Sukces mimo trudności
Treść
W czasie kampanii prezydenckiej, a także już po wyborze Lecha Kaczyńskiego jego krytycy podkreślali brak doświadczenia międzynarodowego i wieszczyli klęskę jego polityki zagranicznej. Oczywiście, nie jest ona wolna od potknięć, ale trzeba przyznać, że pierwsza robocza wizyta, i to w tak trudnym kraju jak USA, wypadła znakomicie.
Przed przybyciem do Waszyngtonu Kaczyński mówił, że głównym celem wizyty będzie poznanie się obu przywódców.
Prezydencki minister Andrzej Krawczyk zwrócił uwagę, że przywódcy obu państw wyraźnie przypadli sobie do gustu, czego wyrazem było "niestandardowe oprowadzenie po Białym Domu" Lecha Kaczyńskiego przez George'a W. Busha. W relacjach z rozmów przywódców w Gabinecie Owalnym pojawiały się stwierdzenia, że Kaczyński "zdobył" Busha wręczonym mu podarunkiem. Był to jeden z oryginalnych plakatów "Solidarności" z 1989 roku.
Po raz pierwszy polski prezydent rozmawiał w Białym Domu o bezpieczeństwie energetycznym. Zaskakująca była też reakcja Busha, który natychmiast zorganizował rozmowy odpowiednich ministrów na ten temat. Wymowny jest również fakt, że w czasie gdy polski prezydent potwierdzał sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, w polskiej polityce zagranicznej pojawił się mocny sygnał o poprawie stosunków z Rosją. Także wiceminister gospodarki Piotr Naimski powiedział po swoich rozmowach w Waszyngtonie, że plany dywersyfikacji dostaw ropy czy gazu nie są wymierzone w naszego wschodniego sąsiada.
Podczas konferencji prasowej w Warszawie, zorganizowanej na lotnisku tuż po przylocie z USA, prezydent zaznaczył, że jest jeszcze za wcześnie na rozmowy o jego ewentualnym spotkaniu z Władimirem Putinem. - Jesteśmy w niezmiernie wczesnej fazie. Wielokrotnie podkreślałem, że jest kilka sygnałów, które musimy uznać za pozytywne, i to wszystko na dzisiaj - podkreślił. Wypowiadając się w sobotę w TVN24, prezydent powiedział, że jest gotów spotkać się z Władimirem Putinem, ale zastrzegł, że nie mogłoby się to odbyć w Moskwie ani nawet w Warszawie.
W Kongresie, a nie w Białym Domu jak wcześniej prezydent Aleksander Kwaśniewski, Lech Kaczyński poruszył temat wiz. Zbiegło się to w czasie z projektem ustawy autorstwa senatora Richarda Lugara z Indiany, wielkiego przyjaciela Polski. Pierwszym krokiem w stronę rozluźnienia polityki wizowej wobec Polaków mogłaby być właśnie realizacja ustawy o wymianie studentów i naukowców. Jednak ostateczne zniesienie wiz to na pewno daleka przyszłość; nikt trzeźwo patrzący na sprawy międzynarodowe nie oczekiwał tu spektakularnego sukcesu.
Bardzo możliwe, że w niedługim czasie (mówi się o połowie 2007 r.) Polskę odwiedzi George W. Bush, który przyjął zaproszenie prezydenta Kaczyńskiego. To też byłby duży sukces Warszawy, gdyby taką wizytę zaczęto przygotowywać.
Dwie umowy podpisane przez ministra spraw zagranicznych Stefana Mellera (skądinąd w atmosferze plotek o tym, że jeszcze przed wyjazdem złożył na ręce premiera dymisję) nie są niczym wyjątkowym - ta o wymianie naukowców to kontynuacja programu z 1992 r., a ta o szkoleniu pilotów jest konsekwencją zakupu samolotów F-16, które pojawią się w Polsce już w listopadzie. Zabrakło na pewno tematu offsetu, z którego Amerykanie się nie wywiązują, ale otoczenie prezydenta argumentowało, że miesiąc temu rozmawiał o tym w Waszyngtonie minister obrony narodowej Radosław Sikorski.
Prywatne wizyty prezydenta Kaczyńskiego pozostawiły trochę niedosytu. Na waszyngtońskie spotkanie z przedstawicielami Polonii nie zaproszono nikogo z grona ponad dwustu profesorów, którzy głośno domagali się prawdy w sprawie Jedwabnego. Miejscowy Kongres Polonii Amerykańskiej wymawiał się Białym Domem, nasza ambasada - Kongresem. Sukcesem można nazwać fakt, że spotkanie z Komitetem Żydów Amerykańskich nie rozpoczęło się od pretensji o nierozwiązaną kwestię roszczeń tych środowisk. Rozmowa skoncentrowała się na przyspieszeniu budowy Muzeum Żydów Polskich w Warszawie. Padły m.in. deklaracje udziału finansowego w wysokości ok. 20 mln USD. Prezydent napiętnował też używanie w amerykańskich mediach sformułowań "polskie obozy śmierci".
Wreszcie część chicagowska, którą śmiało można określić mianem sukcesu i potwierdzenia popularności Lecha Kaczyńskiego w tej społeczności. Dla wielu osób, m.in. zebranych w White Eagle i marznących dzień później pod pomnikiem Kościuszki, był to, co podkreślały, jeden z najszczęśliwszych dni na emigracji.
Sam Lech Kaczyński, mówiąc o realizacji postawionych sobie celów, stwierdził, że wszystkie spełnił. Dodał żartobliwie, że jedyne, co się nie udało, to pogoda. Ta rzeczywiście nie była łaskawa, co na pewno szczególnie odczuwał wciąż przeziębiony prezydent. Oby jednak w polskiej polityce zagranicznej już zawsze tylko śnieg i mróz komplikowały podobne wizyty.
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-02-13
Autor: ab