrogi Mu świat. Możemy zrezygnować z choinki, mikołaja, prezentów i wielu innych ludzkich radości, które towarzyszą tym świętom, ale nie możemy zrezygnować z przesłania, które w tych dniach Bóg do nas kieruje. A brzmi ono: życie jest święte i każdy człowiek ma do niego prawo.
Rodzina i szczęście
Głęboka prawda o miłości Bożej, którą uświadamiamy sobie w Boże Narodzenie, rodzi w nas tęsknotę za miłością. W te dni Bóg dotyka najczulszych strun naszego serca i wygrywa na nich przepiękną melodię miłości, więc jak nigdy jesteśmy otwarci na innych. Chcemy być blisko. Zdobywamy się na gesty czułości, serdeczne słowa, czyny będące świadectwem naszej miłości. Święta te są pełne słodyczy i ciepła, gdyż wyzwalamy w sobie zdolność do kochania. Nabieramy odwagi, by zburzyć mury, którymi szczelnie odgradzamy się od bliźnich. Boże Narodzenie albo objawia naszą samotność, nieautentyczność i pozorność codziennych relacji (wtedy te dni stają się nieznośne), albo też uświadamia nam, jak bardzo jesteśmy związani z tymi, wśród których żyjemy (wtedy radość nie ma końca). Dni świąteczne są niczym test na to, jak bardzo jesteśmy sobie bliscy. Jak bardzo do siebie należymy. Ile są warte nasze wzajemne zobowiązania. W centrum tych świąt Bóg postawił rodzinę. Świętą Rodzinę z Nazaretu, która pokazuje nam, na czym polega prawdziwe szczęście. Kiedy wpatrujemy się w betlejemski żłóbek i widzimy klęczących Maryję i Józefa, dostrzegamy to, co najważniejsze nie tylko dziś i jutro, ale od zawsze i na zawsze. Uświadamiamy sobie, że szukamy szczęścia. Niejednokrotnie próbujemy je osiągnąć wielkim wysiłkiem, a tymczasem ono jest bliżej, niż myślimy. Uboga, odarta z przepychu stajnia dla zwierząt i żłób uprzytamniają nam, że szczęścia nie dają pieniądze czy posiadane gadżety, samochód czy wakacje w tropikalnych krajach. Do szczęścia potrzebna jest miłość. Ono się rodzi, gdy spotyka się wzrok osób, które pragną żyć dla siebie nawzajem. Szczęście nie jest kwestią zewnętrzną, czymś, co przychodzi do nas z daleka. Jego kolebką jest nasze serce. Tutaj należy go szukać. Szczęście nie jest też czymś, co posiadamy dla siebie. Jeżeli tak się nam zdaje - ono natychmiast umiera. Szczęśliwym (i zbawionym) można być tylko dzięki innym i z innymi. Tak dzieje się w rodzinie, gdy nikt nie żyje tylko dla siebie. Gdy ci, którzy ją tworzą, stają się bezinteresownym darem. Są gotowi zapomnieć o sobie, by żyć dla bliskich. Wielka miłość i wielkie szczęście idą w parze. A spotykają się w małżeństwie i rodzinie. Szkoda tylko, że nie zawsze im na to pozwalamy.
ks. Zbigniew Sobolewski
"Nasz Dziennik" 2009-12-24
Autor: wa