Świadectwo i testament Polski Walczącej
Treść
Grypsy Łukasza Cieplińskiego z celi śmierci
Wieczorem 1 marca 1951 r. w głównej katowni bezpieki, w więzieniu mokotowskim przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, zostało straconych z wyroku komunistycznej władzy siedmiu członków IV Zarządu Głównego podziemnej organizacji niepodległościowej "Wolność i Niezawisłość" z prezesem Łukaszem Cieplińskim na czele.
Podpułkownik Łukasz Ciepliński ps. "Pług" był nietuzinkową postacią obu okupacji: niemieckiej i sowieckiej. Już w 1939 r. jako młody 26-letni podporucznik dowodząc kompanią 62. Pułku Piechoty miał zostać odznaczony na polu bitwy przez gen. T. Kutrzebę orderem Virtuti Militari. Po przegranej kampanii wrześniowej nie zaakceptował pójścia do oflagu, chciał za wszelką cenę walczyć dalej. Wraz z dwoma oficerami przekroczył "zieloną granicę" i zameldował się w Budapeszcie, gdzie przeszedł szkolenie konspiracyjne i został nominowany do tworzenia zrębów konspiracji na terenie Rzeszowszczyzny. W drodze powrotnej do Polski na początku 1940 r. został przypadkowo, pod przybranym nazwiskiem aresztowany i następnie osadzony w więzieniu w Sanoku, skąd wkrótce w brawurowy sposób uciekł. Jego wybitne zdolności w organizowaniu struktur ZWZ, a następnie AK znalazły odzwierciedlenie w raportach Okręgu Krakowskiego, który uznawał kierowany przez porucznika, a później kapitana i majora Inspektorat za najlepszy na swoim terenie. Silna wola, roztropność, wyobraźnia oraz krańcowa determinacja, którą narzucał swoim podwładnym w przestrzeganiu zasad konspiracji, pozwoliły na uniknięcie większych wsyp w okresie całej okupacji.
Oto jak wspomina swojego dowódcę mieszkający obecnie w Londynie płk Mieczysław Wałęga ps. "Jur" - ówczesny szef wywiadu i kontrwywiadu Inspektoratu AK Rzeszów: "Ciepliński pomimo młodego wieku i praktycznie niewielkiego stażu w dowodzeniu okazał się wybitną jednostką. Potrafił się doskonale kamuflować i z tą samą żelazną dyscypliną wymagał tego od innych. Z całą bezwzględnością ścigał kolaborantów i zdrajców Ojczyzny, chociaż z drugiej strony, był jednocześnie człowiekiem ciepłym i głęboko wierzącym, bowiem często można go było spotkać na porannych Mszach Świętych w kościele Bernardynów w Rzeszowie". Podobnie scharakteryzował go Jan Jędrzejowicz, kolejny bliski współpracownik z czasów okupacji niemieckiej, współdziałający z nim w wywiadzie AK oraz w tajnej organizacji ziemian kryptonim "Uprawa", stwierdzając: "Rozmawiał zawsze krótko i zasadniczo, a pomimo miłego obejścia, czuło się wobec niego respekt".
Dzięki pracy Cieplińskiego i jego podwładnych Inspektorat Rzeszowski AK przekazał na Zachód informacje wywiadowcze na temat planowanego w czerwcu 1941 r. przez Niemcy ataku na Związek Sowiecki oraz raporty wspomnianego wyżej "Jura" na temat prób z bronią V na poligonie w Bliźnie.
Z chwilą wkroczenia Sowietów na Rzeszowszczyznę "Pług" nie ugiął się pod presją byłego dowódcy Podokręgu płk. K. Putka ps. "Zworny", który pod karabinami nowej, obcej władzy chciał odtwarzać z żołnierzy Armii Krajowej dywizję piechoty współpracującą z Armią Czerwoną. Ciepliński przejął dowodzenie całością sił Podokręgu, zreorganizował struktury konspiracyjne i skutecznie przeciwdziałał ujawnieniu i wcieleniu do ludowego wojska setek żołnierzy i oficerów, których dalszy los w świetle wcześniejszych sowieckich działań na Wołyniu czy Wileńszczyźnie byłby łatwy do przewidzenia.
Ostatnia walka
Formalny koniec wojny w maju 1945 r. zastał "Pługa" w konspiracji antykomunistycznej na terenie Krakowa. Były inspektor rzeszowski rozwiązanej wcześniej Armii Krajowej podjął swoje ostatnie polityczno-wojskowe wyzwanie.
Początkowo zaangażował się w "NIE", a potem został komendantem Delegatury Sił Zbrojnych w Krakowie. Od września był czołową postacią powstałego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", kierującego się zasadą "walki bez przemocy". Po aresztowaniach kolejnych zarządów został jej ostatnim (niekontrolowanym przez UB), czwartym prezesem. Do grona swoich najbliższych współpracowników włączył swoich przyjaciół i podwładnych ze sprawdzonej rzeszowskiej konspiracji. Część z nich na jego polecenie wyjechała z kraju, m.in. J. Maciołek ps. "Żuraw", późniejszy szef delegatury zagranicznej WiN, pozostali zaś: A. Lazarowicz, M. Kawalec, J. Rzepka, F. Błażej, J. Batory, K. Chmiel i L. Kubik objęli kluczowe stanowiska w kraju. Z Cieplińskim podjął współpracę przybyły z Londynu Jerzy Woźniak ps. "Jacek" - były żołnierz AK z Rzeszowa, później aresztowany i skazany na karę śmierci, a następnie ułaskawiony (w latach 90. wiceminister Urzędu do Spraw Kombatantów), który przekazał decyzję o konieczności rozwiązania struktur.
Ze szczególną zaciętością UB poszukiwało kierownictwa organizacji z uwagi na przesyłane i upubliczniane na Zachodzie opracowania dotyczące okupacji sowieckiej za żelazną kurtyną. Przykładem heroicznej pracy całego WiN pod kierownictwem Cieplińskiego jest przygotowanie i przemycenie, dzięki współpracy z ambasadą belgijską, memoriału na temat sytuacji w Polsce, który trafił m.in. do przewodniczącego Zgromadzenie Ogólnego ONZ oraz innych wpływowych osób.
W październiku 1947 r. pod wpływem kolejnej fali aresztowań prezes zdecydował o zamrożeniu kontaktów konspiracyjnych i likwidacji szerokich struktur istniejącej organizacji liczącej w tym okresie, pomimo skuteczności bezpieki, jeszcze co najmniej kilkuset członków. Jednak wszystkie zabiegi były spóźnione, pętla UB wokół kierownictwa Zrzeszenia zacisnęła się dwa miesiące później. Większość IV Zarządu Głównego WiN została osadzona w areszcie pod koniec 1947 r. i następnie przeszła okrutne śledztwo z wykorzystaniem środków psychotropowych. Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie Ciepliński został w październiku 1950 r. skazany na pięciokrotną karę śmierci, utratę praw publicznych na zawsze i przepadek mienia. Na śmierć, według komunistycznego wymiaru "sprawiedliwości" oraz odmawiającego ułaskawienia B. Bieruta, zasłużyło także 6 jego współpracowników. W sentencji napisano: "Nielegalny związek WiN był organizacją zbrodniczą, stworzoną przez sanacyjno-obszarniczą klikę, powołaną do walki z wyzwoloną klasą robotniczą i chłopstwem - organizacją stworzoną do walki ze Związkiem Radzieckim. (...) Wszyscy oskarżeni w powyższej sprawie są typowymi przedstawicielami obozu reakcji i wstecznictwa, złożonego z ludzi wyzbytych wszelkich skrupułów, pozbawionych jakichkolwiek ideowych pobudek działania, ludzi, którzy w zaciekłej ślepej nienawiści do Związku Radzieckiego, Polski Ludowej i całego obozu demokracji i postępu, nie cofają się przed żadną zbrodnią, bez wahania dopuszczają się zdrady własnej Ojczyzny i wysługują się jawnym wrogom kraju - podejmując się najbrudniejszej roboty w zakresie dywersji i szpiegostwa". Po rozprawie wszyscy członkowie IV Zarządu Głównego przebywali w dużej, osiemdziesięcioosobowej celi więzienia na warszawskim Mokotowie. Ponad połowa w niej przebywających miała zasądzony wyrok śmierci i oczekiwała na jego wykonanie. Byli wśród nich zasłużeni żołnierze AK, WiN oraz innych antykomunistycznych organizacji konspiracyjnych, m.in. grupa oficerów Okręgu Wileńskiego AK z ppłk. Antonim Olechnowiczem "Pohoreckim", mjr. Zygmuntem Szendzielarzem "Łupaszką" oraz kpt. Gracjanem Frogiem "Szczerbcem" na czele. Według wspomnień jednego z więźniów, grupa WiN-owców starała się trzymać razem, otaczając opieką zmaltretowanych w śledztwie kolegów, Łukasza Cieplińskiego oraz Franciszka Błażeja. Postacią wiodącą wśród nich był ten pierwszy - wyróżniający się skromnością, opanowaniem oraz wielkością ducha.
Wiara, miłość i oddanie ideałom
Oczekujący na swój los, Ciepliński pisał w grypsach do obecnej na jego procesie żony Jadwigi: "Wisiu, siedzę w celi śmierci. Śmierci nie boję się zupełnie. Żal mi tylko Was, sieroty moje najdroższe (...). Wiem, że myślą, sercem i modlitwą jesteś stale przy mnie. ODCZUWAM TO. Widzę wówczas Twoją zbolałą buzię na procesie. Ty znasz mnie najlepiej, dlatego musiałaś boleć słysząc te kłamliwe, prowokacyjne i krzywdzące mnie zarzuty. Bądź Wisiu dzielna. Przejdź nad cierpieniem z godnością i spokojem i wiarą w sprawiedliwość Bożą. Tylko nam ona została. Cel Twój i zadanie to Andrzejek i wierzę, że go wychowasz na człowieka, na Polaka i na katolika, że przekażesz mu swoje wartości duchowe i silnie zwiążesz ze mną i ideą, dla której żyłem".
Nie zdążył przed aresztowaniem nacieszyć się jedynym synem Andrzejem, a miał wobec niego tak wiele planów: "Widzisz Synku - z Mamusią modliliśmy się zawsze, byś wyrósł ku chwale idei Chrystusowej, na pożytek Ojczyźnie i nam na pociechę. Chciałem służyć Tobie swoim doświadczeniem. Niestety to może moje ostatnie do Ciebie słowa. W tych dniach mam zostać zamordowany przez komunistów za realizowanie ideałów, które Tobie w testamencie przekazuję. O moim życiu powie Tobie Mamusia, która zna mnie najlepiej. W tej ciężkiej dla mnie godzinie życia świadomość, że ofiara moja nie pójdzie na marne, że niespełnione sny i marzenia nie zamknie nieznana mogiła, ale że będziesz je realizował Ty, jest dla mnie wielkim szczęściem. Będę umierał w wierze, że nie zawiedziesz nadziei w Tobie pokładanych. Do serca Cię tulę i błogosławię. Bóg z Tobą".
Z celi śmierci mokotowskiego więzienia grypsy, których część jest tutaj przywoływana, zostały wyniesione (zaszyte) w ubraniu przez współwięźnia Ludwika Kubika, któremu karę śmierci zamieniono na dożywotnie odosobnienie. W 1957 r. został zwolniony i dzięki temu część osobistych notatek Cieplińskiego się zachowała. Kilkanaście z nich dotarło później aż do Londynu i były tam przechowywane przez ponad 15 lat u państwa Wałęgów. Dwa lata temu, dzięki ich uprzejmości, zostały przekazane do Polski.
Grypsy więzienne są w założeniu źródłem specyficznym i wyjątkowym. Te pisane przez więźniów politycznych w okresie stalinowskim to dokumenty szczególnie poruszające. Przeszmuglowane i zachowane do dzisiaj to rzadkość, zaś cała ich kolekcja - ocalona przed podstawionymi konfidentami w celi i czujnością funkcjonariuszy więziennych - to ewenement źródłowy i historyczny. Ponadto jeśli są to grypsy pisane przez osobę skazaną na karę śmierci, jedną z legend wojennej i powojennej polskiej konspiracji niepodległościowej, to mamy do czynienia nie tylko z poruszającym, choć kolejnym źródłem historycznym, ale i z relikwią marzenia o wolności. Te grypsy są równocześnie świadectwem życia i testamentem patrioty do końca wierzącego w wartości, o które walczył oraz w których obronie składał najwyższą ofiarę.
Wyjątkowy w tym wymiarze jest jeden z grypsów napisany 20 stycznia 1951 r. do syna. Ojciec pisał w nim o ideałach, którymi się przez lata kierował: "Andrzejku! Pamiętaj, że istnieją tylko trzy świętości: Bóg, Ojczyzna i Matka". W kolejnym grypsie dopowiadał: "Ja odchodzę - Ty zostajesz, by w czyn wprowadzać idee ojca. - Andrzejku: celami Twego życia to:
a) służba dobru, prawdzie i sprawiedliwości oraz walka ze złem,
b) dążenie do rozwiązywania bieżących problemów - na zasadach idei Chrystusowej. W tym celu realizować je w życiu i wprowadzać w czyn,
c) służba Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu".
Łukasz Ciepliński, będąc świadom okoliczności i zbliżającej się nieuchronnie śmierci, przekazywał w grypsach także niezrealizowane przez siebie zadania. "Andrzejku! W trakcie okupacji niemieckiej dowodziłem inspektoratem rzeszowskim. Podlegało mi około 20000 ludzi. Wielu z nich zginęło w walce o Polskę i o duszę Narodu Polskiego, wielu jest mordowanych obecnie. W pracy i walce widziałem tak wielkie umiłowanie Ojczyzny, bohaterstwo i bezgraniczne poświęcenie i oddanie Sprawie, że ze wzruszeniem myślę o nich i Bogu dziękuję, że pozwolił dowodzić mi synami bohaterskiej ziemi Rzeszowskiej. Chciałem opisać ich sylwetki i czyny, by nie poszły w zapomnienie i przekazać je historii. Ponieważ nie będę już mógł tego zrobić, na Ciebie spada ten obowiązek".
Jednocześnie pozostającym przy życiu przyjaciołom powierzył bezpieczeństwo i przyszłość swojej rodziny:
"Do Braci! Walczyliśmy wszyscy za Polskę. Dzisiaj umierał będę za Nią. Zostaje Andrzejek. To nasza krew i Wasz Syn, Wy - jego ojcowie. Musicie zastąpić mnie dziecku. Zrobili ze mnie zbrodniarza. Prawda jednak wkrótce zwycięży. Nad światem zapanuje idea Chrystusowa, Polska niepodległość odzyska - a człowiek pohańbioną godność ludzką - odzyska. Żegnam Was i przez Was Wasze Żony".
Obawy Łukasza Cieplińskiego były uzasadnione. Żona Jadwiga z 3-letnim synem po jego śmierci zostali pozbawieni środków do życia i przez wiele lat żyli w skrajnej nędzy. W kraju, z uwagi na przeszłość straconego oraz nieustanną inwigilację, zostali praktycznie zapomniani; większość dawnych przyjaciół obawiała się utrzymywać z nimi jakiekolwiek kontakty. Przez kilkanaście lat wsparciem materialnym służyła im Fundacja im. Lanckorońskich oraz mieszkający do dzisiaj w Londynie Jan Jędrzejowicz z żoną Zofią. Dopiero po 1981 r. do pomocy, wtedy już samotnej wdowie, włączyły się inne osoby i instytucje.
Ciepliński, mając na uwadze zbliżającą się egzekucję oraz przewidując późniejsze działania bezpieki, która ukrywała ciała zamordowanych, by utrudnić rodzinie ewentualną pośmiertną identyfikację, miał tuż przed wykonaniem wyroku połknąć noszony na szyi srebrny medalik z wizerunkiem Matki Bożej. To Maryi zawierzył swoją przyszłość, rodzinę oraz przyjaciół z konspiracji. Modlił się i pisał: "Cieszę się, że doczekałem dnia dzisiejszego i miesiąca Matki Bożej. Wierzę, że gdy mnie w nim zamordują, zabierze moją duszę Królowa Polski do swych niebieskich hufców - bym mógł Jej dalej służyć i bezpośrednio meldować o tragedii mordowanego przez jednych, opuszczonego przez pozostałych Narodu Polskiego".
Egzekucja
Ostatnie chwile idących na śmierć członków IV Zarządu Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" opisał Mieczysław Chojnacki. "1 marca 1951 roku w godzinach popołudniowych zburzono nasz świat zamknięty w czterech ścianach. Oddziałowy, stojąc w otwartych drzwiach odczytał z listy nazwiska osób mających przygotować się do wyjścia. Wyczytani, a było 7-8 więźniów, zaczęli zbierać skarbowe rzeczy im przydzielone i swoje osobiste drobiazgi, robiąc z tego węzełki. Znajomi i mniej znajomi zamieniali z sobą słowa pożegnania, gdyż wyglądało, że biorą ich w transport, to znaczy wywożą do więzienia karnego, ale wśród tych kilku wyczytanych byli dwaj koledzy z Czwartej Komendy WiN. Nie pamiętam którzy, w każdym razie z wyrokami śmierci, bo o zmianie wyroku nie byli dotychczas powiadomieni. Wielu z nas powzięło podejrzenia o zmasowanej brance na egzekucję. Nawet wśród pozostałych na razie oficerów WiN też uznano taką możliwość. Nie trwało długo, gdy oddziałowy wezwał ich do wyjścia i grupa więźniów wyszła na korytarz. Nim jednak stalowe drzwi zatrzaśnięto, stwierdziliśmy na korytarzu obecność kilku strażników. Wkrótce po tym oddziałowy znowu odczytał z listy nazwiska kilku osób, aby z rzeczami osobistymi i skarbowymi przygotowali się do wyjścia. Między wyczytanymi znalazł się także ppłk Łukasz Ciepliński 'Pług' - prezes Czwartej Komendy WiN. Pamiętam, gdy stał w grupce więźniów, wśród których byłem i ja, mówiąc powoli i dobitnie, że gdy spostrzeże, iż zanosi się na egzekucję, wówczas połknie srebrny medalik z wizerunkiem Matki Boskiej. Żegnając nas, jeszcze się zwracał o zapamiętanie tego, co zamierza uczynić z medalikiem. Po paru minutach i drugiej grupy kolegów nie było między pozostałymi w celi. Za jakiś czas oddziałowy, pełniący też obowiązki klucznika, polecił trzeciej grupie przygotować się i spakować 'dobytek' więzienny. W tej grupie, złożonej z sześciu-siedmiu ludzi, znalazł się mjr Adam Lazarowicz 'Klamra', ten sam, który obdarzył mnie swoim zaufaniem, polecając zawiadomić jego rodzinę w wypadku, gdybym nabrał przekonania o śmierci majora. I teraz także zbliżył się do mnie ze słowami pożegnania i przypomnienia zobowiązania, jakie przyjąłem. Ja natomiast dałem słowo honoru, że gdy przeżyję, o wszystkim powiadomię jego rodzinę.
Całkowitej pewności, że tylko zabierają ludzi w transport, a nie na egzekucję, nikt z więźniów nie miał, nauczyliśmy się nie ufać tym zdradzieckim wrogom. Kilka chwil oczekiwania i grupa, w której był major 'Klamra', opuściła celę, wychodząc na korytarz. W charakterystyczny sposób stukały ich drewniaki, gdy szli korytarzem do wyjścia na klatkę schodową. Odgłos ich kroków oddalał się, aż ucichł zupełnie. Wydaje mi się, że zabrano z celi jeszcze czwartą grupę więźniów i w tej także znalazł się któryś z oficerów Czwartej Komendy WiN. Zabrano z celi śmierci tego popołudnia około połowy jej stanu, tak że pomieszczenie wydawało się mocno wyludnione. (...) Zrozumiały był więc nastrój niepokoju o los osób, które znaliśmy i cenili. Z rozstrzygnięciem i tak musieliśmy czekać do wieczornego apelu, a przez czas, który do niego pozostał, w małych grupkach rozważaliśmy, co może czekać ich tam, na dole w piwnicach.
Po kolacji, jak zwykle w niedługi czas, odbył się apel, ale go nie przedłużano i polecono nam kłaść się spać. Jak już wspomniałem, w drugiej połowie lutego otrzymaliśmy metalowe łóżka i ustawiono je na trzech poziomach. Moje posłanie znajdowało się na trzecim najwyższym poziomie i od skraja było pierwsze, o dwa metry, nie więcej, od okna i kibla. Miejsce to stanowiło świetny punkt obserwacyjny, dający w pozycji leżącej dobry wgląd na dziedziniec więzienny. Obok mnie swoje posłanie miał Maciek Jeleń lub Romek Woźniacki, poniżej nas, na drugim poziomie, też dwie pary oczu czujnie wpatrywały się w ponurą scenerię, którą tworzyły budynki więzienia z czerwonej cegły, otaczające oświetlony placyk. Raptem nocny krajobraz ożywił się kilkoma postaciami ludzkimi, które rozdzieliły się, ustawiając pod murami budynków. Rozpoznaliśmy w nich uzbrojonych strażników. Po chwili, jak zwykle w takich okolicznościach, przemierzył dziedziniec naczelnik więzienia ze swoim pocztem. Patrzyłem na te przygotowania ze ściśniętym sercem. Zaraz dwaj funkcjonariusze więziennictwa z łaźni wynieśli złożone nosze, udając się pospiesznie do ukrytego przed moim wzrokiem miejsca kaźni. (...) Wreszcie pojawiła się też ekipa trzech eskortujących więźnia morderców. Szli szybko ze swą ofiarą, znikając za magazynem mundurowym. Po chwili padł strzał.
Pierwszy z zamordowanych był niewysoki, a takim wzrostem i przeciętną postawą podobnych do siebie było dwóch wśród Winowców: Łukasz Ciepliński i Józef Rzepka. Ale nie mogłem ustalić, który z nich zginął pierwszy. Z przykrością muszę podać, że dziś nie potrafię podać kolejności, w jakiej żołnierze WiN byli tego wieczoru zamordowani. Jednakże pięciu z nich rozpoznaliśmy na pewno".
O pamięć i godność
Przygotowany na śmierć Łukasz Ciepliński stawiał pytania o sens ofiary i przyszłość Ojczyzny, gdy pisał:
Ból spędza sen z oczu, mózg szarpie i siły,
- czy sny niespełnione powstaną z mogiły
- czy drogiej idei dni wstaną mocarne
- czy nasze ofiary nie pójdą na marne.
I dalej odpowiadał sobie: "Wierzę - nie pójdą, sny wstaną, syn zastąpi ojca (...). Wierzę bardziej niż kiedykolwiek, że Chrystus zwycięży, Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona".
Dzisiaj możemy już powiedzieć, że ofiary złożone przez pokolenie II RP nie poszły na marne. Czterdzieści lat po tragicznej śmierci ostatniego prezesa Zrzeszenia WiN Polska odzyskała niepodległość. Nowe pokolenia Polaków rodzą się już w wolnym państwie.
Łukasz Ciepliński pozostawił jeszcze jedną, ostatnią swoją wolę, wyznaczając do jej wypełnienia swojego jedynego syna. Niestety zmarł on przedwcześnie w latach 70. i nie mógł zadośćuczynić prośbie ojca, który pisał w jednym z ostatnich grypsów przed śmiercią:
"Odbiorą mi tylko życie. A to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą, jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że idea Chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. To moja wiara i moje wielkie szczęście. Gdybyś odnalazł moją mogiłę, to na niej możesz te słowa napisać. Żegnaj mój ukochany. Całuję i do serca tulę. Błogosławię i Królowej Polski oddaję. Ojciec".
Podpułkownik Łukasz Ciepliński został pochowany w nieznanym miejscu w Warszawie. Do dziś nie odnaleziono jego mogiły. Nam pozostało do wykonania to jedno zobowiązanie: przywracać bohaterom tamtego pokolenia pamięć i godność.
Elżbieta Jakimek-Zapart
IPN Kraków
Autorka jest biografem Łukasza Cieplińskiego oraz uczestniczy w badaniach mających na celu ustalenie miejsca jego pochówku oraz innych ofiar reżimu komunistycznego w Polsce. Zwraca się z apelem do Czytelników o przekazywanie informacji na ten temat bezpośrednio do IPN lub za pośrednictwem redakcji "Naszego Dziennika".
"Nasz Dziennik" 2007-05-02
Autor: wa