Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Świadkowie wyparowali?

Treść

Członkowie Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego wnioskują do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego o objęcie osobistym nadzorem mającego rozpocząć się dziś w Ostrowie Wielkopolskim procesu sądowego eurodeputowanego Witolda Tomczaka i - celem zagwarantowania obiektywności sądu - przeniesienie sprawy do innego miasta. Europarlamentarzyści wskazują na liczne wątpliwości dotyczące zgodności z prawem całej procedury. Nam udało się dotrzeć do dokumentów, które te wątpliwości potwierdzają. Niejasne są okoliczności, w jakich prowadzący w 2001 roku postępowanie prokurator Adam Woźny, który je umorzył, nagle - po przejęciu władzy przez SLD - zmienił swoją decyzję. Nie wiadomo również, dlaczego nagle zlekceważył uwzględniane wcześniej zeznania "świadków obiektywnych". Ci niespodziewanie wyparowali - jakby ich nigdy nie było. Dziś śledczy nie potrafią przekonująco wyjaśnić powodów tak niespodziewanych działań prokuratora.



Witold Tomczak, prawicowy eurodeputowany, ma dziś stanąć przed Sądem Rejonowym w Ostrowie Wielkopolskim. Jest oskarżony o rzekome znieważenie policjanta na służbie. Jak informowaliśmy wczoraj, sprawa dotyczy wydarzeń z 1999 roku, gdy Witold Tomczak był posłem AWS. Jadąc w nocy samochodem, nie zauważył znaku zakazu wjazdu i skręcił w jednokierunkową ulicę. Spowodowało to interwencję patrolu policyjnego. Gdy polityk złożył skargę na działania funkcjonariuszy, którzy jego zdaniem złamali obowiązujące procedury związane z ustawą o policji, w odpowiedzi policjanci donieśli na niego do prokuratury, oskarżając go o słowne znieważenie podczas wykonywania czynności służbowych.
Jak wynika z akt śledztwa, do których dotarł "Nasz Dziennik", wiarygodność oskarżających Tomczaka funkcjonariuszy jest praktycznie żadna; zeznania, które złożyli, są w dużej części sprzeczne. Mimo to wszczęto śledztwo zakończone skierowaniem aktu oskarżenia do sądu. Śledztwo i związany z tym proces budzą jednak spore - i w świetle dokumentów, do których dotarliśmy - uzasadnione wątpliwości członków Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego.
- Zwróciłem się do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego o to, by w celu zagwarantowania prawidłowości postępowania objął je osobistym nadzorem - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Tadeusz Zwiefka wybrany do Parlamentu Europejskiego z list Platformy Obywatelskiej. Zdaniem eurodeputowanego, pojawiające się w tej sprawie publikacje w niektórych mediach przesądzające praktycznie o winie Witolda Tomczaka mogą mieć wpływ na przebieg postępowania. - Naciski medialne, sugestie w tej sprawie są tak duże, że mogą mieć wpływ na decyzję sądu - uważa Zwiefka, do niedawna jeden z najbardziej popularnych prezenterów TVP 1 i były szef lokalnych ośrodków TVP w Poznaniu i w Szczecinie.
- W czasie kiedy Komisja Prawna Parlamentu Europejskiego zajmowała się sprawą immunitetu pana posła Witolda Tomczaka, dotarliśmy do pewnych faktów, które budzą nasze wątpliwości. Dlatego zwróciliśmy się w ubiegły piątek do pana ministra Ćwiąkalskiego o przeniesienie procesu do innego sądu - mówi eurodeputowany Marek Czarnecki, prowadzący również praktykę adwokacką w międzynarodowej kancelarii prawniczej Ole Nielsen & Partners.

Zmienia się rząd, prokuratura zmienia zdanie?
W trakcie dziennikarskiego śledztwa udało nam się dotrzeć do materiałów, w tym również dokumentów procesowych, które mogą potwierdzać wątpliwości członków Komisji Prawnej Parlamentu Europejskiego co do rzetelności prowadzonego przeciwko Tomczakowi postępowania. Wątpliwości dotyczą przede wszystkim niektórych działań warszawskiej prokuratury prowadzącej śledztwo w sprawie rzekomego znieważenia funkcjonariuszy policji i pozwalają na publiczne zadanie pytania: dlaczego prowadzący postępowanie prokurator Adam Woźny z Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga Północ niespodziewanie zmienił własne orzeczenie w tej sprawie i jaki wpływ na to miała polityczna zmiana, jaka w tym czasie zaszła w Ministerstwie Sprawiedliwości? 1 lutego 2001 roku warszawski śledczy badający sprawę rzekomego znieważenia przez Tomczaka funkcjonariuszy policji: Jacka Bałamącka i Sławomira Marka, wydaje decyzję o umorzeniu postępowania w tej sprawie. Uzasadnienie decyzji jest miażdżące. Tak dla samych rzekomo pokrzywdzonych policjantów, jak i ich kolegów, świadków zdarzenia. Śledczy wskazał, że świadkowie nie pamiętają wulgaryzmów, jakimi podobno miał ich obrzucić parlamentarzysta, choć od zdarzenia do chwili przesłuchania nie minął nawet miesiąc, a ich zeznania są wzajemnie sprzeczne. "Brak jest jednoznacznych dowodów na to, że Witold Tomczak w dniu 26 września 1999 roku dopuścił się zarzucanych mu czynów" - napisał prokurator Adam Woźny.

Świadkowie wyparowali?
Zaledwie kilka miesięcy później zmienił jednak zdanie i 15 października 2001 roku skierował akt oskarżenia przeciwko Tomczakowi. W uzasadnieniu całkowicie zaprzeczył swojej wcześniejszej decyzji, uznając zeznania funkcjonariuszy za wiarygodne. Co ciekawe jednak - o ile wcześniejszą decyzję o umorzeniu postępowania prokurator oparł przede wszystkim na zeznaniach tzw. świadków obiektywnych, m.in. przypadkowych przechodniów będących na miejscu zdarzenia, którzy dementowali policyjne informacje, o tyle w decyzji o skierowaniu do sądu aktu oskarżenia przeciw Tomczakowi nie ma nawet śladu po wyjaśnieniach tychże świadków. Paulina T., Bronisława G., Halina Ś. i Małgorzata W., które w prokuraturze zeznawały - co przyznawał w swojej decyzji jeszcze w lutym 2001 r. sam Woźny - że "zdarzenie przebiegało dość spokojnie, policjant poprosił o dokumenty, kierowca nie odpowiedział, a następnie został siłą wyprowadzony z samochodu", z październikowej decyzji śledczego nagle dosłownie wyparowały, jakby nigdy nie istniały (sic!).

Bo moment był inny?
Dlaczego Woźny zmienił zdanie? - To jest sprawa prokuratora. Proszę przeczytać uzasadnienie decyzji, ona zawiera przemyślenia autora tych orzeczeń. Cóż mogę powiedzieć. Widocznie w innym momencie inaczej ocenił ten materiał dowodowy - mówi prokurator Paweł Śledziecki, naczelnik Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga Północ.
Jednak jak ustaliliśmy, od lutego do października 2001 roku nie pojawili się nowi świadkowie mogący rzucić nowe światło na sprawę. Przeprowadzono eksperyment procesowy, który miał uwiarygodnić zeznania samych policjantów, ale też nie doprowadził do zanegowania zeznań "świadków obiektywnych". Jedyna istotna zmiana, jaka zaszła w tym okresie, to zmiana partii rządzącej. 23 września 2001 roku wybory wygrał kierowany przez Leszka Millera Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dwa tygodnie później prokuratura zmieniła zdanie w sprawie dotyczącej posła AWS.

Prokurator odszedł
Prowadzący w 2001 roku sprawę Witolda Tomczaka prokurator Adam Woźny już nie pracuje w warszawskiej prokuraturze rejonowej. Uważany był za jednego z najlepszych śledczych, ale jego praca budziła też liczne kontrowersje. Kiedy zajmował się ściganiem handlarzy narkotyków na Mokotowie, dziewczyna narkomana, którego zatrzymał, pomówiła go o przyjęcie 500--złotowej łapówki. Później wycofała swoje - jak się okazało - nieprawdziwe doniesienie, ale wątpliwości pozostały. Oskarżał również w głośnej sprawie zamordowania w 2001 roku w Warszawie czteroletniego Michałka. Ale oskarżoną przez niego o współudział i pierwotnie w 2002 roku skazaną na 25 lat więzienia matkę dziecka Barbarę S. po apelacji w 2004 roku sąd uniewinnił, uznając, że nie ma żadnych dowodów na jej udział w przestępstwie. W 2005 roku prokurator apelacyjny Zygmunt Kapusta zablokował awans Woźnego na kierownika wydziału, a ten krótko później odszedł z pracy w prokuraturze.
Nam udało się go odnaleźć dzięki pomocy Naczelnej Rady Adwokackiej. Dziś były już prokurator Adam Woźny pracuje jako adwokat, prowadzi kancelarię adwokacką w Rykach na Lubelszczyźnie. Sprawę Tomczaka pamięta.
- Najkrócej, jeżeli tak można ująć, na zmianę stanowiska wpłynął eksperyment procesowy, który został wykonany w tym czasie. Nawet dzisiaj w swojej pracy jako adwokat spotykam się z sytuacją, w której prokuratura najpierw umorzyła sprawę, po czym, po wykonaniu pewnych czynności, skierowała akt oskarżenia - mówi "Naszemu Dziennikowi" Adam Woźny.
Zapewnia, że w sprawie nie było żadnych nacisków politycznych i że z takimi nie zetknął się w trakcie pracy prokuratorskiej. Ale zdaniem samych eurodeputowanych, tylko pełny nadzór resortu sprawiedliwości i przeniesienie postępowania do innego miasta pozwolą rozwiać wątpliwości dotyczące politycznych przesłanek całej sprawy. Jedno jest pewne, dzisiejszy proces najprawdopodobniej i tak się nie rozpocznie.
- Wniosę o zniesienie terminu. Dopiero co zostałem ustanowiony i nie zdążyłem zapoznać się z aktami - powiedział nam mecenas Michał Król, adwokat europosła Witolda Tomczaka.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2008-04-11

Autor: wa