Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sukces paryskiego Marszu dla Życia

Treść

Biel i czerwień zalały w niedzielne popołudnie ulice Paryża. Blisko 30 tys. mieszkańców Francji i gości przybyłych z zagranicy przeszło w pokojowym marszu, domagając się zdelegalizowania aborcji. Podobne manifestacje odbyły się mniej więcej w tym samym czasie również w San Francisco i w Waszyngtonie.

W wyniku aborcji, według oficjalnych statystyk, każdego roku tylko we Francji ginie 220 tys. dzieci. Aborcja powoduje też degradację psychiczną matek, "które nie miały innego wyboru".
- Biel jest symbolem niewinności, czerwień zaś kojarzy się z życiem. Dlatego zdecydowaliśmy się na wybór tych właśnie kolorów, by dodatkowo podkreślić wymowę marszu - tłumaczyli organizatorzy wydarzenia, które już po raz ósmy zmobilizowało środowisko obrońców życia do publicznej manifestacji. Jej nieoficjalny początek nastąpił w sobotni wieczór w kościele św. Franciszka Ksawerego, gdzie pod przewodnictwem ks. Patricka Chauveta i o. Lecocqa odbyło się czuwanie w intencji ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Nabożeństwo nieoficjalnie łączyło się z marszem, ponieważ ten z założenia ma być bezwyznaniowy, a przez to zachęcać do uczestnictwa nie tylko katolików, ale i wyznawców innych religii. Jednak jak można się domyślać, przeważającą część uczestników stanowią co roku właśnie katolicy. Poparcie dla akcji wyraziło w tym roku 32 biskupów. Trzech z nich osobiście uczestniczyło w pochodzie obok wielu księży przybyłych na czele swoich parafian.
W wydarzeniu, które odbyło się na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi, a w dalszej kolejności parlamentarnymi, wzięli udział również przedstawiciele świata polityki, m.in. Christine Boutin, kandydatka Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej (PDC) na fotel prezydencki, oraz Carl Lang, kandydat Unii Prawicy Narodowej (UDM). Jednak nie wszyscy obecni na marszu politycy w pełni popierają postulaty delegalizacji aborcji. Boutin powiedziała np. dla "Le Point": "Nie popieram kwestionowania prawa do aborcji. Chciałabym natomiast, żeby funkcjonowały domy dla kobiet w trudnej sytuacji, by realizowano politykę rodzinną, która byłaby dużo bardziej otwarta na życie, niż jest obecnie". Drugi z kandydatów na prezydenta, Lang, jest za bezwarunkową ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Co roku bierze udział w marszu i wzywa do udziału w nim swoich sympatyków.

Media a rzeczywistość
Stało się już niemal europejską tradycją, że przy tego typu okazjach, kiedy ludzie wyrażają poparcie dla cywilizacji życia, gazety drastycznie pomniejszają liczbę manifestujących. Tak stało się również i w tym przypadku. Przykładowo portal dziennika "Le Parisien" podał, że w Paryżu na dorocznym marszu zebrało się niespełna tysiąc przeciwników "przerywania ciąży". Nieco hojniej wydarzenie potraktowała agencja AFP pisząca o blisko 7 tys. uczestników. Organizatorzy zaś szacują liczbę obecnych na 30 tys. osób. Co bardzo cieszy - większość z przybyłych to młodzi oraz rodziny z dziećmi. Oprócz mieszkańców Francji pojawili się także m.in. goście z Belgii, Niemiec, Włoch, Holandii, Rumunii, a nawet z Republiki Południowej Afryki.
Oczywiście swojego oburzenia marszem nie kryli zwolennicy obecnego status quo, którzy w ubiegłym tygodniu nawoływali do kontrmanifestacji. W rozpowszechnianych ulotkach członkowie federacji Solidaires Paris - przerażeni wzrostem świadomości społecznej na temat zbrodniczości aborcji - napisali, że społecznym obowiązkiem jest przeciwstawić się "ekstremistom", "katolickim fundamentalistom", "faszystowskim zbirom", "najzacieklejszym wrogom postępu społecznego i emancypacji kobiet", którzy poprzez swoje antyaborcyjne podejście wyrażające się organizacją Marszu reprezentują "ciemnogród" podważający "prawo kobiet do dysponowania swoim ciałem". Zdaniem przedstawicieli środowisk proaborcyjnych, we Francji podejmowanych jest obecnie coraz więcej działań "godzących w prawo do aborcji", co budzi ich dodatkowy niepokój, ponieważ - jak piszą - "rząd nie reaguje". Autorzy odezwy obawiają się również, że w przyszłości mogą zostać zrealizowane żądania wynagrodzeń dla kobiet zajmujących się dziećmi w domu, co "zniweczyłoby dziesiątki lat walk o równouprawnienie". Poza tym uważają, że środowiska pro-life stanowią jawne "zagrożenie dla sprawiedliwości społecznej".
Mimo dramatycznych apeli "obrońców wolności", jak nazywają siebie grupy promujące kulturę śmierci, Marsz odbył się bez problemów, w pokojowej atmosferze, a organizatorzy - podniesieni na duchu liczbą uczestników - zaprosili już na kolejny ogólnonarodowy Marsz dla Życia, który odbędzie 20 stycznia 2013 roku.

Anna Bałaban

Nasz Dziennik Wtorek, 24 stycznia 2012, Nr 19 (4254)

Autor: au